Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Musical ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze! Co do tego nie ma wątpliwości - udowadniają autorzy książki "Ten cały musical"

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
Premiera „Kotów” w Teatrze Rozrywki w Chorzowie (rok 2022).  Recenzję DZ znajdziemy na dziennikzachodni.pl
Premiera „Kotów” w Teatrze Rozrywki w Chorzowie (rok 2022). Recenzję DZ znajdziemy na dziennikzachodni.pl fot. Fot. Artur Wacławek FB Teatr Rozrywki
Musical to nie tylko całkiem długa i ciekawa historia, ale też elastyczność, błyskawiczna reakcja na ważne sprawy społeczne, to, co dzieje się wokół nas, a nawet...terapia. Do wielbicieli i znawców gatunku, który narodził się w Stanach Zjednoczonych, żeby podbić cały świat, z pewnością zaliczają się autorzy książki „Ten cały musical”, która właśnie ukazała się nakładem PWM.

"Ten cały musical" to zbiorowa praca Mateusza Borkowskiego - muzykologa, pedagoga oraz krytyka i publicysty muzycznego, Jacka Mikołajczyka - reżysera i tłumacza musicali, historyka teatru muzycznego i dyrektora artystycznego Teatru Syrena w Warszawie oraz Marcina Zawady, teatrologa, wykładowcy, selekcjonera i dyrektora festiwali teatralnych. Dwaj ostatni prowadzili przez osiem sezonów audycję pod takim samym tytułem, co książka, w Programie 2 Polskiego Radia. Mateusz natomiast, na antenie Radia Kraków Kultura, prowadzi audycję „Przystanek Broadway”. Słuchaczy mają wielu - dziś zdobywają czytelników. A ich samych połączył właśnie musical.

Wybór trudny i subiektywny. 104 tytuły to za mało?

To nie leksykon i nie musicalowe kompendium - zastrzegają już w pierwszym zdaniu. Aczkolwiek, chociaż zabrzmi to przewrotnie, tak całkiem od tych encyklopedycznych porównań nie uciekną. Bo mamy tu jednak konkretne omówienia 104 musicali! - Naszym celem było pokazanie musicalu bardziej prawdziwym, nie od tej stereotypowej strony, i zaprezentowanie złożoności tego gatunku. I napisaliśmy tę książkę zarówno dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się o nim czegoś więcej, poszerzyć wiedzę, jak i dla szerokiego grona czytelników. Nie jest leksykonem, ale... jednak trochę jest. Tylko autorskim - zastrzega Mateusz Borkowski. Chociaż układ książki nieco przypomina formą naukowe opracowanie, autorzy podkreślają, że jednak stylistyka (co ciekawe, spójna, chociaż mamy tu trzech autorów o różnym spojrzeniu - przyp. red.) nie jest naukowa. Miało być lekko, gawędziarsko i bezpretensjonalnie. I wygląda na to, że autorom udało się cel osiągnąć. - Naszą książkę odróżnia na pewno to, że w typowym leksykonie mamy jednak konkretne hasła, dużo liczb. My przy jednym tytule podajemy więcej faktów, przy innym skupiamy się na ciekawostkach. Najważniejszy był jednak dla nas subiektywny przekaz, pokazanie, dlaczego dany tytuł jest dla nas ważny- podkreśla Marcin Zawada. A tych powodów może być wiele. Na przykład taki, że zdobywając trudno osiągalny bilet na „Hamiltona”, autor-widz nie dociera na spektakl, bo...zaspał. Wybór nie był prosty. Nie obyło się bez sporów i trudnych decyzji, żalu, że już nie zmieści się ten czy inny tytuł. A i same wybory nie do końca były oczywiste. Nie znajdziemy tu np. „Skrzypka na dachu” czy - bardzo zresztą cenionego przez autorów - „1989”, obecnie najgłośniejszego po „Metrze” polskiego musicalu. Książka powstawała przez kilka lat, po drodze była pandemia i inne ograniczenia. Ale jest. I chyba jednak w idealnym momencie.

Renesans w Polsce i na całym świecie. „Król Lew“ czy „1989”?

- Musical to obecnie na pewno jeden z gatunków, który przeżywa swój renesans i to na całym świecie. O tym, że naprawdę jest niezwykle popularny, świadczą wypełnione po brzegi teatry muzyczne. Także w Polsce obserwujemy ten trend, powstają nowe placówki, mamy też kierunki musicalowe, choćby na Akademiach Muzycznych w Łodzi czy Gdańsku - mówi Mateusz.

Czy musical się zmienia? Autorzy książki nie mają co do tego wątpliwości. Ale i widzowie w Polsce - zwłaszcza pasjonaci - stali się bardziej wymagający. Choćby z tego powodu, że częściej mają możliwość porównania. - Ostatnia dekada przyniosła wiele zmian. Polski widz często jeździ do Londynu, żeby oglądać musicale w tamtych teatrach, istnieje już nawet pojęcie turystyki musicalowej. Wie, czego może oczekiwać. Twórcy i teatry na to reagują, powstają coraz lepsze spektakle - zwraca uwagę Marcin. Jeśli polskie teatry chcą wystawiać musicale zagraniczne, to jest to obwarowane licencjami, ale służy jakości. A rodzima twórczość? - Teatry zamawiają coraz częściej musicale, problem polega jednak na tym, że nie wszyscy polscy twórcy do końca mają świadomość, czym jest musical, że to nie jest po prostu sztuka z piosenkami, bo to wtedy spektakl muzyczny. Musical natomiast jest w pełni zintegrowanym dziełem, gdzie muzyka, teksty piosenek, scenografia, choreografia, kostiumy, wszystko tworzy spójną całość - tłumaczy Marcin. Jako dobry przykład podaje Teatr Muzyczny w Poznaniu, gdzie powstało kilka rdzennie polskich musicali. Ostatnio „Irena” - o Irenie Sendlerowej. Ale tych tytułów jest jednak zdecydowanie mniej. - U nas głównie wystawiane są tytuły zagraniczne. I najczęściej jednak te znane. Wtedy istnieje pewność, że widz przyjdzie. Przy mniej znanych wiele zależy od pracy marketingowców. Niektórzy dyrektorzy teatrów też wolą nie ryzykować i stawiają na sprawdzone tytuły. Dla przykładu - „Skrzypek na dachu”, oczywiście wybitny musical, ale pamiętam, był grany u nas w aż 9 teatrach w ciągu jednego sezonu, albo „Kabaret” - równie często. Jak widzę zapowiedź takiego tytułu, to trochę się krzywię - przyznaje Marcin. Zwraca jednak uwagę, że o ile polskie szkoły teatralne i muzyczne przygotowują wykonawców, to brakuje wydziału, który przygotowywałby kompozytorów i librecistów właśnie pod kątem tworzenia musicali. - Jeśli chodzi o polskich twórców musicalowych, to na pierwszym miejscu i poza konkurencją jest Wojciech Kościelniak, który od lat tworzy swój autorski, musicalowy teatr. Buduje artystycznie wysmakowane przedstawienia - podkreśla Marcin.

Zdaniem Mateusza, klasyki jednak też mogą być ciekawe. I on od nich nie ucieka. - Ostatnio byłem na „Kabarecie” w chorzowskim Teatrze Rozrywki, aktualna i mocna inscenizacja. Podobały mi się też na tej scenie „Koty”(premiera z 2022 roku). Mimo że to jeden z najbardziej znanych tytułów, nie należy do moich ulubionych, chociaż właśnie muzykę z „Cats” słuchałem jako pierwszy musical, w wersji niemieckojęzycznej, na płycie - wspomina. - To musical właściwie bez akcji, ale ostatnia, chorzowska wersja, ma w sobie wiele humoru i sprawiła, że nudy nie było - zapewnia. Zwraca uwagę, że są teatry, które podejmują jednak ryzyko i sięgają po mniej znane - w Polsce - tytuły. Takim przykładem jest Teatr Syrena, gdzie jesienią będzie można zobaczyć znakomity musical „Six” o sześciu żonach Henryka VIII, który na stałe gości w londyńskim repertuarze i cieszy się ogromną popularnością. Jako muzykolog, ponad libretto stawia jednak muzykę. A jest ona w musicalach różnorodna. Od tradycyjnych wersji z lat 40., 50, przez wykorzystujące muzykę pop jak słynny „Król Lew” do utworów Eltona Johna, czy hip-hop w „1989”, przez blues, folk i muzykę operową. - Chociaż mówię o renesansie, nie zapominajmy o latach 80. i 90. W PRL-u też powstawały polskie musicale. Choćby „Kolęda Nocka”, nie mówiąc już o „Metrze”. Przy okazji tego ostatniego warto wspomnieć, że otworzył scenę dla kariery Katarzynie Groniec, Edyty Górniak i wielu innym, dziś znanym artystom - przypomina Mateusz. I chociaż „Metro” nie rzuciło na kolana publiczności na Broadwayu, chociaż już ta prezentacja w tym kultowym dla musicali miejscu była sukcesem), to u nas wciąż zachwyca kolejne pokolenia - zwraca uwagę Mateusz.

Komedia? Nie, nie zawsze. Nawet coraz częściej nie

Mateusz przyznaje, że najbardziej rozpowszechnionym mitem na temat musicali, jest ten, że to coś lekkiego i komediowego. - Nic bardziej mylnego. To nie zawsze są komedie muzyczne, nie zawsze miłosna intryga. Taki charakter miało większość musicali na początku, ale sporo się w tym zakresie zmieniło. Nie możemy też powiedzieć, że musical to współczesna operetka. Na pewno w pewnym sensie zajął jej miejsce , ale jego cechą charakterystyczną jest to, że najszybciej reaguje na to, co dzieje się współcześnie. Powstają musicale na najbardziej aktualne tematy, np. „Hamilton” dotyczący historii USA, czy inspirowanym nim „1989” - produkcja Teatru Słowackiego i Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku, ukazująca upadek komunizmu z nowej perspektywy. Mamy musicale dotyczące depresji czy problemów społecznych. Wachlarz jest szeroki. Czasem ta tematyka wysuwa się na plan pierwszy, w tle zostawiając inne elementy gatunku, jak choćby dekoracje. Przykładem może być opisany w naszej książce „Come from Away”, który miał premierę na Broadwayu w 2017 roku - wskazuje Mateusz.

Spektakl nawiązuje do wrześniowych ataków na World Trade Center. Trzydzieści osiem samolotów zamiast do Nowego Jorku, zostaje skierowanych do Gander w Nowej Funlandii. Siedmiotysięczna społeczność będzie musiała przyjąć tysiące pasażerów z całego świata. Musical podejmuje tu wątek człowieczeństwa i globalnej solidarności. Zatem z całą stanowczością można stwierdzić, że czasy, kiedy szło się obejrzeć musical wyłącznie w celach rozrywkowych - minęły. - Absolutnie! - potwierdza Marcin. - Zwykle mówię moim studentom, że chyba nie ma takiego musicalu, który nie niósłby jakiegoś przesłania społecznego. Oczywiście nie jest to wykluczone także w formie komediowej. Ale mamy też przykłady bardzo serio, jak choćby „next to normal” (na Broadwayu w 2009 roku) , który w 2019 roku miał polską prapremierę (w reżyserii Jacka Mikołajczyka, trzeciego autora książki „Ten cały musical”- przyp.red.) w Teatrze Syrena w Warszawie. Musical poruszający temat choroby dwubiegunowej. To było wydarzenie nie tylko teatralne. Pamiętam, że po spektaklu podszedł do mnie widz i powiedział, że przyprowadzi na niego znajomych, nie będzie im wtedy musiał opowiadać o swojej chorobie - wspomina Marcin.

I dodaje, że ze zbioru „problemowych” musicali, bardzo chciałby zobaczyć w Polsce „The Band’s Visit”, który pokazuje, jak można się porozumieć ponad religią i politycznymi podziałami. To przykłady na to, że musicalu absolutnie nie umieścimy na półce z napisem „rozrywka”.

Nie lubię musicali? Owszem, zdarza się...

Czy pasjonaci musicali, są w stanie powiedzieć, że jakiegoś tytułu nie lubią? Jak najbardziej! -Takich musicali, których nie lubię, jest...sporo. To jest tak, jak choćby w przypadku malarstwa. Inne obrazy wiszą pod Bramą Floriańską w Krakowie, inne są w Sukiennicach, inne w Mocaku.Odbiór jest różny. Zdecydowanie wolę musicale problemowe, nie familijne, przeznaczone dla dorosłego odbiorcy. Nie chodzę też, chyba że z kronikarskiego obowiązku, na te typowo dla dzieci, no chyba, że jest to „Król Lew”. Wolę także musicale oryginalne niż jukeboxy, czyli te, na które składają się przeboje z minionych lat, gdzie do znanych piosenek dopisuje się kontekst, tworzy nową historię (przykładem jest choćby „Mamma Mia!”). Natomiast i tak zawsze najważniejsza dla mnie będzie muzyka. Jeśli ona mnie uwiedzie, to reszta ma już drugorzędne znaczenie - podkreśla Marcin Zawada.Konkretnych tytułów, których „nie znosi”, jednak nie poda. - Zdarzyło się kiedyś, że podczas jednej audycji mówiłem o jednym tytule z lekkim przekąsem, to były naprawdę delikatne prztyczki, a jednak słuchacze ostro zareagowali. Trzeba jednak rozdzielić: to, co jest sukcesem komercyjnym, nie zawsze jest artystycznym. Dla mnie i Mateusza najważniejsze musicale stworzył Stephen Sondheim, ale kiedy się patrzy na listy najdłużej granych, tych, które najwięcej zarobiły, to tam ich nie ma - mówi Zawada. Pewne jest jedno, jak piszą autorzy książki: musical żyje i ma się dobrze. I nie mają wątpliwości, że zostanie z nami na zawsze .

Nie przeocz

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera