Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krystyna i jej morze

Maria Krystyna Zawała
120 Krystyn ze Śląska wyruszyło na 13. imieniny do Szczecina.  Na dworcu żegnał je m.in. wojewoda śląski
120 Krystyn ze Śląska wyruszyło na 13. imieniny do Szczecina. Na dworcu żegnał je m.in. wojewoda śląski Fot. Marzena Bugała
Krysia Pietrzyk z Dąbrowy Górniczej - jedna z 718 Krystyn, spędzających wspólnie 13. już imieniny, nie ma wątpliwości, że były to dla niej jedne z najszczęśliwszych dni w życiu. Bo po raz pierwszy zobaczyła morze i przede wszystkim wrzuciła do niego pieniążek, żeby spełniło się największe marzenie jej życia

12 marca 2010. Dworzec PKP w Katowicach, 9 rano. 120 Krystyn ze Śląska wyjeżdża do Szczecina. Żegna je muzyka, wojewoda i "Polska Dziennik Zachodni". 55-letnia Krystyna Pietrzyk z Dąbrowy Górniczej spełnia swoje kolejne marzenie.

Rano do walizki spakowała trochę ciepłych ubrań, (mówili, że będzie zimno), trochę tych lepszych, żeby było w czym iść na bankiet. A na koniec jedno marzenie. Zobaczyć morze. Nigdy jeszcze go nie widziała. Najdalej, raz w życiu, dotarła na Mazury. To nic, że do plaży ze Szczecina 100 kilometrów. Krystyna to wie, ale w telewizji widziała, że w mieście jest port, duże statki. Od chwili, kiedy dowiedziała się, że imieniny będą właśnie tam, o niczym innym już nie mogła myśleć.

- W moim życiu nie było czasu na podróże - wspomina. Pochodzi z małego Okradzionowa na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Młodość upłynęła jej, jak wszystkim dziewczynom na wsiach. Praca przy gospodarstwie, w międzyczasie szkoła. Ona skończyła technikum mechaniczne - klasę budowy maszyn. W wolnej chwili klub-kawiarnia. - Nie powiem, dobre to były czasy. Mieliśmy kółko teatralne , w którym grałam główne role, i piesze rajdy nawet po Beskidach. Ale w domu się nie przelewało, bo ojciec nadużywał alkoholu. Mama wzięła z nim rozwód. A potem sama założyłam rodzinę - Krystyna opowiada nam swoją historię.

Dwoje dzieci to nie byle co. Krystyna wraz z mężem musieli się natrudzić, żeby związać koniec z końcem i od czasu do czasu wysłać pociechy a to na obóz, a to na kolonie. - Mąż pracował w areszcie. Nie zarabiał kroci. Dla nas już na podróżowanie nie starczało - przyznaje.

To już jej trzecie imieniny z Krystynami. 460 złotych - tyle kosztował ten wyjazd. Złożyli się na to jej syn, synowa i jego teściowa. - Jestem im taka wdzięczna - przyznaje.
12 marca wieczór. Hotel Neptun w Szczecinie. Krystyny zjadły uroczystą kolację i urządziły sobie w holu dyskotekę. Krystyna Pietrzyk z koleżanką tańczyły do północy. A potem jeszcze do drugiej w nocy gadały w pokoju.

- Nie jest mi łatwo, odkąd trochę od siebie z mężem odpoczywamy - przyznaje Krystyna. Ale, jak mówi, tak jest lepiej i dla niej, i dla niego.
Krystyna pracuje teraz w środowiskowym domu dla osób z zaburzeniami psychicznymi. Dobrze rozumie pacjentów. Jej mąż też zachorował. - Nie jesteśmy razem, ale sobie pomagamy. Nie zostawiłabym go samego w chorobie - wyznaje i na wspomnienie tamtych chwil uśmiech znika z jej ust.
- Trudno o tym opowiadać. Opiekowałam się tym chłopakiem aż do jego śmierci. Jeździłam z nim do lekarza, pomagałam do ostatnich dni. Nie mogłam córce wybaczyć, że odeszła od umierającego męża. Zostawiła też mnie. Założyła nową rodzinę. I teraz ukarała mnie, znikając z mojego życia razem z moją wnuczką. Nie mogę sobie z tym poradzić. Boli...

13 marca. 718 Krystyn z całej Polski stawiło się na szczecińskich Wałach Chrobrego. Imieninowe uroczystości pod hasłem "Krystyna, morze", poprowadziła pomysłodawczyni imprezy, wicemarszałek Senatu Krystyna Bochenek. Wieczorem podczas biesiady Giżowska śpiewała m.in. "Złote obrączki".

Za każdym razem, kiedy Krystyna Pietrzyk spogląda na swoją pustą dłoń, robi jej się przykro.
- Moje małżeństwo nie udało się - przyznaje i opowiada dalej. Po śmierci zięcia przeżyła kolejną tragedię. Umarła jej matka. Towarzyszyła jej w tym odchodzeniu. Na inne sprawy brakowało czasu. Z biegiem lat, kiedy kłopotów ubywało, okazało się, że stała się dla swojej rodziny coraz mniej potrzebna. - Poczułam się odstawiona na bok. Także przez męża. W pewnym momencie powiedziałam: dość. Teraz muszę zacząć żyć dla siebie - mówi i jest to głos kobiety, która wiele przeżyła, ale potrafi patrzeć w przyszłość.

Kiedy postanowili z mężem, że na jakiś czas się rozstaną, pierwsze co zrobili, to sprzedali duże mieszkanie. On kupił sobie kawalerkę, a ona rzuciła się z motyką na księżyc i na rodzinnej działce w Okradzionowie zbudowała sobie... dom. - Malutki, z kredytem na karku, ale mój własny. Znów spełniłam swoje marzenie. Jak ta Judyta z filmu "Nigdy w życiu" - opowiada z dumą. Na fotografii, noszonej dla chwalenia się w torebce, drewniany domek jak z bajki stoi wśród zieleni. - Przywieźli gotowe elementy, złożyli do kupy, no i zaczęło się . Większość prac wykonałam sama - chwali się i jednym tchem wylicza: - Zamontowałam okno, ociepliłam dom styropianem, tynkowanie trochę mi początkowo nie wychodziło, ale dałam radę. W końcu jestem tym technikiem czy nie - śmieje się, dodając: - Krystyna może wszystko!!!

14 marca Szczecin. Krystyny zwiedzają miasto. Ruszają w rejs statkiem po kanale portowym. Wieczorem wracają do domów.

Może się to komuś wydać dziwne, ale kiedy Krystyna Pietrzyk zobaczyła statki stojące w porcie, prawie się z radości rozpłakała . - Wiem, to tylko woda. W Dąbrowie Górniczej też mamy Pogorię, ale może świadomość ogromu, przestrzeni, widok wielkich statków sprawiły, że ścisnęło mi gardło. Poza tym znów mi się coś spełniło... - cieszy się.
Ale tak naprawdę do Szczecina jechała z czymś zupełnie innym w głowie. - Pomyślałam sobie, że kiedy stanę w porcie nad kanałem i wrzucę do wody pieniążek, wypowiem kolejne marzenie. Największe, jakie mam. Żeby moja córka do mnie wróciła. Wybaczyłam jej i proszę ją o to samo. Chcę, żebyśmy wszystko zaczęły od nowa. Codziennie się o to modlę - zdradza. Po pokładzie wycieczkowca "Qeen Peene" Krysia Pietrzyk chodziła jak oczarowana. Pomimo wiatru i śnieżycy zajrzała na każdy pokład. Kapitan Mariusz Kubicki zaprosił ją do sterówki i pozwolił wziąć na sekundę do ręki stery.

- Mój Boże, jak ja podczas tych imienin odpoczęłam. Nagadałam się, pośmiałam, wybawiłam. Spotkałam takie same kobiety jak ja - opowiadała już w pociągu do Katowic . - Każda ma jakiś bagaż życiowych doświadczeń, ale kłopotów na imieniny do walizek nie wkładamy, choć potrafimy jedna drugiej pomóc, kiedy potrzeba - przyznała.

Krysia Pietrzyk za rok też chciałaby przyjechać. Ma nadzieję, że jej się uda. Bardzo chciałaby jeszcze w życiu podróżować. Stanąć bosymi stopami na ciepłym nadmorskim piasku...

- Ale jeśli córka do mnie wróci, mogę do końca życia siedzieć w domu - dodaje bez wahania. Bo Krystyna Pietrzyk nie ma wątpliwości, że w życiu, choć bardzo ważna jest niezależność, najważniejsza jest rodzina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo