Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miejski rower wcale nie taki tani?

Michał Wroński
Wypożyczalnia rowerów miejskich
Wypożyczalnia rowerów miejskich SłAwomir Kowalski / Polskapresse
Na samo uruchomienie wypożyczalni w miastach Górnego Śląska i Zagłębia trzeba by wydać 37 mln zł. A potem co miesiąc dokładać 1,6 mln zł.

Pomysł "miejskiego roweru" jest kuszący. Wszak takie są trendy we współczesnej Europie i coraz więcej polskich miast chce iść w ślady Wiednia czy Kopenhagi. Na taki krok zdecydowały się już Warszawa, Kraków, Wrocław, Rzeszów, Lublin, Opole czy Białystok. Czy prezydenci miast Górnego Śląska i Zagłębia podążą tą samą ścieżką - okaże się na początku kwietnia. Drugie, nie mniej istotne pytanie, brzmi jednak: a ile pieniędzy są gotowi na to przedsięwzięcie wyłożyć?

Nasz system wygląda na najdroższy w Polsce

Jeśli ten system ma dobrze działać, to nie może być tani - ocenia Daniel Chojnacki, który brał udział w przygotowywaniu koncepcji Metropolitalnego Systemu Wypożyczalni Rowerów Publicznych dla trzynastu miast Górnego Śląska i Zagłębia (a przy tym jest tzw. oficerem rowerowym we Wrocławiu).

Lektura dokumentu, zamieszczonego na stronie inter-netowej Górnośląskiego Związku Metropolitalnego, potwierdza te słowa. Same koszty inwestycyjne, niezbędne do tego, aby taki system w ogóle wystartował, zostały tam oszacowane na 37 mln zł - najwięcej (ponad 7,7 mln zł) miałyby wydać Katowice, najmniej natomiast (niespełna 1,1 mln zł) Mysłowice. W zamian za to otrzymalibyśmy niemal 10,7 tysiąca rowerów umieszczonych w 1525 stacjach.

Tyle że to byłby dopiero początek wydatków. Zarządzanie systemem przez okres 5 lat wyceniono na 97,4 mln zł. Znaczną część tej kwoty pochłonęłyby: serwis rowerów, koszty ich przewożenia po całej aglomeracji (bo systemem trzeba przecież "sterować", dostarczając jednoślady do tych stacji, gdzie zapotrzebowanie jest największe) oraz działalność biura obsługi klienta.

Sporo. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę stawki, jakie płacą inne metropolie, które już wprowadziły się u siebie "miejski rower". Kraków za 10-miesięczny serwis i call center płaci operatorowi systemu 650 tys. zł. Wrocław w ciągu najbliższych czterech lat zarządzanie systemem będzie kosztować ok. 10,3 mln. W Warszawie rachunek będzie znacznie wyższy, ale w porównaniu z nami i tak jeszcze niewielki.

- Umowa na zarządzanie systemem od sierpnia roku 2012 do listopada roku 2016 opiewa na 19 mln złotych - wyjaśnia Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego.

Wielka skala, wielkie opłaty, to i wielkie pieniądze

Takie zestawienia mogą na wiele osób podziałać jak kubeł zimnej wody. Pewnie także na samych prezydentów miast zrzeszonych w GZM. Pieniądze wykładane na "miejski rower" nie przełożyłyby się przecież na zmniejszenie wydatków ponoszonych na tradycyjne formy komunikacji publicznej (a tylko w tym roku gminy wpłacą do budżetu KZK GOP ponad 380 mln złotych).

- To efekt skali - tłumaczą pytani przez nas przedstawiciele GZM oraz osoby zaangażowane w przygotowanie wspomnianej koncepcji. Zgadza się. Powtórzmy raz jeszcze same tylko liczby: u nas miałoby być ponad 1500 stacji i przeszło 10,7 tysiąca rowerów. We Wrocławiu tych pierwszych jest 70, tych drugich 700. W stolicy, która dziś ma największy system wypożyczalni w Polsce, stacji jest niespełna 200, a rowerów ponad 2800.

Różnice w skali nie są jednak jedynym powodem cenowych rozbieżności. Okazuje się po prostu, że przygotowaliśmy sobie model systemu w wersji luksusowej. Znalazły się w nim m.in. rowery transportowe (wycenione bagatela na 8 tys. zł za sztukę) oraz zamykane wielkogabarytowe stacje, umożliwiające "parkowanie" w nich także prywatnych rowerów. Nie można jednak wykluczyć, że w takiej rozbudowanej wersji pomysł nigdy nie doczeka się realizacji i na wieki trafi do szuflady, a faktyczna skala przedsięwzięcia będzie znacznie skromniejsza. - W zależności od zainteresowania ten projekt zapewne będzie ewoluował - mówi Daniel Chojnacki.

- Jeśli dojdzie do realizacji, to pewnie będziemy zaczynać od takiego standardu, jaki obecnie jest w Warszawie czy Wrocławiu - tonuje Adam Baron, dyrektor biura Górnośląskiego Związku Metropolitalnego.

Po raz pierwszy o uruchomieniu systemu rowerowych wypożyczalni w miastach Górnego Śląska i Zagłębia usłyszeliśmy wiosną 2011 roku.

Od razu usłyszeliśmy też wówczas o terminie debiutu tego przedsięwzięcia. System miał zacząć działać 1 września 2011 roku. Szybko jednak okazało się, że to obietnice bez pokrycia. Władze Górnośląskiego Związku Metropolitalnego nie dogadały się z niedoszłym operatorem systemu, ale mimo to nie porzuciły pomysłu. Co jakiś czas przypominały o konieczności wdrożenia "polityki rowerowej", choć jedynym konkretnym rezultatem są różnego rodzaju teoretyczne opracowania, z których niekoniecznie musi coś wyniknąć. Okazja, by powiedzieć "sprawdzam" nadarzy się z początkiem kwietnia, gdy odbędzie się specjalne spotkanie przedstawicieli miast zrzeszonych w GZM, poświęcone wyłącznie jednośladom i ich roli w komunikacji na terenie aglomeracji. Zapowiedź taką przekazała nam kilka dni temu Małgorzata Mańka-Szulik, przewodnicząca zarządu GZM. Z tego też powodu od początku tygodnia dyskutujemy na naszych łamach o możliwości wprowadzenia na Górnym Śląsku i w Zagłębiu "miejskiego roweru". O funkcji, jaką miałby spełniać i kosztach, z jakimi by się to wiązało. Jutro zamierzamy się przyjrzeć firmom, które mogłyby ewentualnie zarządzać takim systemem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!