Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość z tyskiej parafii

Redakcja
Róża i Andrzej Strączkowie nie byliby razem, gdyby nie klub seniora przy tyskiej parafii bł. Karoliny
Róża i Andrzej Strączkowie nie byliby razem, gdyby nie klub seniora przy tyskiej parafii bł. Karoliny Fot. Mikołaj Suchan
Nigdy nie jest za późno ani na nową miłość, ani na przyjaźń, a tym bardziej na radość. Tyszanie z parafii bł. Karoliny znajdują to w parafialnym klubie seniora. O tym, jak wyglądają takie spotkania pisze Jolanta Pierończyk

Miłość można spotkać nawet w drodze po bułki - powiedziała kiedyś Beata Tyszkiewicz. Róża i Andrzej Strączkowie z Tychów spotkali ją w klubie seniora przy kościele bł. Karoliny. Oboje byli wdowcami. Róża pochowała męża siedem lat wcześniej, Andrzej stracił żonę półtora roku wcześniej. Do parafialnego klubu seniora przyszedł zresztą tylko dlatego, by spełnić jej ostatnią wolę.

A myśleli, że już teraz, do końca ich dni, pisana jest im samotność

- Bardzo prosiła, bym po jej śmierci przyniósł tu ciasto i kawę, żeby podziękować tym ludziom za wspaniałe chwile, jakie w ich gronie spędziła - wspomina. - Tu zapominała o swojej chorobie. Te poniedziałkowe wieczory uprzyjemniały jej ostatnie, trudne, pełne cierpienia lata życia. Umierając, prosiła: "Nie zapomnij".

Nie zapomniał. Już nie wie, jakie ciasto przyniósł, ale pamięta słowa księdza proboszcza Józefa Szklorza, który wspomniał nieboszczkę, jej godną podziwu postawę podczas choroby i zachęcił go do zajęcia jej miejsca w tym gronie.

Pozostała modlitwa, komputer i sen
- Postanowiłem spróbować - opowiada Andrzej Strączek. - Tym bardziej, że po śmierci żony poczułem straszną pustkę w życiu. Wydawało mi się, że już wszystko się dla mnie skończyło. Że już dla mnie nie ma życia. Syn był zajęty swoimi sprawami. Mnie pozostawała modlitwa, komputer i sen. Chciałem umrzeć. - A ja wręcz przeciwnie - wtrąca Róża. - Chciałam żyć, choć przez pierwszy rok nie było dnia, bym nie szła na cmentarz. Mąż umarł 10 stycznia, była zima, a ja od tego dnia codziennie brnęłam pieszo w tym śniegu, żeby stanąć nad jego grobem. Płakałam, cierpiałam, ale jednocześnie modliłam się, żeby mnie jeszcze coś miłego w życiu spotkało.

Miłość, która miała nadejść nie była tą od pierwszego wejrzenia. Pogrążony w bólu i żałobie Andrzej zupełnie nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Róży wśród członków poniedziałkowego klubu seniora nie zauważył. Zauważyła go natomiast ona. Dostrzegła jego samotność. Nawet kiedyś, widząc, że po wyjściu z klubu seniora idzie w tym samym kierunku, zaproponowała wraz z koleżanką, żeby do nich dołączył. - Pan tak sam - powiedziała.
Przyjął zaproszenie. Doszedł do domu w ich towarzystwie, ale dziś zupełnie tego nie pamięta.
Amor zapolował latem
Na Różę spojrzał dopiero wiele miesięcy później, podczas letniego turnusu dla seniorów, jakie ks. prałat Józef Szklorz rokrocznie organizuje w parafialnym domu wczasowym w Wiśle. Przez całe wakacje wypoczywają tam dzieci i młodzież z parafii, podzieleni na osiem turnusów, a dziewiąty - na przełomie sierpnia i września - należy do seniorów.

-W tym naszym spotkaniu tam, w Wiśle, był z całą pewnością palec Boży, bo niewiele brakowało, żebyśmy w ogóle się tam nie znaleźli - opowiada pan Andrzej. - I ja z kolegą, i Róża z koleżanką przegapiliśmy termin zapisów i kiedy próbowaliśmy się dopisać do listy, usłyszeliśmy, że "może się znajdzie miejsce". Miejsce się znalazło. A do tego wszystkiego Andrzej Strączek z kolegą zostali przypisani do stolika, przy którym posiłki jadała Róża Adamek z koleżanką. Siedzieli naprzeciw siebie.
- Serce mi się krajało patrząc na tego mężczyznę, który bez przerwy miał łzy w oczach - wspomina.

- Wiedziałam, co czuje. Znałam ten ból. Tylko, że ja już swoje cierpienie wypłakałam, a on był jeszcze na etapie głębokiej żałoby. Pewnego dnia Andrzej z kolegą wymyślili sobie prywatną wycieczkę w góry. Zaprosili Różę i jeszcze jedną panią. Już wtedy Andrzej nie wyobrażał sobie, żeby ta wycieczka mogła odbyć się bez Róży. Jeszcze większą poczuł do niej sympatię, gdy schyliła się, by mu... zawiązać buty. Pan Strączek jest po wypadku, w którym stracił trzy palce lewej ręki. Z wiązaniem sznurowadeł jest więc problem.
- Widziałam, jak stoi taki bezradny, więc powiedziałam, że mu zawiążę - opowiada pani Róża. - Pomyślałem sobie wtedy: "Nie dość, że atrakcyjna, to jeszcze z dobrym sercem" - przyznaje się Andrzej Strączek.

Pomógł ksiądz
- Nieśmiało pomyślałem, że moglibyśmy ułożyć sobie na nowo życie - mówi pan Andrzej. - Że łatwiej nam byłoby żyć we dwoje niż tak w pojedynkę zmagać się ze swoją rozpaczą. Kropkę nad i postawił ksiądz proboszcz podczas kolędy, kiedy zobaczył Różę u mnie. I to on wyraził to, co ja jeszcze nie umiałem wyartykułować: żebyśmy wzięli ślub.

Sakramentalne TAK przed tym samym proboszczem powiedzieli sobie 17 stycznia 2009 roku. Są szczęśliwi. Oni, którzy myśleli, że samotność im pisana już do końca ich dni.
Są na razie jedyną parą małżeńską, jaka utworzyła się na gruncie klubowej znajomości. Uczestnicy klubu spotykają się najpierw na mszy wieczornej, a potem spędzają ze sobą dwie niezapomniane godziny w kawiarence w Domu Parafialnym.

- Długo się zastanawiałam, czy tu przyjść - przyznaje się Krystyna Szczotka, która w klubie jest od trzech lat. - Brakowało mi odwagi. A poza tym nie wiedziałam, czy to już ten czas. Myślałam, że to miejsce dla starszych ode mnie. W końcu się jednak przełamałam i jestem. I cieszę się ogromnie, bo dopiero tu zrozumiałam, jak ważny jest kontakt z drugim człowiekiem. Teresa Raj przychodzi tu dziewiąty rok. Nie żyją już sąsiadki, które kiedyś jej tu towarzyszyły. - Ale w tym gronie są inne koleżanki. Bez tego klubu byłabym bardzo samotna, bo sąsiadki mam teraz młode, więc nie ma mowy o jakichś pogaduszkach - mówi.

Lubią poniedziałki
Każdy klubowicz czeka na poniedziałek. Bo tu zawsze wesoło. - Nawet jak kogoś coś boli, to robi wszystko, by w poniedziałek być na chodzie i tu przyjść - mówi jedna z pań. Tu się świętuje urodziny i inne rocznice, wspólnie przeżywa święta. Duszą towarzystwa jest ksiądz prałat, który potrafi i rozbawić towarzystwo, i powiedzieć coś takiego, co daje człowiekowi do myślenia, i dowcipnie zapowiedzieć gościa wieczoru. W miniony poniedziałek były to pracownice banku.

- Powiedzą, co lepsze: pończocha czy bank - żartował. - Z tą pończochą przy sklerozie może być różnie. Człowiek zapomni, gdzie ją dał i już będzie myślał, że go okradli...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!