Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Sławek: The Beatles to spotkanie z Bogiem

Prof. Tadeusz Sławek
Prof. Tadeusz Sławek w gustownym różu Ringo Starra
Prof. Tadeusz Sławek w gustownym różu Ringo Starra Collage DZ
O tym, jaką piosenkę wysłać w kosmos, czy Beatlesi byli sługami Belzebuba i dlaczego "Imagine" może być hymnem socjalistów, z prof. Tadeuszem Sławkiem, beatlesologiem i naukowcem z Uniwersytetu Śląskiego, rozmawia Marcin Zasada

Proszę wybaczyć, że od razu tak: Beatlesi czy Stonesi i czemu Beatlesi?
Odpowiedź tylko wydaje się oczywista, chyba że mówimy o czasach, gdy fala beatlesowska była znacznie mocniejsza i bardziej nagłaśniana niż fala Stonesów. Gdy patrzę na swoją biografię, to myślę, że do Stonesów dłużej dorastałem. Zawsze ich lubiłem, ale potrzebowałem więcej czasu, by ich naprawdę docenić. W pewnym sensie pańska diagnoza jest słuszna, ale nie przeszkadza mi ona uważać The Rolling Stones za najlepszą kapelę rockandrollową, jaka kiedykolwiek grała na Ziemi.

Zdaję sobie sprawę, że to dylemat z cyklu: czy wolę mamę, czy tatę.
Właśnie! Gdyby spróbować zracjonalizować moje uczucia do Beatlesów, można by odwołać się do tego wszystkiego, co mieściło się pod artystycznym parasolem tego zespołu. A było to tak różnorodne, tam się ścierało tak wiele różnych wpływów - rock and roll, czarna muzyka, angielski wodewil, operetka, psychodelia... To imponowało. Stonesi byli zawsze bardziej ukierunkowani, Beatlesi urzekali swoją wielorakością.

Zamiast pytać o pańską ulubioną piosenkę Beatlesów, zapytam o tę jedyną, którą wysłałby pan w kosmos celem przekonania pozaziemskiej cywilizacji, do czego zdolny jest rodzaj ludzki.
Mam takiego faworyta, choć rzecz jasna należy podkreślić, że cały dorobek The Beatles jest niewiarygodny. Wybrałbym "Penny Lane". Ponieważ to pozornie banalna piosenka, która bardzo pięknie pokazuje, jak człowiek może się zorientować w przestrzeni. Niby chodzi o krzyżówkę tramwajową w Liverpoolu, a jednak pod tym banałem kryje się pewna magia, pewna baśń. I tak pięknie trąbka tam przygrywa...

Spodziewałem się "All You Need Is Love" z uniwersalnym przesłaniem...
Przesłanie uniwersalne, ale trochę nachalne jednocześnie.

Nachalne w refrenie, mniej nachalne w zwrotkach.
To prawda, natomiast jedną z moich ulubionych cech utworów Beatlesów była zawsze ironia, coś, co było szczególnie zasługą Lennona. W "All You Need Is Love" niestety ironii trochę brakuje.

Ja najbardziej lubię te kawałki Beatlesów, które nie brzmiały lepiej w wykonaniu innych, np.: "Helter Skelter", "Hey Jude" czy "Let It Be". The Beatles byli genialnymi kompozytorami, ale gdy słyszę "With a Little Help From My Friends" w wykonaniu Joe Cockera czy "We Can Work It Out" w interpretacji Steviego Wondera, mam jedną wątpliwość. Nie ma pan także wrażenia, że inni wydobywali czasem z ich piosenek coś więcej niż oni sami?
Trochę ma pan rację, jednak proszę pamiętać o czasach i okolicznościach, w jakich powstawały te piosenki. Beatlesi pierwszy album zarejestrowali w ciągu jednego dnia! Gdy w lutym 1963 roku nagrywali płytę "Please Please Me", z czternastu utworów osiem było ich autorstwa. To było zupełnie unikatowe zjawisko - wówczas przedstawiciele tak zwanej młodej muzyki raczej grywali materiał tworzony przez zawodowych kompozytorów. Pod tym względem Beatlesi byli rewolucją, byli pierwszym autorskim głosem tej sceny.

A czy nie jest tak, jak pisał Elvis Costello, gdy opisywał fenomen Beatlesów jako nr 1 na liście 100 artystów wszech czasów magazynu "Rolling Stone"? Costello napisał, że gdy ich utwory trafiały w świat, przestawały być ich własnością, stawały się wspólnym dobrem całego świata.
Trafne spostrzeżenie. Faktem jest, że byli to niewyobrażalnie uzdolnieni ludzie, których stać było na rzeczy, na które nie było stać reszty artystów. Ta wyjątkowość fascynowała innych - fascynowała i inspirowała. To dlatego, zgodnie z pańskimi słowami, "With a Little Help From My Friends" w wykonaniu Cockera to utwór radykalnie inny od oryginału: niewinnej "podśpiewanki" Ringo Starra.

Z "podśpiewanki" wyszło Cockerowi epickie dzieło.
Epickie i bardzo dramatyczne. Wracając do Beatlesów - z perspektywy czasu można powiedzieć, że ich siłą było napędzanie nowej kultury z jednoczesnym zachowywaniem wobec niej sporego dystansu i ostrożności. Lennon śpiewa na przykład w "Revolution": "Jeśli zbierasz pieniądze dla ludzi, których umysł jest poświęcony nienawiści, to na mnie nie licz". Więc przekonanie, że rewolucja zaczyna się od głowy, a nie od bicia głowy sąsiada, było bardzo cenne. Ten dystans zawsze cechował Lennona. Widać to choćby w ironicznych zapowiedziach koncertowych: "Niech ci w dalszych rzędach klaszczą, a ci w pierwszych - niech potrząsają biżuterią". Fenomen The Beatles brał się również z tego, że każdy z zespołu był zupełnie inny i każdy fan miał swojego faworyta, z którym mógł się utożsamić.

Zawsze uważałem, że to był taki prototyp boysbandu...
Fakt, choć oczywiście był to boysband dość niegrzeczny...

Muzyka inspiruje słuchaczy do tworzenia muzyki. Czemu z panem tak nie było?
Dotknął pan mojego czułego punktu. Brak umiejętności przemówienia do instrumentu, zapanowania nad nim zawsze uważam za swój rodzaj kalectwa życiowego. Zarzucałem granie tak szybko, że nawet nie mam prawa mówić, że mi nie wyszło. Niestety. (śmiech)

Z ulubionymi utworami, a także z zapachami czy smakami jest tak, że często kojarzymy je z konkretnymi wspomnieniami. Jak w rockowym standardzie "More Than a Feeling" - słyszymy piosenkę, którą kiedyś grali w radiu, i bach! Otwiera się szuflada w głowie. Z którymi dziełami Beatlesów wiążą się pańskie ulubione wspomnienia?
To najbardziej wyraziste związane jest z wydaniem płyty "The Abbey Road". Studiowałem wtedy polonistykę i anglistykę w Krakowie. Na anglistyce jedynym kontaktem ze światem byli profesorowie z Ameryki. Jeden z nich szczególnie działał na naszą wyobraźnię, bo przyjechał z San Francisco, stolicy hippizmu. To on przywiózł nam "Abbey Road". Pamiętam dokładnie, jak zimą stałem sam na placu Mariackim, tym magicznym zaułku między Kościołem Mariackim a kościołem św. Barbary. Śnieg wirował, wokół nie było nikogo, a u mnie w głowie grało to fantastyczne "Abbey Road". Inny przebłysk: był rok 1962, miałem dwa lata do matury. Pewnego dnia szukałem muzyki w radiu, a wtedy wymagało to wielkiej cierpliwości i rozeznania. Więc kręciłem gałką po częstotliwościach i nagle ktoś zaczął śpiewać "Love Me Do". Tak zmienił się mój świat. To były czasy, gdy idąc przez 3 Maja w Katowicach z longplayem The Beatles pod pachą można było zwrócić na siebie uwagę całej ulicy. Dziś mogę powiedzieć w konkluzyjnym nieomal tonie, że Beatlesi powinni doczekać się swoich kursów uniwersyteckich - nie tylko muzykologicznych, ale kulturowych, przede wszystkim.

Kiedy Uniwersytet Śląski opuszczą pierwsi absolwenci beatlesologii?
Na razie przemycam tę kwestię tu i tam. Na przykład w Międzynarodowej Szkole Nauk Politycznych prowadzę w języku angielskim kurs pod tytułem "Social and cultural history of rock&roll" ("Społeczna i kulturowa historia rock and rolla"). Warto podążać w tym kierunku, bo za tą muzyką kryje się całe zaplecze kulturowe, społeczne i polityczne, które należałoby znać.

A nie boi się pan uczyć studentów o twórczości Beatlesów - sługusów Belzebuba? Utwór "Number Nine" podobno mieści w sobie bluźnierstwo przeciw Chrystusowi. "Yellow Submarine" od tyłu nawołuje ponoć do czczenia złych mocy. Manson twierdził, że tekst "Helter Skelter" zawierał ukryte apokaliptyczne proroctwo. Matko święta!
(Śmiech). Nie ma się czego bać. Teksty piosenek mają to do siebie, że każdy może odnaleźć w nich to, co dyktuje mu serce, umysł lub potrzeba chwili. I Beatlesi też mieli takich gorliwych interpretatorów. Natomiast skoro mówimy o tekstach: ważne, by je czytać, bo one bywają wspaniałym odzwierciedleniem pewnej epoki. Mają jedną wielką cechę - zwięzłość. To dlatego tak trudno napisać dobre słowa do piosenki. A te najlepsze są jak traktaty filozoficzne.

"Imagine" Lennona to bez wątpienia jeden z takich traktatów. A ja, panie profesorze, pytam, o co w nim chodzi - czy to jest hymn socjalistów?
No więc właśnie. Piosenka jest bardzo trudnym rodzajem literackim, warto ją docenić. Zdarzają się przebłyski absolutnego geniuszu, kiedy w dwóch linijkach zawiera się wszystko. Nie jestem fanem Elektrycznych Gitar, ale gdy słyszę w utworze "Wszystko ch..." (innymi słowy, w bardziej parlamentarnej wersji: "marność nad marnościami i wszystko marność", jak w biblijnej Księdze Koheleta - przyp. red.) tekst: "Przychodzili po mnie z rana, potem noga, dupa, brama", to mówię: to jest przebłysk literackiego geniuszu, spotkanie z Panem Bogiem. Jak u Beatlesów. A "Imagine"? Nie jest przypadkiem, że tak zwana prawa strona polityczna zawsze niechętnie patrzyła na muzykę, którą reprezentowali między innymi Beatlesi. Potencjał tej muzyki zawsze był, wprost lub nie wprost, odczytywany jako lekko lewicowy. Mówi pan o socjalizmie i mi ten socjalizm wcale nie pachnie siarką. Pewnie krytycy podrapaliby się po głowie i powiedzieliby: "No tak, socjalizm, ale musimy porozmawiać, jaki socjalizm". Ale jeśli stawia pan tezę, że ta muzyka niosła lewicowe lub lewicujące przesłanie, to ja się zgadzam.

W przypadku muzyki to przesłanie ma najczęściej wymiar utopijny.
Utopijny, tak, ale kontynuujmy tę myśl. To, co doskwiera nam w dzisiejszej polityce na całym świecie, a w Polsce szczególnie - to brak pewnej wizji, brak idei. Polityka stała się administrowaniem, tymczasem potrzebna jest polityka z utopijną wizją, przy założeniu, że istnieje mechanizm, który nie pozwala się tej utopii spełnić. Czyli: "Idziemy w taką, a taką stronę, ale wara od mówienia, że już swój cel osiągnęliśmy i mamy wszystko". Jedna uwaga - słowo "utopijny" zamieniłbym tylko na "utopistyczny", bo to pierwsze ma w naszym języku dość negatywny wydźwięk.

O jednej teorii spiskowej dotyczącej flirtu The Beatles z diabłem już wspomnieliśmy. Pora na kolejną. Czy to prawda, że Ringo Starr jest ostatnim żyjącym członkiem wielkiej czwórki? Chodzi mi o teorię, według której Paul McCartney zginął w 1966 roku i został zastąpiony w zespole przez sobowtóra.
(śmiech). A dowodem tego była okładka przywołanej już "Abbey Road", na której McCartney, jako jedyny, szedł przez ulicę boso. Oto, jak uważnie świat zawsze przyglądał się The Beatles. Swoją drogą, to jedna z zabawniejszych miejskich legend w muzyce.

To jeszcze jedna: The Beatles powstali dzięki zabiegom tych samych gabinetów, w których narodził się agent 007, aby zdemoralizować młodych Amerykanów. Jak widać, cel został osiągnięty.
Fakt, udało się (śmiech). No i zbieg czasowy jest dokładny: debiut filmowy Bonda i debiut sceniczny Beatlesów. Lubię takie historie. Dopóki je opowiadamy, to żyjemy.

W słowniku angielskim istnieje takie słowo jak "beatlesque" oznaczające muzyczne zjawisko inspirowane liverpoolskim kwartetem. Fakt jest taki, że bodaj żaden inny artysta nie był nigdy równie głębokim źródłem, z którego można czerpać takie natchnienie. Kto, pańskim zdaniem, reinkarnował ducha The Beatles najlepiej w erze postbeatlesowskiej?
Bardzo trudne pytanie. Na pewno nie może rościć sobie prawa do takiej reinkarnacji kolejna fala brytyjskiego rocka spod znaku Oasis i wszelkie porównania są tu głębokim nadużyciem.

Beatlesi mieli niebywałą zdolność do pisania ładnych piosenek. Myślę tu o prostych kompozycjach, ładnych, a przy tym niebanalnych melodiach, pewnej przebojowości… Moim zdaniem, w tej dziedzinie bodaj tylko dwa zespoły były w stanie im dorównać: Nirvana i Depeche Mode. Dla mnie to jednocześnie chyba dwa zjawiska najbardziej "beatlesque" we współczesnej muzyce.
Dodałbym jeszcze wczesnych Pink Floydów, na przykład tych z "Atom Heart Mother". I niedocenianych w Polsce The Kinks. Jak się słucha "Loli", "Sunny Afternoon", "Waterloo Sunset" - to kawał potężnie chwytliwej muzyki. Taki talent pobrzmiewał też w utworach The Animals oraz w twórczości Marca Bolana z Tyrannosaurus Rex, a potem z T.Rex.

Zastanawiał się pan, co by było, gdyby Beatlesi nie poznali nigdy Boba Dylana?
Być może nigdy nie spróbowaliby trawki. (śmiech) Można odwrócić to pytanie i zapytać, co by było, gdyby Dylan nie spotkał The Beatles? Kto wie, czy gdyby Beatlesi przetrwali do dziś jako zespół, nie graliby właśnie czegoś podobnego, co dziś gra Dylan. Z podobnym nastawieniem: facetów, którzy nie muszą już nikomu nic udowadniać.

Czy Yoko Ono rozwaliła Beatlesów?
Eee tam... Yoko Ono była świetnym katalizatorem - trafiła w odpowiednim momencie emocjonalnego życia Lennona. Ona otworzyła mu świat innych sztuk wizualnych. A relacje między Beatlesami? One od dawna kulały, ostatnie płyty nagrywali osobno. Tak wielkie indywidualności musiały w końcu zderzyć się ze sobą.

Zaczęliśmy od porównania Beatlesów i Stonesów i na nim skończmy. Patrzę dziś na Jaggera i Richardsa i nadal widzę te same niespiłowane pazury, co dawniej. A McCartney, z całym szacunkiem, wygląda na wesołego staruszka. Dobrze to obrazuje tę fundamentalną różnicę między tymi dwoma legendarnymi zespołami.
Może w muzyce wychodzi na dobre, jeśli między twórcami panuje specyficzny stan napięcia, który nasz klasyk myśli politycznej nazwał "szorstką przyjaźnią". Muzyka Beatlesów chwytała, bo miała piękne harmonie, Stonesi sprawiali natomiast wrażenie, że każdy gra co innego - to był cudowny chaos i może również ten chaos między Jaggerem, Richardsem i resztą ukształtował ich charaktery. Może muzyka nieco anarchiczna, trochę obsceniczna i tragiczna to właśnie odbicie
osobowości The Rolling Stones.

Wspomniał pan, że jego zdaniem Beatlesi zasługują na kursy uniwersyteckie. Czy przez takie pomysły środowisko akademickie nigdy nie patrzyło na pana jak na szalonego naukowca?
Cała ta "beatlesologia" wywoływała raczej pozytywne zaciekawienie. Pytano czasem: "Co ten ekscentryk z sobą pocznie?". A częściej: "Co on z nami pocznie?". (śmiech)
Rozmawiał: Marcin Zasada


*Aquadrom w Rudzie Śląskiej - najpiękniejszy park wodny w Polsce ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*75. urodziny Stanisława Oślizło. Benefis legendy Górnika Zabrze ZDJĘCIA
*Morderstwo w Skrzyszowie - NIEZNANE FAKTY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!