Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Aleksandrą Nowarą, która przez kilkanaście lat była twarzą śląskiej policji. Najgłębiej "siedzą" sprawy związane z dziećmi

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
ARC prywatne, KWP w Katowicach
Spakowała już mundury, opróżniła biurko i przy dźwiękach muzyki z "Ojca chrzestnego" pożegnała się z przełożonymi i koleżankami oraz kolegami. Po blisko 30 latach służbach w śląskiej policji na emeryturę przeszła mł. inspektor Aleksandra Nowara, dotychczasowa oficer prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Wcześniej przez wiele lat była rzecznikiem Komendy Policji w Rybniku. Zobaczcie jak wspomina swoje początki pracy w policji, jak odreagowuje stres i które sprawy wywarły na nią największy wpływ.

Będzie ci brakowało munduru? Nosiłaś go dokładnie 29 i pół roku…
Chyba trochę tak, bo mam i zawsze miałam do niego, do swojej pracy duży sentyment. Zresztą to jest dopiero kilka dni od chwili, kiedy odwiesiłam go na wieszak. Ale to jest decyzja przemyślana, przetrawiona. Odeszłam sama, na własnych warunkach, w chwili, gdy stwierdziłam, że jestem na to gotowa i jest ku temu najlepszy moment.

Kiedyś rozmawiałam z człowiekiem, który przez 50 lat nosił mundur strażacki. Powiedział mi, że zawsze gdy go zakładał czuł się innym, lepszym człowiekiem...

Ja i w mundurze i bez niego zawsze się czułam policjantką. U mnie mundur niczego nie zmieniał. I nigdy też nie miałam takiego pomysłu, by zmieniać pracę…

Do policji trafiłaś zaraz po studiach?
Tak, przyszłam, zapytałam o pracę i tak zostałam. Robiłam różne rzeczy w policji – zajmowałam się pracą z osobami nieletnimi, prewencją kryminalną. W zasadzie to całe moje życie zawodowe kręciło się wokół wydziału prewencji. To było mi zawsze najbliższe – mecze, zabezpieczenie imprez sportowych, innych. Zresztą do tej pory jeżdżę prywatnie i bywam na stadionach, więc to są takie moje klimaty.

W Rybniku nigdy nie było tak, że przychodziłaś rano do pracy, siadałaś za biurkiem i … się nudziłaś!

Tak, dlatego ten przeskok potem do Katowic nie był takim skokiem na głęboką wodę. Te zdarzenia owszem, były czasami innego kalibru, czasami dotyczyły nowych miejsc, ale wielkiej przepaści nie było. Szybko przekonałam się, że zupełnie inaczej komentuje się sprawę, którą się zna, bo opowiadają ci o niej koledzy, jest się na miejscu, zna się okolicę, gdzie zdarzenie miało miejsce. A zupełnie inaczej się opowiada o zdarzeniach gdzie się nie było na miejscu, zna się tylko relację z drugiej ręki. Jasne, że szłam do pracy w Katowicach z pewnymi obawami, ale tak naprawdę miałam do czynienia z tymi samymi dziennikarzami, znajomymi, policjantami, z którymi wcześniej współpracowałam. Nie było tak, że wyrwano mnie z jednego środowiska i wsadzono gdzieś indziej.

Przyjmowałaś się do pracy w 1993 roku. Ja wtedy wyglądała śląska policja? Maszyny do pisania, pancerne szafy na klucz…

Mniej więcej tak. Miałam w zespole ds. nieletnich koleżankę, która bardzo wiele mnie na początku nauczyła, miała umiejętność, której ja nigdy nie zdobyłam – pisała na maszynie perfekcyjnie. Zresztą ona była niesamowitą osobą jeśli chodzi o podzielność uwagi. Pisała na maszynie, notowała zeznania osoby przesłuchiwanej, spoglądała w międzyczasie za okno co na Placu Armii Krajowej w Rybniku się aktualnie dzieje.

Ale kobiet w policji było wtedy generalnie mało…

W rybnickiej komendzie było chyba siedem pań, z czego cztery pracowały w wydziałach dochodzeniowo-śledcza, pozostałe w logistyce. Potem ta liczba systematycznie rosła, ale nie dostrzegam takiego jednego momentu, takiej chwili, po której można było powiedzieć, że teraz to przyjmują same kobiety. Myślę, że z roku na rok coraz więcej dziewczyn zaczęło postrzegać tą robotę jako interesującą, inną.

Zdarzały się sytuacje, że ktoś przychodził do Ciebie i pytał: czy kobieta w policji ma czego szukać? Warto tam iść do pracy?

Wiele razy tak było. To znajomi czy znajomi znajomych do mnie dzwonili w tej sprawie. Ale nie chodziło o kobiety, a o pracę w policji ogólnie. Pytali co zrobić, jak pokierować młodego człowieka, bo na przykład marzy o mundurze, bo ma jakieś predyspozycje. Ja jednak zawsze polecałam żeby poczekać. Jeżeli to był bardzo młody człowiek - na przykład dopiero po maturze - to jednak zalecam, żeby zrobić swoje, skończyć kierunkowe studia, np. prawo. Wychodzę z założenie, że młody człowiek nie zawsze wie, czego chce. Lepiej się przyjąć do pracy i zostać, niż przyjąć się na chwilę, zrezygnować albo sobie wyrzucać potem, że to było nieporozumienie, porażka.

Ale najlepszymi policjantami - to wszyscy wiemy – są ci którzy jednak odrobinę sympatii i powołanie do tej roli mają.

W policji wciąż jest bardzo dużo pasjonatów, ludzi, którzy poświęcają swój czas po pracy, nie są obojętni, reagują na to, co się dzieje wokół nich. Myślę, że ja miałam to szczęście spotkać wokół siebie takich właśnie ludzi, którzy wierzyli w to, co robią i i to było fajne.

W latach 90-tych rzecznikowanie, zasady kontaktów z mediami, wszystko było w powijakach, raczkowało… Miałaś kogoś kto w razie czego służył ci radą, pomocą?

Zawsze miałam bardzo fajny kontakt z Alicją Hytrek, która była wtedy rzeczniczką w komendzie wojewódzkiej, w której zresztą działał już zespół prasowy. I ona była takim wzorem dla mnie. Była spokojna, miała zawsze dystans do wszystkiego. Oczywiście wymagała, powiedziałabym nawet była bardzo wymagająca. Zdarzały się czasem telefony, jakieś reprymendy. Ale zawsze to były konstruktywne uwagi. Była konkretna, znała się na rzeczy i miała dobre relacje z dziennikarzami.

Żeby być dobrym rzecznikiem trzeba lubić dziennikarzy?
Trzeba lubić ludzi. To mi schlebiło, bo jeden z dziennikarzy mi napisał niedawno, że moją zaletą jest to, że ja właśnie lubię ludzi. Myślę, że z dziennikarzami, z tymi z którymi współpracowałam przez dłuższy czas, miałam zawsze fajny kontakt. Znamy się, utrzymujemy kontakt poza godziny pracy, wiemy o sobie coś więcej, niż tylko że ja jestem policjantką, on czy ona dziennikarzem. I to też potem procentuje, bo ja mogę zadzwonić do takiej osoby i powiedzieć: słuchaj, jest ważna sprawa, może być ostrzegła, powiedziała, przekazała ludziom dalej…

Pamiętam, że jako 20-letnia studentka, zaczynałam praktyki w małym tygodniku lokalnym. Naczelny kazał mi do Ciebie zadzwonić, a dodał przy tym: nie bój się, ona jest bardzo fajna. I rzeczywiście ani przez moment nie dałaś mi odczuć, że jestem młokosem, który dopiero uczy się zadawania pytań…

Ludzie są różni. Czasem ktoś jest młody, musi gdzieś przecież zacząć, ale wie o co chce zapytać, napisać obiektywnie. Ale czasami bywa też tak, że przyjeżdżali ludzie zatrudnieni nawet w największych stacjach telewizyjnych, podkładali pod usta mikrofon i mówili: proszę mówić. Ja jestem zawsze przygotowana do rozmowy, staram się odpowiedzieć jak potrafię najlepiej, i od drugiej strony oczekuje tego samego.

Bycie twarzą i ustami policji to była trudna robota? Pamiętam, bardzo głośną sprawę z Rybnika, jedną z najgłośniejszych w historii miasta, czyli zaginięcie ministra Wróbla. A Ciebie wtedy akurat w pracy nie było. Zastępował cię jeden z policjantów drogówki, który po dziesiątym nagraniu, rozmowie z dziennikarzem, miał wszystkiego dość…

Tak, przez te wszystkie lata pracy, byłam może z trzy, cztery razy na zwolnieniu lekarskim. A wtedy rozłożyło mnie tak, że nie byłam w stanie wstać z łóżka. Ale tak było tylko na początku tej sprawy, potem wróciłam do pracy. Niemniej zdarzały się chwile, kiedy koledzy nie chcieli mnie zastępować (śmiech).

Gdyby 20 lat temu, ktoś powiedział ci, że w spokojnym zazwyczaj Rybniku, przyjdzie ci relacjonować strzelaninę, uwierzyłabyś?

Relacjonować? Ja nie stałam z boku, nie siedziałam w biurze. Ja tam chodziłam i pod obstrzałem, udzielałam informacji dziennikarzom przez telefon. Wszystko już było pozabezpieczane przez policjantów, a ja biegałam jeszcze do kolegów, rozmawiałam z nimi co mogę powiedzieć mediom, potwierdzałam jakieś informacje. A w tym czasie sprawca strzelał z okna. W pewnym momencie zadzwoniłam do drzwi jednego z sąsiednich domówi i ci ludzie mnie wpuścili do swojego mieszkania, skąd dalej mogłam rozmawiać z dziennikarzami.

Były strzelaniny, były głośne sprawy w Rybniku, w czasie których musiałaś brać w obronę swoich kolegów z pracy… To była sprawa między innymi młodej dziewczyny z Rybnika-Boguszowic zamordowanej kilkaset metrów od domu. To nie policja znalazła zwłoki, a rodzina…

Tak, pamiętam, że dużo było wówczas pretensji do pracy policji. Rodzina je miała, bo to ostatecznie oni znaleźli zwłoki swojej córki, nie my, chociaż w tym miejscu szukaliśmy. To rzeczywiście są trudne sytuacje, kiedy musisz stanąć i powiedzieć na przykład: nie udało się, mając jednocześnie świadomość, że naprawdę twoi koledzy zrobili co mogli… Dla mnie osobiście najtrudniejsze były zawsze sprawy związane z dziećmi. I to nie jest tylko efekt tego, że jestem kobietą, sama mam dziecko, ale to są takie sprawy które nam, wszystkim policjantom, dają się we znaki, sprawiają, że wszyscy „wysiadamy”, przeżywamy to. Tak było przy Sebastianie z Sosnowca, za zabójstwo którego niedawno optyk, został skazany, przy Madzi z Sosnowca, czy historia dziewczynki, która zmarła w Rybniku zostawiona w upalny dzień w samochodzie. To były wszystko bardzo trudne sprawy. W przypadku tej ostatniej sprawy trzy dni spędziłam na miejscu zdarzenia z dziennikarzami. Koledzy mi dowozili wodę, kanapki, dbali o mnie, bo ja praktycznie nie schodziłam z wizji.

A sprawa Mateusza Domaradzkiego? Chłopiec poszedł na sanki, zaginął, po latach za jego zamordowanie skazano dwóch młodych mężczyzn, ale są tacy, którzy nie są przekonani, że tak to rzeczywiście wyglądało...

Tak, to sprawa, którą pamiętam i która jest ze mną cały czas, bo zwłok chłopca nigdy nie odnaleziono. Byłam wtedy w domu tego chłopca, rozmawiałam z jego mamą, chciałam ją jakoś wesprzeć. Przeżywałam to, zresztą jak wszyscy pracujący przy sprawie policjanci. Przeszukiwaliśmy teren wokół metr po metrze, robiliśmy wszystko, żeby go znaleźć, to brak tego ciała ciągle gdzieś w głowie siedzi…

Takie sprawy potrafią wykończyć psychicznie, fizycznie. Jak to sobie radziłaś z tym wszystkim? Jak odreagowałaś?

Trudno mówić o odreagowaniu, ja bardziej potrafię coś wymazać z pamięci. Nie mówię o nazwiskach, szczegółach sprawy, tylko udaje mi się w jakimś stopniu wymazać emocje, które tej sprawie towarzyszyły. Dla mnie jest sprawa zamknięta, skończona, sprawcy są zatrzymani, zamknięci, sprawa skierowana do sądu i ja zamykam rozdział, bo jest następne wydarzenie …A jeszcze tym bardziej, że w Rybniku często mieliśmy do czynienia z prawem serii, czyli jedna sprawa się kończy, zaczyna się kolejna…

Zawsze jest poważnie?
Właśnie nie. Pamiętasz sprawę rzekomego ładunku wybuchowego w ZUSie? Przeszukanie, policjanci z psami przeczesują budynek, jest ewakuacja. Ja stoję przed budynkiem, nagrywałam wypowiedzi dla mediów. W tym momencie okazuje się, że był wybuch, ja dostaję taką informację i mówię o tym na antenie. A potem się okazało, że w budynku był przeciąg i trzasnęły drzwi. Od tego czasu powiedziałam, że nawet jak za mną w czasie relacji telewizyjnej zawali się budynek, to ja będę cały czas mówiła: ustalamy, wyjaśniamy…

Co będziesz robiła po zrzuceniu munduru? Spotkamy się na jakimś meczu żużlowym, siatkarskim?

Na pewno tak. Mecze, koncerty, pomyśle nad jakimś wyjazdem, bo zawsze chciałam podróżować i lubię to robić. Książek mam tyle do przeczytania, że zajmie mi to czas chyba do 80-tki. Mam Matyldę, psa. Nie zamykam się, nie powiem, że już nigdy nic zawodowo nie będę robiła, ale na razie nie myślę o nowej, etatowej pracy.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera