Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PRZEMYSŁAW MIŚKIEWICZ "Precz z komuną”: Dzięcielinek i Świerzopski

Przemysław Miśkiewicz
O wieści gminna! Ty arko przymierza między dawnymi a młodszymi laty…”. Pieśń wajdeloty z Konrada Wallenroda jest znana praktycznie wszystkim... powyżej pięćdziesiątki. Pieśni były sposobem przekazu historii, ludzie nie umieli czytać, więc uczyli się na pamięć utworów. Byli wędrowni pieśniarze, ale podstawą był przekaz domowy. Kiedy nie było rozwiniętych środków masowej informacji, najważniejszą kwestią był przekaz pokoleniowy. Na ogół zajmowali się tym najstarsi z rodu, gdyż młodsi pracowali, ale sami jako dzieci ten przekaz już dostali. Tu główną rolę spełniały nieocenione babcie. Dziadkowie raczej opowiadali o ważnych wydarzeniach z młodości, o wojnach czy w naszych warunkach o powstaniach albo nic nie opowiadali, bo w tych wydarzeniach zginęli. A babcie przekazywały wiedzę.

Na wsi były to opowieści o dawnych czasach, ale z czasem od połowy XIX wieku częstokroć zaczęły dominować wyuczone na pamięć wiersze czy pieśni. Za czasów mojego dzieciństwa sprawa była prostsza, bo babcie miały ukończone już co najmniej cztery klasy szkoły powszechnej i umiały czytać. Babcie były przekaźnikiem polskości i tradycji. W moim domu sytuacja była specyficzna. Babcia była przedwojenną polonistką i poznawałem Świteziankę, Świteź, Panią Twardowską czy fragmenty Pana Tadeusza, które babcia cytowała z pamięci małemu chłopakowi, opowiadając przy okazji piękne patriotyczne historie.

Napisałem kiedyś felieton o kodzie kulturowym, łączącym pokolenia, często niezgadzające się w kwestiach bieżących, potrafiące jednak mówić tym samym językiem. W Polsce mówiliśmy Mickiewiczem, Sienkiewiczem, Miłoszem, a ludzie lat 80. Kaczmarskim. Oczywiście to nie była forma w jakiś sposób usankcjonowana, ale tak po prostu było, że coś nas łączyło, bo czytaliśmy te same książki, wychowywaliśmy się na tych samych filmach i słuchaliśmy podobnej muzyki, chociaż tu już były duże rozbieżności między poszczególnymi pokoleniami. Ale nawet w muzyce, kiedy nasi dziadkowie słuchali Fogga, z którego my dobrotliwie wyśmiewaliśmy się, to wiedzieliśmy, że ktoś taki istnieje i wielokrotnie, z czasem, zaczynaliśmy nucić „Ostatnią niedzielę” i inne utwory. Ten kanon trwał latami i był uzupełniany przez wieki. Co ciekawe, nie dotyczyło to tylko elit. Z końcem XIX wieku, czytający Sienkiewicza, wcześniej poznali Mickiewicza. Z początkiem PRL, kiedy Miłosz wyjechał i wybrał emigrację, stając się symbolem postawy antypeerelowskiej, młodzi buntownicy mówili Miłoszem. Mówił o tym w „Hańbie domowej” chyba Rymkiewicz. My młodzi opozycjoniści lat 80. mówiliśmy Kaczmarskim, mając dawno przeczytanego Mickiewicza, Słowackiego, Sienkiewicza. Miłosza poznawaliśmy w międzyczasie, bo nie było jego książek w oficjalnym obiegu, a nakłady z podziemia były ograniczone.

Na przełomie lat 60/70 poprzedniego wieku wraz z upowszechnieniem telewizji pojawiły się programy dla dzieci m.in. teatr lalek. Wtedy dzieci mogły oglądać, w tygodniu dwie, trzy godziny programów dla siebie, więcej w jednym programie telewizyjnym, który istniał, nie było. W niedzielę był teatr kukiełkowy: Kubuś i Agnieszka, Gucio i Cezar i inne. Przypomniał mi się też, jedno- lub kilkuodcinkowy teatrzyk pod tytułem: Dzięcielinek i Świerzopski. Ciekawe, kto z młodych ludzi skojarzyłby obecnie ten tytuł? Dla nas, dzieciaków początkowej podstawówki było jasne, że te dziwne nazwy pochodzą od wiersza:

Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.

Może nie wiedzieliśmy, że to z Inwokacji, że z Pana Tadeusza, że z Mickiewicza. Nawet więcej, nie wiedzieliśmy, co to, ta dzięcielina pała - bo tak nam się bardziej kojarzyło, a nie z pałaniem. Jednak tkwiliśmy, nieświadomie, w wielkim łańcuchu polskości i może gdyby nam ktoś to nachalnie wmuszał w tak młodym wieku, to byśmy się buntowali. Ale takiej potrzeby nie było, bo Mickiewicz i Sienkiewicz był w każdym domu: inteligenckim, robotniczym, chłopskim. I nawet na podwórku, gdzie było najwięcej dzieci robotników, każdy wiedział, że gryka jest biała, a dzięcielina pała. Potem szliśmy do szkół i zaczynaliśmy czytać i fascynować się Sienkiewiczem, później często nasze drogi się rozchodziły i to, co nas łączyło, to dawne wspólne zabawy, postacie z filmów, jakże fascynujące, pomimo że były częstokroć wytworami sztuki komunistycznej. Jednakże wszyscy znaliśmy Kmicica, Pana Wołodyjowskiego czy Zagłobę. I to, oprócz filmów o Winnetou, które były bardzo popularne, było tematem rozmów z nowo poznanymi kolegami.

Dlaczego powtarzam tezy, które napisałem już kiedyś. Pewnie zresztą, co ze względu na wiek nieuniknione, trochę idealizując naszą wiedzę po 20-30 latach komunistycznej beznadziei. Otóż do tych refleksji skłoniła mnie propozycja listy lektur, a właściwie cała reforma planowana przez klasyczną marksistkę kulturową Barbarę Nowacką, mianowaną na stanowisko ministra edukacji przez Donalda Tuska. Oczywiście można wysunąć argumenty, że po co jakieś nudne (dla dzisiejszych młodych) lektury, nikt tego nie przeczytał od lat i ogólnie nie męczmy młodzieży, bo ma dużo innych, bardziej pożytecznych zajęć. Po co prace domowe, to jest stresujące, innymi słowy, po co się uczyć. Jasne jest, że nie ćwicząc w domu, nie można w przyszłości zostać matematykiem, fizykiem czy też nauczyć się pisać opowiadania, ale jak komuś będzie zależało, to i tak się sam dokształci. Innymi słowy bezstresowo wychowywane dziecko, zanim zderzy się ze stresem w życiu dorosłym, zdąży już pokochać Wielkiego Brata i nie wpadnie mu nigdy na myśl, żeby głosować na prawicę w jakiejkolwiek formie. Zresztą jakby miało głosować na coś, co przy jego wykształceniu będzie symbolem największego obciachu (to, że nasi politycy w większości wykonali ogromną pracę, żeby taki obraz utrwalić, to inny temat). Po co Mickiewicz czy Sienkiewicz, po co patriotyzm, świat idzie do przodu. Co prawda państwa narodowe w naszej części Europy są mocne, ale przecież można ludziom wmawiać, że tak nie jest. Twórzmy nowy wspaniały świat, a pani Nowacka jest przykładem potwierdzającym teorię Gramsciego, który mówił o marszu przez instytucje.

Prawdziwa sztuka krytyk się nie boi. To cytat z Ignacego Krasickiego, kiedyś był mottem na winiecie pisma satyrycznego „Szpilki”. Może nie pasuje on dosłownie do tematu, ale coś w tym jest. Mam głęboką nadzieję, że Wieszczowie czy piszący ku pokrzepieniu serc Sienkiewicz za kilka lat będą święcić triumfy, wbrew intencjom tych, którzy chcą ich wyrugować. Tak to zawsze było, kiedyś były zakazy, teraz nie ma nakazów, niby co innego. Precz z komuną!!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera