Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukaszczyk: Powinniśmy być dumni, że "my som stond"

Zygmunt Łukaszczyk
Zygmunt Łukaszczyk, były wojewoda śląski, zamierza wrócić do górnictwa
Zygmunt Łukaszczyk, były wojewoda śląski, zamierza wrócić do górnictwa Marzena Bugała-Azarko
Czy być urzędnikiem z bardzo okrojonymi kompetencjami, bo do tego sprowadza się dzisiaj funkcja wojewody, czy iść dalej? - takie pytanie zadał sobie wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk i odszedł ze stanowiska. Rozmowa z Zygmuntem Łukaszczykiem, byłym wojewodą śląskim. Rozmawia Aldona Minorczyk-Cichy

Zygmunt Łukaszczyk ustąpił ze stanowiska. Dziennikowi Zachodniemu mówi o przyczynach swojej decyzji, a także przedstawia swoje przemyślenia na temat fukcji i roli wojewody w woj. śląskim. Śmiało mówi o najdrażliwszych elementach śląskiej polityki.

Autonomia?
- To puste hasło.
Język śląski?
- Nie czuję tej idei.
Czy pan jest w stanie porozumieć się z Jerzym Gorzelikiem?
Dla mnie on i jego poglądy to obca bajka.

SKĄD TE ODPOWIEDZI? CZYTAJ CAŁY WYWIAD Z BYŁYM WOJEWODĄ ZYGMUNTEM ŁUKASZCZYKIEM

Nie jest tajemnicą, że bardzo długo poszukiwano pana zastępcy.
Przede wszystkim to była kwestia mojej wewnętrznej decyzji: co dalej robić w życiu. Czy być urzędnikiem z bardzo okrojonymi kompetencjami, bo do tego sprowadza się dzisiaj funkcja wojewody, czy iść dalej. Rok 1999 spowodował, że większość kompetencji wojewody została przekazana do urzędów marszałkowskich. Dzisiaj gospodarzem regionu jest marszałek, zarząd województwa i radni Sejmiku Śląskiego. Wojewoda to urzędnik pilnujący polityki rządu. Sprawuje nadzór prawny nad jednostkami samorządu terytorialnego, ale też w stopniu ograniczonym, bo w zakresie zgodności uchwały z prawem, a nie od strony merytorycznej. Druga kategoria spraw to rozdział środków z własnego budżetu na rzecz samorządów terytorialnych. W mojej kadencji przekazałem do samorządów ok. 15 mld zł. To są pieniądze cechowane, znaczone. Pola manewru nie ma. Doprowadziłem też do tego, że przedsiębiorstwa państwowe, dla których wojewoda był organem założycielskim, zostały przekształcone w spółki prawa handlowego, albo skomercjalizowane, następnie sprzedane. Dzisiaj tego też nie ma. Trzecia kategoria to sprawy związane z sytuacjami kryzysowymi.

Tutaj miał pan najwięcej pracy. Takich sytuacji w ciągu ostatnich siedmiu lat województwie śląskim nie brakowało.
Właśnie tutaj spoczywał główny ciężar mojej pracy. To były sytuacje kryzysowe tak wywołane przez naturę, jak i napięcia społeczne: protesty, strajki. Wizerunkowo i faktycznie zrobiliśmy w tym zakresie bardzo dużo. Śląsk, a zwłaszcza aglomeracja, były poligonem doświadczalnym z racji koncentracji przemysłu wydobywczego, samochodowego. Gdzie nie rzucić kamieniem, tam jest zakład pracy. I to było dla mnie osią, wokół której budowało się i realizowało zadania. Przeciwdziałać sytuacjom kryzysowym, umiejętnie je w dialogu łagodzić, likwidować szkody. W przypadku np. powodzi, szkody likwidowane są bezpośrednio przez samorządy, ale ze środków państwa, które przechodzą przez budżet wojewody. Przekazano na odbudowę infrastruktury ponad 650 mln zł. Moim zdaniem to się udało, ale ocena należy do ludzi z zewnątrz. Pamiętajmy, że życie nie zamyka się w murach tego budynku.

Pan wyszedł z górnictwa i teraz do niego wraca.
To jest dla mnie wyzwanie na dzisiaj. Dwa lata temu o tym nie myślałem. Nie wiem też, co przyniesie przyszłość. Pewien etap musiał się zakończyć. Zadania, jakie sobie postawiłem, zostały zrealizowane. A tych nowych, o charakterze twórczym jest tutaj jak na lekarstwo. To wynika z kompetencji. Państwo, rząd, premier za zadanie postawili sobie maksymalne przekazanie zadań samorządom terytorialnym. One są blisko ludzi, a ich organy wybiera się w wyborach powszechnych. Wojewoda to „człowiek wynajęty” przez premiera do realizacji zadań. Dla mnie pewien etap działań się zakończył. Oczywiście, prestiżowa pozycja wojewody wynika z historii. Ale jest też tak, że kompetencji posiadasz tyle, ile ich sobie wypracujesz. Trzeba zagospodarowywać wolne obszary. Dla mnie takim obszarem były negocjacje społeczne w sytuacjach kryzysowych.

W gmachu tego urzędu skończyło się wiele konfliktów, w których podjął się pan roli negocjatora.
Udało się nam tutaj pewne negocjacje zakończyć z powodzeniem. I z tego jestem najbardziej zadowolony, bo samo administrowanie to czynności wykonywane wręcz mechanicznie, ściśle określone przepisami. Trzeba się ich trzymać i samo leci. Natomiast ta sfera negocjacji była zawsze trudną do określenia i ujarzmienia w normach i przepisach.

Wymagająca też wielu umiejętności, także dyplomatycznych.
Często i aktorstwa, działania trochę jak na scenie teatru. Ale wszystko po to, by sprawnie przeprowadzić negocjacje. Dla mnie najbardziej owocne były te, które doprowadziły do upublicznienia Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Na tamte czasy to był ewenement. Dzisiaj byłoby to już trudniej zrobić, a efekt ekonomiczny, biznesowy nie byłby tak korzystny. Proszę pamiętać, że dzięki negocjacjom na to upublicznienie zgodziła się także strona społeczna, czyli m.in. związkowcy.

Towarzyszyły temu głośne związkowe protesty.
Zajęło to sporo czasu, ale doszło do porozumienia i to przy otwartej kurtynie. Gdybym miał oceniać ciężar gatunkowy mediacji, to właśnie te uważałbym jako najważniejsze, najbardziej wymierne, konkretne. Z działań kryzysowym zawsze najbardziej będę pamiętać katastrofę kolejową pod Szczekocinami.

Byłam pewna, że właśnie o tej tragicznej katastrofie pan powie.
W tym przypadku pokazaliśmy, że dobrze zorganizowany system ratownictwa medycznego, dopracowany system zachowań straży pożarnej i policji, GOPR-u i innych formacji to jest to. Tam na miejscu w obliczu katastrofy nikt nie zastanawiał się, co ma robić, tylko działał według wypracowanej i przećwiczonej procedury. Dzięki temu uniknęliśmy większej liczby ofiar. Umiejętnie i szybko zabezpieczono setki poszkodowanych. Potem sprawnie przywrócono do dobrego stanu infrastrukturę kolejową.

Jak radził pan sobie z tak skrajnymi osobowościami wokół siebie jak Jerzy Gorzelik i Piotr Spyra. Totalnie odmienne poglądy, spory społeczne, historyczne. Pan nie dał się w nie wciągnąć, w ten nasz wrzący śląski kocioł.
To niezwykle mocno rozgrzany kocioł, polityczny tygiel emocjonalny. Najgorszym doradcą są zaś emocje. Wyznaję zasadę, że przed podjęciem ważnej decyzji trzeba się z nią przespać. Rano świat jest inny. Gorzelik i Spyra to ludzie z dwóch różnych bajek, ale z ciupagami na siebie nie szli.

Poza walką w mediach i na portalach społecznościowych. Tam boje na słowa toczą zaciekłe.
To taki znak czasu, ale do rękoczynów nie dochodzi. Ja w tę ostrą polemikę nie dałem się wciągnąć ani Ruchowi Autonomii Śląska, ani tutaj Piotrowi Spyrze.

Jaki jest pana prywatny stosunek do spraw śląskich: uznania śląskiej godki za język regionalny, narodowości śląskiej, autonomii.
Zaczynając od języka: mamy nawet kilkanaście odmian gwary. Trudno porównywać Raciborszczyznę z ziemią pszczyńską, tar-nogórską, koszęcińską. Nie popieram kodyfikacji języka. Nie można nikogo zmusić do tego, żeby przestał używać słowa „szklonka” na rzecz „szolki”. Śląskie słownictwo jest niezwykle bogate, różnorodne, kodyfikacja byłaby niezwykle trudna i mijałaby się z celem. Nie czuję tej idei.

Narodowość?
Chętniej mówiłbym o etniczności. W jakim celu buduje się narodowość? W pewnym momencie muszą pojawić się hasła o eksterytorialności. Grupa narodowa chce mieć ojczyznę, teren, przestrzeń. W tym kontekście dla mnie ważniejsza jest etniczność: promowanie kultury, gwary. Nie zapominajmy, że w tym województwie żyją też Zagłębiacy.

Istnieje oficjalna narodowość kaszubska a nie słyszałam, żeby Kaszubi chcieli tworzyć własne państwo. Walcząc o uznanie narodowości, tak naprawdę walczyli o pieniądze na promowanie kultury regionalnej.
Ale ja do tego zmierzam, to jest dla mnie ważne. Dzisiaj powinniśmy myśleć o tym, jak wesprzeć naukę o małej ojczyźnie. Jak pomóc zespołom folklorystycznym. Czuję te emocje, potrzeby wrzące pod pokrywką. Wiem, że trzeba to zagospodarować, znaleźć metody finansowania takich regionalnych przedsięwzięć. Proszę spojrzeć na to, co już dzisiaj robi senator Pańczyk. Także nauczanie regionalne. Sam wprowadzałem je do szkół jako prezydent Żor. Bo dzieci znały dopływy Nilu, ale nie wiedziały, że Żory przepływa Ruda, która wpada do Odry. Takie inicjatywy warto wspierać, bo one budują naszą tożsamość, przywiązanie do regionu, poczucie dumy, że „my som stond”.

Autonomia? Co to coraz częściej pojawiające się hasło dla pana oznacza?
To puste hasło. Służące określonej grupie politycznej.

Psujące wizerunek Śląska w Polsce czy nie?
Psujące, bo dzisiaj jest mowa o autonomii bez sprecyzowania na czym miałaby polegać. To nieporozumienie. Autonomia w okresie międzywojennym miała określone, skodyfikowane prawem z asady. Wszystko było jasne. Dzisiaj nie jest. Dlatego nie można usiąść i rozmawiać, bo tak naprawdę nie ma o czym. Póki co to sprowadzało się do walki o kolor krzesełek na Stadionie Śląskim, a nie budowanie samego stadionu, zakończenie inwestycji. Efekt jest taki, że nie ma ani tego obiektu sportowego, ani krzesełek.

Czy pan jest w stanie porozumieć się z Jerzym Gorzelikiem?
Dla mnie on i jego poglądy to obca bajka.

A przecież w Marszu Autonomii w ubiegłym roku ulicami Katowic szło jednak kilka tysięcy osób.
To prawda, ale jestem też przekonany, że gdyby zapytać każdego z uczestników tego marszu na czym polega ta autonomia o którą zabiega, to by nie wiedział. To manifestacja bez ciężaru gatunkowego. O co chodzi z tą autonomią? Gospodarcza, terytorialna, czy jeszcze innego rodzaju? Tego dzisiaj nikt nie jest w stanie sprecyzować. A przecież tak naprawdę my tę autonomię wprowadzamy już od lat na poziomie samorządów. Nawet wojewoda nie ma prawa ingerować w sprawy gminne. To ona sama decyduje: wybudować stadion, szkołę, czy może drogę. Rozumie, że chodzi o większy wpływ na podział środków. I tu zawsze w każdym ustroju, w każdym państwie będzie istniał spór. Państwo musi mieć mocne filary, na których stoi. Musi mieć pieniądze na bezpieczeństwo, zdrowie, szkolnictwo, administrację. To kosztuje i nie można zamknąć się w granicy własnego województwa i powiedzieć: „to co tu wypracujemy, to tutaj zostaje.” Trzeba się podzielić.

Żal panu fotela wojewody?
Trochę tak, ale wielokrotnie zmieniałem swoje życie. Najpierw z zespołu szkół przeszedłem do samorządu. Zaproponowano mi stanowisko wiceprezydenta, a miałem zaledwie 28 lat. Było to ogromne przeżycie, ale podjąłem wyzwanie. W 1998 roku, choć miałem w kieszeni kolejną wygraną w wyborach na prezydenta miasta, zrezygnowałem i przebranżowiłem się. Skończyłem studia podyplomowe. W JSW zaczynałem jako szeregowy pracownik i w krótkim czasie doszedłem do funkcji dyrektora, potem wiceprezesa. W 2006 roku zwolniono mnie z JSW. Zostałem prezesem Centralnego Laboratorium Pomiarowo-Badawczego. Zacząłem prace nad doktoratem. W 2007 roku kolejne wyzwanie: propozycja zostania wojewodą. Trochę to mnie przeraziło. Miałem dobrze płatną i spokojną pracę. Zgodziłem się. Teraz też. Od dawna nosiłem się z tym, czy nie podjąć się nowego wyzwania w szeroko pojętej gospodarce, branży górniczej.

Na stanowisku wojewody górnik zastąpi górnika i "pniok" "pnioka". Piotr Litwa się sprawdzi?
To bardzo dobry, doświadczony urzędnik. Ma ogromną wiedzę.

I negocjować potrafi, a to jak pan podkreślał, bardzo mu się przyda.
On ma po prostu dobry charakter, konsyliacyjny i do tego ogromną wiedzę z obszaru społeczno-gospodarczego, górniczego. Litwa to dobry wybór.

Rozmawiała: Aldona Minorczyk-Cichy

*PREZENTY NA DZIEŃ KOBIET 2014 - NAJLEPSZE POMYSŁY
*PIĘKNE DZIEWCZYNY CHCĄ BYĆ MISS POLONIA - ZDJĘCIA Z CASTINGU W KATOWICACH
*TVP ABC I TV TRWAM NA MULTIPLEKSIE. Jak odbierać, jak przeprogramować dekoder?
*GALA NIEGRZECZNI - DODA POBIŁA SIĘ Z SZULIM - NOWE FAKTY i ZDJĘCIA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!