Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Petru: Gospodarkę utrzymuje przy życiu pracowity Kowalski

Ryszard Petru
Ryszard Petru
Ryszard Petru Fot. Janusz Wójtowicz
Tak naprawdę dziś jedyną grupą podtrzymującą polską konsumpcję prywatną jest całkiem pokaźna grupa osób pracujących na własny rachunek. Są oni bardziej elastyczni i statycznie znacznie mniej obciążeni podatkami i parapodatkami - mówi Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich i partner w firmie PwC. Rozmawia Mariusz Urbanke.

Gdyby dziś były wybory, to wygrałoby je PiS - wynika z najnowszych sondaży. Na tę partię głosowałoby 28 proc. osób deklarujących udział w wyborach, a na drugą w kolejności - PO 25 proc. Do Sejmu weszłyby jeszcze: SLD (12 proc.) Ruch Palikota (8 proc.), a poniżej 5-procentowego progu wyborczego znalazł się obecny koalicjant, PSL (4 proc.). Czy na tak
kiepski wynik obu partii rządzących mają wpływ narastające w naszym kraju od dłuższego czasu problemy gospodarcze?

Tak rzeczywiście jest. Wielu komentatorów politycznych tego nie zauważa, jednak spowolnienie gospodarcze (bo o kryzysie w Polsce nie możemy jeszcze mówić, nasza gospodarka ciągle się rozwija w tempie 1-2 proc. rocznie) wszystkim coraz bardziej daje się we znaki. Proszę zauważyć, że rząd AWS-UW Jerzego Buzka nie dlatego przegrał, że źle sobie radził - bo przecież wprowadził wielkie reformy, w tym tak ważną dla Śląska reformę górnictwa - ale dlatego, że gospodarka ostro zwolniła w latach 2000 i 2001.

Ujawnienie przez ministra finansów Jarosława Bauca ogromnej, szacowanej na 100 miliardów złotych dziury w budżecie państwa to rzeczywiście był szok. Jednak obecny minister finansów niczym takim nie zaskakuje...
Przypomnijmy, że w 2001 roku w rzeczywistości sytuacja finansów publicznych nie okazała się aż tak dramatyczna. Jednak medialna burza, która przy tej okazji się rozpętała, doprowadziła najpierw do dymisji Bauca, a później zdecydowanego zwycięstwa SLD w wyborach. Warto dodać, że ujawnienie deficytu przyczyniło się do zweryfikowania planu budżetowego i odstąpienia od projektów ustaw, które miały znacznie zwiększyć wydatki publiczne.

To, co Pan mówi, brzmi jak złowieszcza prognoza dla rządu PO-PSL...
Dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie wynik wyborów za dwa lata. Na razie problemy budżetowe nie są aż tak poważne jak w 2001 roku, jednak jestem przekonany, że minister Rostowski nie uniknie konieczności korekty założeń budżetowych i prognoz wzrostu PKB Polski na 2013 r.

Co to oznacza dla przeciętnego Kowalskiego?
To oznacza, że nie ma szans na przykład na obniżenie podatku VAT, a może nawet trzeba będzie dokonać cięć w wydatkach budżetowych. W takich sytuacjach najbardziej cierpią ci, którzy są na przysłowiowym garnuszku budżetu państwa. Jednak dla przedsiębiorców to też zła wiadomość, ponieważ mogą nastąpić kolejne ograniczenia w inwestycjach publicznych. W moim przekonaniu inwestycje publiczne w Polsce są jedynym sensownym wydatkiem, na którym nie powinno się szukać oszczędności, gdyż jako jeden z niewielu krajów możemy wykazać, że działania te dają zarówno krótkoterminowy efekt popytowy, jak i ważniejszy, długookresowy efekt podażowy. Jeśli mógłbym coś doradzić rządzącym to taką restrukturyzację wydatków, aby nie zmniejszać wydatków na inwestycje infrastrukturalne w tym i w przyszłym roku. Jeśli będą cięcia w tym zakresie, to w pierwszej kolejności ucierpi na tym branża budowlana i pokrewne, a dłuższej perspektywie - cała gospodarka. Ze strony rządu i budżetu państwa nie będzie pozytywnych, prorozwojowych impulsów. Tymczasem, aby miejsca pracy się tworzyły, żeby nie było wzrostu bezrobocia, Polska powinna się rozwijać w tempie powyżej 3-4 proc.
Gdyby Pan został ministrem finansów, co by Pan zrobił, żeby pobudzić gospodarkę do takiego wzrostu?
Moim zdaniem najważniejsze są reformy tzw. podażowe, reformy rynku pracy, prywatyzacja i deregulacja. Często nie są to działania spektakularne, które dla przeciętnego obywatela nijak się ze wzrostem gospodarczym nie kojarzą, lecz w rzeczywistości w perspektywie nawet jednego roku mogą przełożyć się na większy potencjał naszej gospodarki. Przede wszystkim chodzi o powrót do zasady, która legła u podstaw rozkwitu przedsiębiorczości w Polsce - czyli wszystko co nie jest zabronione jest dozwolone. W najnowszym dorocznym Indeksie Wolności Gospodarczej fundacji Heritage i "Wall Street Journal" Polska zajęła dopiero 57. miejsce . Problemem jest również to że w obecnym układzie politycznym brak jest chęci do prawdziwej reformy finansów publicznych, co pokazała m.in. sprawa KRUS i opodatkowania rolników. Podobnie jest w dziedzinie ochrony zdrowia- tutaj też wciąż mało kto ma odwagę przyznać, że polskie państwo nie jest w stanie zapewnić wszystkich usług zdrowotnych dla wszystkich. Zamiast współpłacenia pod stołem należy wprowadzić współpłacenie legalne, z wyłączeniem grup najsłabszych, czyli najmłodszych i przewlekle chorych. Naszego państwa nie stać też na tak rozbudowany system przywilejów. Dlatego w edukacji niezbędne jest odejście od regulacji zawartych w Karcie Nauczyciela, zwłaszcza że maleje z roku na rok liczba uczniów. Tylko w ten sposób można znaleźć dodatkowe środki na rozwój Polski.

Jakie ustawy wprowadziłby Pan w pierwszej kolejności?
To takie małe, ale niezwykle ważne rzeczy jak wspomniana deregulacja prawa gospodarczego, nowy kodeks budowlany, który skróci czas uzyskiwania pozwoleń na budowę - dziś trwa to nawet 300 dni - i uprości niezwykle zawiłe procedury, nowe prawo upadłościowe. Bardzo ważne są też zmiany w prawie pracy, takie jak przywrócenie elastycznego czasu pracy - rozwiązanie to z powodzenie funkcjonowało w trakcie kryzysu 2008-2009 roku - i większości rozwiązań przyjętych w ramach pakietu antykryzysowego z tamtego okresu. Chodzi także o zwiększenie efektywności pośrednictwa pracy, promocję aktywności zawodowej, nowe regulacje w zakresie większej elastyczności młodych rodzin na rynku pracy. To wszystko spowoduje, że ludzie będą bardziej aktywni zawodowo, bardziej mobilni, bardziej elastyczni, będą pracowali bardziej efektywnie i dłużej. Na razie jednak obraz gospodarki nie jest dobry. Przedsiębiorcy z obawy o przyszłość wykazują niewielką aktywność w zakresie inwestycji i tworzenia miejsc pracy. Na to wszystko nakłada się gwałtowny spadek inwestycji w sektorze publicznym.

Skończyło się Euro, czyli igrzyska i Polska przestała być w budowie?
Dokładnie tak to wygląda, w ubiegłym roku o tej porze finiszowano z budową dróg i innych inwestycji potrzebnych na Euro, lecz tuż po mistrzostwach, w lipcu aktywność państwa w tym zakresie gwałtownie się załamała. Do tego dochodzą kończące się przedsięwzięcia finansowane ze środków unijnych w obecnej perspektywie finansowej - i mamy prostą odpowiedź na to, dlaczego budownictwo przeżywa głębokie załamanie koniunktury. Zjawisko kryzysowe dotyka w Polsce jeszcze kilku innych branż - jak choćby bardzo mocnej na Śląsku branży motoryzacyjnej, która ze względu na spadek sprzedaży nowych samochodów w takich krajach jak Hiszpania czy Portugalia musi ograniczać produkcję. Odczuwają to coraz szersze kręgi przedsiębiorców i pracowników, dla których nie tylko samo spowolnienie gospodarcze jest dokuczliwe - bo przecież w Polsce nie takie trudne chwile przeżywaliśmy - ale przede wszystkim zaczyna wszystkich niepokoić brak nadziei na lepsze jutro.
Czyli kryzys mamy przede wszystkim w głowach?
Trochę tak, bowiem formalnie uważa się, że recesję mamy wtedy, gdy przez dwa kwartały z rzędu ma miejsce spadek realnego PKB w relacji do poprzedniego kwartału. To się w ubiegłym roku ani na początku tego w Polsce nie zdarzyło. Jednak w gospodarce liczą się nie tylko twarde dane, ale i odczucia społeczne. A tu dominuje rozczarowanie, bo Polska nie jest już tygrysem Europy ani nawet zieloną wyspą. Nie ma euforii, którą przeżywaliśmy zaraz po wstąpieniu do Unii Europejskiej, ale do kryzysu wciąż na szczęście daleko. Widać jednak narastające obawy przed kryzysem, a w szczególności przed jego najboleśniejszym objawem jakim jest bezrobocie.

Co w takim razie trzyma polską gospodarkę przy życiu - na tle Włoch, nie mówiąc już o Grecji ciągle wyglądamy ieźle...
Nadal osiągamy niezłe wyniki w eksporcie. W ubiegłym roku mieliśmy do czynienia z realnym spadkiem produkcji przemysłowej i inwestycji publicznych, o czym już wspomniałem, jednak sektor prywatny znacznie lepiej sobie radzi i tu dynamika inwestycji jest dodatnia. Najważniejsze dla gospodarki są jednak wydatki konsumpcyjne Polaków, które na razie nie notują ujemnej dynamiki. Co prawda w trzecim kwartale ubiegłego roku były bliskie zera, ale później w okresie przedświątecznym znów wydawaliśmy więcej. Dlatego też celem rządu powinno być tworzenie warunków do szybkiego a zarazem stabilnego wzrostu gospodarczego nie na rok, czy dwa, lecz w dłuższym okresie. Ważne jest też, aby owoce tego wzrostu rozkładały się w miarę równomiernie w społeczeństwie, aby malała liczba wykluczonych. Tak naprawdę dziś jedyną grupą podtrzymującą polską konsumpcję prywatną jest całkiem pokaźna na szczęście grupa osób pracujących na własny rachunek. Są oni bardziej elastyczni i statycznie znacznie mniej obciążeni podatkami i parapodatkami. To powinien być mocny argument dla żądających, żeby nie wracać do Polski zetatyzowanej, opartej wszechobecnymi i potężnym państwie i jego urzędnikach.

Jednak teraz mamy coraz więcej osób bez pracy, wielu odkłada na czarną godzinę obawiając się zwolnienia - więc skłonność do dużych wydatków i nieograniczonej konsumpcji chyba spada?
Zapewne wielu ludzi żyje obawami o jutro, jednak najnowsze dane pokazujące wzrost płac dowodzą, że są grupy konsumentów, które nie muszą tak bardzo zaciskać pasa. Ich sprzymierzeńcem jest spadająca inflacja - to oznacza, że towary nie drożeją, stają się coraz bardziej dostępne, a w ostateczności można na ich zakup zaciągnąć coraz tańszy kredyt. Są to informacje ważne i optymistyczne dla gospodarki, bowiem tak długo jak w Polsce nie będziemy mieć do czynienia z ujemną dynamiką prywatnej konsumpcji, tak długo nie można mówić o prawdziwym kryzysie.

Program Inwestycje Polskie, zapowiedziany w październiku ubiegłego roku przez premiera Donalda Tuska podczas tzw. drugiego expose, zakładał duże inwestycje między innymi w zakresie budowy elektrowni węglowych i gazowych. Dla Śląska była to niezwykle ważna zapowiedź, bo mamy silną branżę energetyczną opartą na węglu. Czy Pana zdaniem opłaca się inwestować w nowe elektrownie węglowe, skoro Unia Europejska chciałaby wyłącznie czystej energii?
Nie jestem ekspertem w dziedzinie energetyki, uważam jednak, że akurat ta branża - podobnie jak inne związane z usługami dla domów i firm - to świetny biznes. Popyt na energię będzie stale rosnąć. Wielkim wyzwaniem dla polskiego rządu jest wspieranie nowoczesnej polskiej energetyki, bo dzięki temu zapewniamy sobie niezależność i bezpieczeństwo energetyczne. Mam wrażenie, że będziemy tu mieć coraz większe wsparcie ze strony innych krajów, przede wszystkim biedniejszych. Coraz więcej ekspertów zauważa, że drastyczne i szybkie ograniczanie emisji dwutlenku węgla w krajach Unii osłabia onkurencyjność jej gospodarki - najmocniejsze gospodarki światowe USA, Chin czy Rosji nie wprowadziły bowiem takich regulacji. Niestety, zauważam, że Polska nie ma jasno sprecyzowanej polityki energetycznej, co widać choćby na przykładzie gazu łupkowego. Kolejni inwestorzy, którzy mieli ten gaz u nas wydobywać i zmienić nasz kraj w drugą Norwegię wycofują ię. Zamieszanie z OFE też temu nie sprzyja.

Na czym polega to podobieństwo?
OFE zainwestowały w Polsce nie na 5, czy 10 lat, lecz co najmniej na 30. Gdyby okazało się, że są one niemile widziane to byłby fatalny sygnał dla międzynarodowych inwestorów, także tych z branży gazowej. Jeszcze nic nie zarobili, a już pojawiają się pomysły, żeby opodatkować ich za samo wydobywanie gazu, a nie dopiero z tytułu osiągniętego zysku. Firmy te mogą zainwestować w każdym zakątku świata, Polska nie daje im żadnych argumentów, żeby zrobiły to u nas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!