Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz czy nie-nasz? Premiera „Conrada” w Teatrze Śląskim RECENZJA

Henryka Wach-Malicka
„Conrad” aktorsko to spektakl koncertowy. Wykonawców pięcioro, postaci – kilkanaście
„Conrad” aktorsko to spektakl koncertowy. Wykonawców pięcioro, postaci – kilkanaście materiały Teatru Śląskiego/P. Jendroska
Przedstawienie Teatru Śląskiego nosi tytuł jednoznaczny: „Conrad”. Nie ulegajcie jednak podejrzeniom, że to kolejna próba opowiedzenia biografii wybitnego pisarza za pomocą teatralnych narzędzi i środków. Że to typowe przedstawienie „z życiorysu wzięte”. Nic podobnego. Sztuka Ingmara Villqista okazuje się całkowicie osobnym bytem teatralnym. Rzeczywiście oparta jest na biografii Josepha Conrada. Ale często i swobodnie odbiega od encyklopedycznych informacji o autorze „Jądra ciemności” w rejony wolnych skojarzeń, mieszając prawdę, prawdopodobieństwo i fikcję. Precyzyjnie skomponowana i wyreżyserowana, nie traci przy tym z pola widzenia fenomenu sławy pisarza i jego międzykulturowego zawieszenia, wyznaczanego polskim rodowodem i brytyjską codziennością.

Struktura sztuki Villqista przypomina nieco kompozycję „Lorda Jima”. Wydarzenia z życia Conrada – a właściwie Józefa Teodora Konrada Korzeniowskiego - poznajemy wbrew ich chronologii, za to w rozmaitych konfiguracjach sytuacyjnych i czasowych. Początkowo narracja skupia się na kilku prawdziwych wydarzeniach, szybko wkradają się w nią jednak dygresje, poszerzające kontekst opowieści. W stronę dyskusji o tym czym jest polskość i gdzie biegnie granica między szczerym umiłowaniem narodowej tradycji a zwyczajną tromtadracją. Sceniczny Conrad dialoguje na ten temat z ludźmi, których naprawdę spotkał, ale też z postaciami historycznymi, a nawet bohaterami innych literatów. Świetna jest scena rozmowy Josepha z Kobietą w Czarnym Kapeluszu (kto widział, niech nie zdradza kim jest, bo odbierze „nieświadomym” widzom przyjemność zaskoczenia!). Ona – czyste wcielenie młodopolskiej egzaltacji, on – chłodny, brytyjski racjonalista, tłumiący własną, nieoczekiwaną (?) skłonność do polskich wzruszeń. Robią na sobie wrażenie.

Aktorsko to spektakl koncertowy. Wykonawców pięcioro, postaci – kilkanaście; każda z innej, psychologicznej gliny. I żadnego fałszu, choć zadanie karkołomne. Tekst sztuki nierzadko wychodzi z ram; bohaterowie komentują sposób... inscenizacji, cytują didaskalia, prowokują (z umiarem) publiczność. Bardzo to zresztą spektaklowi służy; zmniejsza dystans i wprowadza humor, równoważący momenty, niejako z definicji, patetyczne. Artur Święs gra Conrada jako powściągliwego, stonowanego komentatora zdarzeń. Ale widz nie ma wątpliwości co do przepaści między zewnętrzną postawą a głęboko skrywanymi przeżyciami pisarza. Miedzy jego potrzebą akceptacji w świecie anglojęzycznym, a szacunkiem dla pierwszej ojczyzny, w której mierzi go zaściankowość i martwota myśli, ale od której nie potrafi, i nie chce się odwrócić. Z woli autora i reżysera, królową spektaklu jest jednak Ewa Kutynia w rolach sześciu (!) kobiet, ważnych w biografii bohatera. Każda inna, każda przekonująca i zaskakująca interpretacją. A warsztat aktorski taki, że pochwał brakuje...Polecam „Conrada” także tym, którzy książek pisarza nie znają. W tekst wpleciona została sekwencja, oparta na jego utworze, która udowadnia, jak znakomitym był literatem. I to, że morze jest w jego utworach tylko pretekstem do zgłębiana tajemnic ludzkich reakcji. Jego własnych nie wyłączając.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!