Żeby było jasne, nie mam o to pretensji, nie wiem nic o jego aktywności opozycyjnej. Być może zachował się szlachetnie, a może stał na uboczu. Na pewno nie kojarzę go jako piewcy systemu sprzed 1989 roku. Jednakże, będąc artystą w słusznym wieku i przyjmując zaproszenie organizatorów, raczej nie powinien się w ten sposób zachowywać. Natomiast Opole nie powstało jako impreza propagandowa czasów gomułkowskich. Raczej powstało mimo topornej i paździerzowej, jak dziś się mówi, propagandzie. Wystarczy spojrzeć na listę wyróżnionych artystów pierwszego festiwalu. Zdecydowana większość z nich nie należała do ulubieńców Gomułki.
Pierwszy festiwal był fenomenem. To był czas wspaniałego rozkwitu polskiej piosenki, która po stagnacji i marazmie okresu stalinowskiego wystrzeliła w sposób dotychczas niespotykany. Z jednej strony jazz, który wręcz podbijał Europę geniuszem Komedy i innych, z drugiej big bit czyli polska nazwa rock&rolla, która łatwiej przechodziła przez sito cenzury. Ale oprócz tego wymykające się zaszufladkowaniu w tamtym czasie, późniejsze ikony polskiej piosenki z triumfatorką pierwszej edycji Opola, Ewą Demarczyk. A obok niej plejada późniejszych gwiazd: Czesław Niemen, Helena Majdaniec, Kasia Sobczyk, Urszula Dudziak, Tadeusz Chyła czy Michaj Burano. Te nazwiska nie kojarzą się w żaden sposób z propagandą i gdyby to wtedy była impreza propagandowa, to niewątpliwie nie zdobyliby nagród i wyróżnień. Na liście triumfatorów jest jeszcze kilkadziesiąt innych osób, które z czasem przeszły do historii polskiej piosenki.
Na kolejnych festiwalach debiutowało wielu artystów. W 1967 Maryla Rodowicz, niewątpliwie królowa Opola, która zawsze starała się z każdą władzą żyć dobrze, nie zapominając też, że trzeba dbać o swoich fanów. Kiedy po wprowadzeniu stanu wojennego jedyny raz festiwal się nie odbył a artyści ogłosili bojkot telewizji, Rodowicz była za, a nawet przeciw. Niby solidaryzowała się z innymi i pod swoim nazwiskiem nie występowała, ale ucharakteryzowana, razem z utworzonym ad hoc zespołem Różowe Czuby, śpiewała w telewizji piosenkę „Dentysta, sadysta”. Kazik, kilka lat później, coś śpiewał o artystach, ale nie przystoi cytować. Zresztą to nie tylko polska specyfika. W Czechach Karel Gott był mocno krytykowany, że został w kraju i nie potępił nigdy interwencji sowieckiej z 1968 roku. Jednak kiedy poczuł wiatr wolności w listopadzie 1989, to radośnie stanął z Havlem na balkonie i pozdrawiał tłumy demonstrantów. No chyba uznał, że wtedy już można, ba, nawet trzeba.
To, że z czasem festiwal stawał się tubą propagandową, szczególnie za czasów gierkowskich, jest niewątpliwie prawdą. A cenzura robiła swoje. Szczególnie widać to było pod koniec lat 70., kiedy radosna propaganda sukcesu nagradzała piosenki typu „Od rana mam dobry humor”, równocześnie ignorując te, nad którymi można byłoby się zastanowić. Nie wiem, czy to był przypadek, ale kapitalna piosenka Skaldów i Stanisława Wenglorza „Nie widzę Ciebie w swych marzeniach” zupełnie nie przebiła się mimo świetnych ocen telewidzów. W 1980 zdjęto z programu telewizyjnego zaplanowany wcześniej występ Laskowika i Smolenia z Kabaretonu opolskiego „Z tyłu sklepu”, który po zwycięstwie Solidarności stał się hitem w całej Polsce.
Doskonale pamiętam Opole 1981, Pietrzak „Żeby Polska była Polską”, Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”, Wójtowicz, Prońko - wtedy był nastrój patriotyczno- antykomunistyczny i takie też były piosenki, które cenzura musiała puszczać, bo nie bardzo miała wyjście. Pół roku później był 13 grudnia i kolejny festiwal się nie odbył. Jedyny raz w historii. Z jednej strony władza obawiała się zgromadzeń, a z drugiej raczej artyści nie chcieliby występować. Ciekawostką jest, że w 1983 roku Grupa Pod Budą musiała zmienić tekst piosenki napisanej w 1980, kiedy słowa „wrona zwisa głowa w dół” nie miały żadnych konotacji. W 1983 w związku z powstaniem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego nazywanej powszechnie WRONĄ, trzeba było w tekście zamienić ptaka i tak głową w dół zwisł nieszczęsny słowik. Prawdę powiedziawszy, trochę, a może więcej niż trochę, dziwię się Sikorowskiemu, że zgodził się na coś takiego. Przecież po zmianie systemu śpiewał o swojej niezależności: „moi koledzy poszli w biznesy, bo przestał słuchać ich naród, (... ), a ja zostałem sam z gitarą”. No cóż, kwestia niezależności, widać, w różnych czasach różnie wygląda.
Oprócz Opola był jeszcze Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze i Festiwal Piosenki Wojskowej w Kołobrzegu. To były prawdziwe propagandówki, w większości nie do oglądania. Sopot, z czasem nazwany Festiwalem Interwizji, w odróżnieniu od Eurowizji, dało się oglądać, jednak opierał się głównie na przedstawicielach „demoludów” i jak ich muzyka, na ogół był dość słaby. Jednak Opole to było coś, było odbiciem stanu polskiej muzyki, której mogliśmy słuchać w trzech, a z czasem czterech programach radiowych, bo innych nie było. Polityka była w tym mimo wszystko daleko w tyle. Dlatego bronię festiwali opolskich, zarówno tych sprzed lat, jak i obecnych. Raz są gorsze, a raz lepsze. Nie zmienia to faktu, że czasy były podłe, inaczej niż teraz, chociaż do ideału daleko. Precz z komuną!
Nie przeocz
- Grzybobranie 2023. Gdzie na grzyby na Śląsku? Jakie grzyby rosną w październiku?
- Tych 9 miejsc na Śląsku sztuczna inteligencja wymienia jako najbrzydsze. Skandal?
- Najpiękniejsze domy na sprzedaż w województwie śląskim
- To już koniec budowy szklanego okrąglaka w centrum Sosnowca. Zaraz znikną rusztowania
Zobacz także
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?