Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiedziałam, że jadę do sanatorium. Nikt nie wiedział, że to Sanatorium miłości. O udziale w programie rozmawiamy z Ewą z Tarnowskich Gór

AMA
Ja mam naturę taką, że jak już w coś wchodzę, to nie rozkminiam ,,co to będzie”. Ale wiem, że są osoby, które lubią dzielić włos na czworo. Bałam się ich dociekań, w stylu ,,co ty tam będziesz robić”, ,,na co ci to potrzebne”. Dlatego moi znajomi, współpracownicy, rodzina, nawet synowie dowiedzieli się, że pojechałam do ,,Sanatorium miłości" już post factum - opowiada tarnogórzanka. Rozmawiamy o tym jak to się stało, że wysłała zgłoszenie do popularnego show dla seniorów i co zmieniło się w jej życiu po programie.

Za nami pierwsze dwa odcinki 5 edycji ,,Sanatorium miłości”. Jak wrażenia?

Bardzo się bałam jak będę przedstawiona, jak będę wyglądać. Chodzą słuchy, że telewizja pogrubia pięć kilo, no może troszkę tak jest… Ale generalnie uważam, że było w porządku. Nie czuję wobec siebie zażenowania, chociaż muszę przyznać, że w pierwszym odcinku byłam bardzo wycofana i spięta.

Czyli Ewa nam się dopiero rozkręci?

Zdecydowanie. Z każdym odcinkiem człowiek w tym programie się otwiera. Pokazuje swoje prawdziwe ,,ja”. Duża w tym zasługa fantastycznej ekipy produkcji, z panią reżyser na czele, która cały czas podkreślała nam, że niczego nie musimy robić. Nie musimy na siłę się w nikim zakochiwać, iść z facetem do jacuzzi, etc.

Pani rola aktorki nie pasuje?

Dokładnie! W pierwszym dniu na planie towarzyszyły mi myśli, że dla oglądalności i ,,dobra” programu – będę musiała udawać kogoś innego albo pewne rzeczy robić wbrew sobie. Dopiero kiedy usłyszałam: ,,Nikt niczego nie będzie inscenizował, ani mówił ci co masz mówić i robić”, wtedy odetchnęłam z ulgą. Podobnie zresztą inni uczestnicy. Nie mogę nic zdradzić, ale powiem jedno: program bardzo ciekawie się rozwinie i myślę, że widzowie bardzo nas wszystkich polubią.

Pierwszy odcinek oglądała pani sama czy w towarzystwie?

Sama. Nie chciałam koło siebie nikogo…

Ale pewnie potem telefony zaczęły się urywać…

O tak, było ich mnóstwo. Z gratulacjami. Mnóstwo osób zresztą dopiero podczas emisji dowiedziało się, że biorę udział w ,,Sanatorium miłości”. Bo ja wcześniej nikomu o tym nie mówiłam. Ani w pracy, a ni w domu!

To kto wiedział?

Tylko moja najbliższa przyjaciółka Iwona, która mnie do udziału w programie namówiła.

Ma pani dwóch synów. Też im pani nic nie powiedziała?

Ani słowa. Powiedziałam im tylko, że jadę do sanatorium. Tak samo w pracy. Nie chwaliłam się, że jest to ,,Sanatorium miłości”. To była taka moja obrona przed ich reakcją… Ja mam naturę taką, że jak już w coś wchodzę, to nie rozkminiam ,,co to będzie”. Ale wiem, że są osoby, które lubią dzielić włos na czworo. Bałam się ich dociekań, w stylu ,,co ty tam będziesz robić”, ,,po co tam jedziesz”, ,,na co ci to potrzebne”.

To wróćmy do przyjaciółki, i tego jak ta przygoda się zaczęła. Długo musiała panią namawiać?

To był przypadek. Akurat byłam u niej w domu. W telewizji leciał któryś z odcinków poprzedniego sezonu. Ja tego programu wcześniej w ogóle nie znałam, gdzieś tam mi może coś mignęło w telewizji, ale jakoś mnie nie zainteresowało. W ogóle nie wiedziałam co to jest. Za to Iwona jest jego fanką. Powiedziała wtedy do mnie ,,Zobacz jacy ci lidzie są wspaniali, cieszą się życiem, w nosie mają, co ludzie o nich gadają. Przecież ty się do tego programu idealnie nadajesz”.

Od razu się pani zgodziła?

Na początku byłam sceptyczna. ,,Co ja tam będę robić” – żachnęłam się, ale koniec końców tak mnie zaczęła namawiać, że pomyślałam ,,może jednak warto?”. No i wysłałam zgłoszenie, chociaż nie miałam specjalnego parcia, żeby się dostać. Pomyślałam nawet, że tyle jest kandydatek, że nie sądzę, abym się spodobała. Ale nagrałam filmik, bo takie były zasady zgłoszenia i… poszło!

Odpowiedź przyszła szybko?

Tak, po tym filmiku zostałam zaproszona do Warszawy, na Woronicza. Pojechałam tak jak wcześniej wspomniałam, nic nikomu nie mówiąc – tylko Iwona była wtajemniczona. Do tej pory zresztą wie najwięcej, ale milczy jak skała. Bo to jest taka dziewczyna, że – jeżeli nawet coś jej przez przypadek chlapnęłam - mogę być jej pewna na 100 procent. Chodzi o to, żeby inni z ciekawością oglądali program do samego końca. A będzie się działo!

Znajomi robią podchody, żeby uchyliła pani rąbka tajemnicy?

Jeszcze jak! Choćby przed sylwestrem nie mogłam się opędzić od pytań: A z kim idziesz? A gdzie to będzie? Bo chcieli cokolwiek wydedukować… Za każdym razem jak gdzieś jadę, uważnie mi się przyglądają…

Czuje pani już brzemię popularności? W sklepach, na ulicy ludzie oglądają się za panią? Zagadują?

Ja praktycznie nigdzie nie wychodzę, więc nie mam takich doświadczeń. Nie chodzę po sklepach, sporo zakupów robię przez internet, rano zjeżdżam windą na podziemny parking, wsiadam do samochodu i jadę do pracy. Wracam do domu wieczorem. Chociaż przypominam sobie, że miałam niedawno taką sytuację w urzędzie miasta. Nigdy nie miałam zastrzeżeń do obsługi w tym miejscu, ale teraz poszło błyskawicznie, a panie z obsługi tak się uśmiechały do mnie jak ja do nich. Bo ja zawsze sprawy urzędowe załatwiam z uśmiechem. Było naprawdę bardzo miło.

A opinie w internecie? Czyta pani?

W internecie ludzie różnie reagują na moją osobę. Czytam i opinie przychylne, i hejty. Ale byłam na to przygotowana. Każdy ma prawo do własnej oceny, hejt spływa po mnie jak po kaczce, bo taki mam charakter. Dla mnie liczy się tylko opinia bliskich, którzy wiedzą jaka jestem naprawdę. Dziwię się ludziom, którzy wylewają z siebie na forach tyle jadu. To kompletnie nie ma sensu, bo złe emocje do nas wracają ze zdwojoną siłą.

Główny zarzut jaki pada pod kątem uczestników tej edycji programu jest taki, że nie mają nic wspólnego z typowymi polskimi emerytami. Pojawiają się opinie, że jesteście nazbyt bogaci, a kobiety – zdecydowanie za zgrabne, czym widzowie mogą się tylko zdołować…

Ja nie poszłam do programu, żeby kogokolwiek dołować. Inni uczestnicy również. Jeśli ktoś z nas ma więcej pieniędzy, to zarobił je ciężką pracą. To nie jest tak, że coś komuś spadło z nieba, wiele razy każdy z nas miał pod górkę, bo los każdego w życiu doświadcza, o czym zresztą opowiadamy w programie. Warto spojrzeć na nasz udział z innej perspektywy. I ja to tak dzisiaj odbieram. Dla wielu osób możemy być inspiracją, że w dojrzałym życiu nie trzeba zamykać się w domu, ale warto wyjść do ludzi. Odważyć się żyć naprawdę. Założyć mini, zadbać o kondycję i figurę, funkcjonować w zgodzie ze sobą. Nie myśleć na to jestem za stara, bo życie ma się jedno i… kiedy jak nie teraz? Tak jak powiedziałam w programie, w życiu kieruję się zasadą ,,Nigdy nie bądź taką, jaką cię świat oczekuje. Zawsze bądź sobą” – i każdemu takie nastawienie do świata polecam.

Nie pytam, czy wróciła Pani z ,,Sanatorium miłości” sama – bo to na razie tajemnica… Ale czy wróciła pani odmieniona?
Wróciłam bogatsza o przyjaźń z fantastycznymi ludźmi. Mieliśmy wspaniałą ekipę, wszyscy jesteśmy ze sobą w nieustającym kontakcie do dzisiaj; mamy kontakt na Facebooku, codziennie rozmawiamy ze sobą na WhatsAppie. To bardzo wartościowi ludzie, serdeczni, uczuciowi. Oni mogą w którymś odcinku wypaść nie najlepiej, powiedzieć czy zachować się nie tak, ale ja ich znam, ja tam z nimi byłam, i ja wiem najlepiej. Cała dwunastka to ludzie nadający się na przyjaciół. Mam takie poczucie, i mam nadzieję, że pozostali uczestnicy również, że my po tym programie zaczynamy bardziej doceniać siebie nawzajem. Żeby poznać wartościowych ludzi – po to właśnie warto iść do tego programu.

Los połączył panią w jednym pokoju z Iwoną. Jak minęły wam razem te trzy tygodnie?

Fantastycznie, chociaż jesteśmy kompletnie od siebie różne – tak pod względem powierzchowności, jak i charakteru. Ona filigranowa, ja słusznego wzrostu, ona chodzi jak gejsza – ja zdecydowanie bardziej po męsku. Iwonka jest ulotna, to typowa trzpiotka, kokietka. Ja się uczyłam od niej kobiecości, ona ode mnie męskości. Miesiąc czasu, w tym wieku, w jednym pokoju – ktoś może sobie tego nie wyobrażać. Ale mówię z ręką na sercu: nie było między nami przez ten czas ani jednej kłótni, ani jednej najmniejszej zaderki. Strasznie się lubimy, korespondujemy ze sobą, wiem że w tej Hiszpanii (Iwona niedawno kupiła tam dom – przyp. red.) chociażby na pieszo, ale ją odwiedzę.

Jest ktoś komu będzie pani polecać udział w kolejnej edycji?

Na pewno mój były mąż. Już mu o tym zresztą mówiłam, tyle że… on jeszcze nie ma odpowiedniego wieku. Ale ja wierzę, że ten program potrwa jeszcze długo, a wtedy na pewno go tam ,,popchnę”.


5 edycja ,,Sanatorium miłości” - emisja w TVP 1 w każdą niedzielę, o godz. 21.20.

Zobacz także

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera