Ligowy komentarz DZ: Piłka nożna dla kibiców, a dla kogo miasto?

Mecz Ruchu Chorzów z Legią Warszawa obejrzało na żywo z trybun Stadionu Śląskiego ponad 37 tysięcy kibiców. To trzecia w tym sezonie frekwencja na spotkaniu PKO Ekstraklasy po pojedynkach lidera tabeli Śląska Wrocław z Rakowem i Legią. Za to niewątpliwie trzeba pochwalić Niebieskich i ich wiernych kibiców, którzy nie patrząc na kiepskie wyniki beniaminka w gronie najlepszych tłumnie wypełniają trybuny czy to obiektu w Gliwicach czy teraz Kotła Czarownic.

ZOBACZCIE ZDJĘCIA KIBICÓW RUCHU CHORZÓW NA STADIONIE ŚLĄSKIM

Na piątkowym spotkaniu po raz pierwszy od powrotu Ruchu na Śląski pojawili się także fani gości. Z Warszawy oraz Sosnowca przyjechało na ten mecz blisko 4,5 tysiąca kibiców i ich przybycie w piątkowe popołudnie i wieczór dosłownie sparaliżowało Katowice oraz Chorzów. Zamknięta dla ruchu ulica Chorzowska i wyjazdy z osiedla Tysiąclecia, nie kursujące nią nie tylko autobusy, ale i tramwaje sprawiły, że przedostanie się w okolice Stadionu Śląskiego było naprawdę dużym osiągnięciem.

Wiem, że fani stołecznej drużyny mieli dotrzeć na Śląsk dużo wcześniej, ale awaria na kolei i reanimacja kibica opóźniła ich przy-jazd. Eskortujące gości służby porządkowe zamykały ulice na trasie ich przemarszu ze stacji w Katowicach-Załężu ze względów bezpieczeństwa.

Brak możliwości dostania się na mecz blisko 10-krotnie liczniejszej grupy miejscowych fanów jest jednak problemem, który trzeba przy okazji kolejnego spotkania na Śląskim rozwiązać, zwłaszcza że przecież wszyscy organizatorzy imprez masowych zawsze namawiają widzów do udawania się na nie komunikacją publiczną. A przecież byli jeszcze mieszkańcy wracający tą trasą po pracy do domu.

Fani futbolu zawsze skandują hasło „Piłka nożna dla kibiców” i trudno się z nim nie zgodzić, ale dla kogo w takim razie powinno być w tym czasie miasto?