MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niewielki ślad. Felieton Sebastiana Reńcy dla "Dziennika Zachodniego"

Sebastian Reńca
Poniższy tekst ukazał się 13 września 1940 r. w wydawanej w Krakowie „Gazecie Żydowskiej” (16/1940) w rubryce „Nasza Gazetka. Tygodniowy dział dla dzieci”, a napisała go Mania Borzykowska z Sosnowca, która musiała pracować na farmie powstałej na nieużytkach przy granicy z Będzinem. Notabene, dziewczęta, które pracowały na polu w krótkich spodenkach, oburzały swym strojem okoliczne mieszkanki za jego… nieobyczajność.

„Z pewnością nikt z was, koledzy i koleżanki w tym roku nie skorzystał należycie z lata. Nie tak, jak co roku, zaraz po otrzymaniu świadectw, każdy rozjeżdżał się w inną stronę. Dostawał nowych przyjaciół, korzystał z różnych wiejskich przyjemności. Dziś także jest nam wesoło.

Nasza młodzież sosnowiecka korzysta z ziemi, którą dostali Żydzi na uprawę. Są to tak zwane Działki. Kto choć na chwilę wstępuje na Działki, zapomina o własnych troskach. Ziemia stojąca długie lata ugorom, zazieleniła się ślicznie. Wszędzie rozpogodzone oblicza. Tu i ówdzie widać gromadę młodzieży wyrywającą lub zajadającą – to rzodkiewkę, to marchew lub kalarepkę. Wszędzie gwar i śmiechy. Około godziny siódmej – ruch prawdziwy. Starsza młodzież, dorośli, starcy i dzieci - wszyscy ciągną na Działki, aby zobaczyć, jak to Działkowcy pracują, jak podlewają ziemię, wyrywają chwasty i dojrzałe jarzyny. Dopiero kilka minut przed dziewiątą pole pustoszeje. Działki układają się do snu — jak my zmęczone, aby nazajutrz znów napełnić się gwarem i życiem pracujących”.

Mania Borzykowska była córką Pinkasa i Reginy. Pinkas urodził się w Częstochowie w 1908 roku. Był kupcem, handlował w Sosnowcu tekstyliami. W tym samym roku, co mąż, urodziła się w Warszawie Regina z domu Elbaum. Przed wojną nie musiała pracować, dlatego zajmowała się domem i córką. Cała rodzina nie przeżyła niemieckiej okupacji.
W tej samej rubryce kilka tygodni później ukazał się krótki dowcip (30/1940).
„– Kubusiu, coś sobie kupił za te dwa złote, które ci zostawiłam za picie tranu? – pyta mama, wracając z biura do domu.
– Za jeden złoty kupiłem sobie scyzoryk, a drugi dałem Franusiowi za picie tranu”.

Ten niewielki tekścik nadesłała do krakowskiej redakcji Rózia Rechnic z Będzina.

Rózia Rechnic urodziła się w 1929 roku. Jej tata miał na imię Idel, a mama Chaja z domu Katz. Dziewczynka mieszkała z rodzicami w Będzinie. Razem trafili do getta. Zginęła 3 grudnia 1943 r. w Auschwitz. Matka o ojciec Rózi również zostali zamordowani.
W „Przewodniku Gospodarczym województw: kieleckiego, krakowskiego i śląskiego” z 1938 r. można przeczytać, że w Będzinie było dwóch przedsiębiorców, których imiona zaczynały się na literę „I” a ich nazwisko brzmiała – Rechnic. Jeden zajmował się sprzedażą żelaza i wyrobów żelaznych (Będzin, ul. Kołłątaja 21), a drugi handlował artykułami elektrotechnicznymi (Będzin, ul. Kołłątaja 15).

Dlaczego wspominam o nich? Dokładnie 80 lat temu zakończono tworzenie getta w sosnowieckiej dzielnicy Środula. „Warunki mieszkaniowe na Środuli były straszne. Podczas akcji przesiedleńczej ludzie zabrali do getta tylko małą część swojego dobytku (…). Ciasnota mieszkaniowa uniemożliwiała pomieszczenie nawet tych koniecznych sprzętów” – pisał Natan Eliasz Szternfinkiel.
Mniej więcej w tym samym czasie w warszawskim getcie wybuchło powstanie. Jednym z bohaterów, walczących z Niemcami, był Mordechaj Anielewicz, który spędził trzy miesiące w Zagłębiu Dąbrowskim (od czerwca do początku września 1942 r.). Marek Edelman w rozmowie z Hanną Krall wspominał, że przed wojną matka kazała kupować Mordechajowi czerwoną farbę, by malować nią skrzela, żeby ryby, którymi handlowała wyglądały jak świeże. Ów anegdota nie wszystkim się podobała, gdyż burzyła obraz bohatera.

Gdy Anielewicz pojawił się w Będzinie, od razu spodobał się dziewczynom, „taki wysoki, sprawny, chudy chłopak, taka wielka energia z niego bije. (...) Mordechaj był dumą ruchu, miał w sobie niezwykłe zdolności, rzadko spotykane człowieka teorii i wodza praktyki. Nie mógł znieść niezaradności ludzkiej. (...) Wszędzie, gdzie widziano wysokiego młodzieńca, z wyłożonym kołnierzem, oglądano się za nim. (...) Mordechaj był odważny, nie dlatego że chciał być odważny, ale dlatego że miał tę odwagę we krwi” – pisała o nim w swym dzienniku Chajka Klinger z Będzina.

Anielewicz wciąż jest pamiętany, jego nazwisko od razu kojarzy się z bohaterstwem Żydów, walczących z Niemcami w getcie. O Mani i Rózi nikt nie wie, a co za tym idzie, nie pamięta o nich. Dziewczynki zostawiły po sobie niewielkie tekściki. Ilu miały czytelników? Od wojny niewielu.

Historia jest wokół nas na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko zatrzymać się na chwilę i zastanowić. Ja wiem, że każdy uczeń powinien odróżniać Hannibala (tego z „Milczenia owiec”) od Hannibala (tego ze starożytności), jednak tak, jak nauczyciel biologii powinien iść z uczniami do lasu, by umieli rozpoznać świerk, brzozę, sosnę…, tak nauczyciel historii mógłby wziąć uczniów na wycieczkę z jakimś lokalnym pasjonatką – przewodnikiem. Ktoś taki opowie o przeszłości różnych miejsc i ich bohaterach. Z pewnością taka lekcja będzie ciekawsza od historii wojny trzydziestoletniej.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera