Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korfanty nie był święty

Michał Smolorz
Wielkimi krokami zbliża się 70. rocznica śmierci Wojciecha Korfantego. Zapowiadają się pompatyczne obchody, które z jednego powodu budzą mój niepokój,

Jesteśmy bowiem bliscy wyniesienia tego polityka na regionalne ołtarze, zapominając, że był on człowiekiem ze wszystkimi zaletami i wadami, że miał nie tylko wzloty, ale i upadki, że mówią o nim wielkie zasługi, ale i niemałe grzeszki. Jeśli przy okazji sierpniowej rocznicy ostatecznie wymyślimy sobie świętego, to już potem na wieki wieków pozostanie nam tylko kult, który nie sprzyja wiedzy historycznej.

Nie chcę stawiać się w roli advocatus diaboli, nawołuję jedynie do opamiętania. Dość mieliśmy w historii Śląska pseudowiedzy opartej na ideologii, by teraz popadać w drugą skrajność: od czasów PRL-u, które (nie wiadomo zresztą czemu) skazały Korfantego na zapomnienie, po współczesną hagiografię. A wszystko, co wokół pamięci o naszym polityku działo się po przełomie 1989 roku zaczyna w tę stronę zmierzać. W całym przebiegu "Roku Korfantego" nie spotkałem ani jednej popularnej publikacji lub wypowiedzi, sformułowanej inaczej niż w tonie hagiograficznym.

A Wojciech Korfanty naprawdę nie był aniołem. Prof. Jan Miodek, wygłaszając w 2000 roku laudację na jego cześć, powiedział bez ogródek: Jako językoznawca nie mogę nie sięgnąć do etymologii jego nazwiska. A wiedzie nas ona do łacińskiego słowa "cornu" czyli "róg". "Korfanty" to śląski przydomek "rogaty". Wojciech Korfanty był rogaty.

Skoro więc przy sierpniowej rocznicy mamy sposobność przyjrzeć mu się bliżej, niech zaistnieje w naszej świadomości w pełnym wymiarze, takim jakim był z krwi i kości, a nie jako anioł, mit zwiewny z powieści dla pensjonarek.
Jest w życiu tego wielkiego Ślązaka wiele zdarzeń trudnych, które są albo świadomie pomijane z obawy "skalania pamięci", albo zgoła przeinaczane. Przyjęło się np. powszechnie uważać, że młody Albert Korfanty (polskiej formy imienia zaczął używać dopiero 10 lat później) został usunięty z niemieckiego gimnazjum za "propagowanie polskości". Tymczasem o okolicznościach tego incydentu praktycznie nic nie wiemy, nie zachowały się bowiem żadne źródłowe dokumenty, np. protokoły szkolne. A uczeń miał już 22 lata (maturę zdawało się w wieku 17-18 lat), zaś do 7-letniego gimnazjum uczęszczał od lat 10. Widać miał daleko więcej problemów szkolnych niż tylko z jedną polityczną awanturką.

Zaś o fakt, do której szkoły w ogóle chodził nasz idol, i z której został usunięty, od lat kłócą się dwa katowickie licea: im. Mickiewicza oraz im. Skłodowskiej-Curie. Najzabawniejsze jest to, że obie szkoły oficjalnie uznają, że powstały w 1922 roku, zatem Korfanty chodził do szkoły.... której jeszcze nie było. Ponieważ relegacja nastąpiła w 1895 roku, a budynek dzisiejszego "Mickiewicza" zbudowano dopiero w 1900, racje mogą mieć zwolennicy "Skłodowskiej", pod warunkiem że wreszcie przestaną zakłamywać historię i przyznają, że ich szkoła powstała w roku 1871. Może to im w końcu przejdzie przez gardło.
Hagiografia Korfantego przemilcza jego długotrwały konflikt ze... śląskim Kościołem katolickim, na którym zbudował swoją karierę polityczną. Nikt nie waży się zacytować, co o górnośląskich księżach mówił i pisał nasz bohater, wygłaszając płomienne przemówienia oraz ogłaszając prasowe manifesty w kampanii przedwyborczej do Reichstagu, a demagogiem był zręcznym. Polityczne pojednanie z Kościołem nastąpiło dopiero 30 lat później.

Równie wstydliwie pomija się w popularnych życiorysach szczegóły procesu Korfantego przed Sądem Marszałkowskim w Sejmie jesienią 1927 roku (był to wówczas sąd koleżeński dla posłów, na których padło posądzenie sprzeniewierzenia się godności poselskiej lub naruszenia prawa). Bez wątpienia inspiratorem procesu był wojewoda Grażyński, ale oskarżenie o nielegalne finansowanie działalności politycznej i publicystycznej, malwersacje finansowe (a nawet podatkowe) były poważne i udokumentowane. Nikt też nigdy nie podważył bezstronności sędziów, którzy uznali posła winnym większości zarzutów, co mocno zachwiało jego karierą polityczną. Co tu kryć, wyrosły ze śląskiej biedy Korfanty w dorosłym życiu kochał pieniądze, uwielbiał dostatek i luksusy, co oczywiście samo w sobie nie jest przestępstwem, czasami tylko prowadzi na manowce.

Jest jeszcze wiele incydentów z życiorysu naszego świętego, mniej lub bardziej istotnych, które dyskretnie zamiatamy pod dywan. Niepotrzebnie - wielkości i dorobku Korfantego nikt mu nie odbierze, dlatego warto poznać go jako człowieka w pełnym wymiarze, a nie tylko jako martwy pomnik ze spiżu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!