Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeźnik z Legnicy demaskuje działalność wywiadu wojskowego USA

PAWEŁ SKUBISZ
Gerard Cichy został aresztowany w Polsce pod zarzutem szpiegostwa.
Gerard Cichy został aresztowany w Polsce pod zarzutem szpiegostwa. Fot. AIPN
Polska ludowa dla instytucji wywiadowczych państw zachodnich stanowiła jeden z głównych obszarów działalności. W wypadku konfrontacji zbrojnej ze Związkiem Sowieckim to z kierunku polskiego wyszłyby wojska, których celem byłoby zajęcie północnej części Europy.

Tutaj też stacjonowały jednostki Armii Sowieckiej, szczególnie liczne na terenie Pomorza Zachodniego, ziemi lubuskiej i Dolnego Śląska, w dodatku uzbrojone w broń atomową. Dlatego Agencja Wywiadowcza Departamentu Obrony (ang. Defense Intelligence Agency, DIA), czyli instytucja amerykańskiego wywiadu wojskowego, za wszelką cenę starała się spenetrować miejscowości, w których stacjonowali Rosjanie.

„Mała Moskwa”

Wśród garnizonów, które szczególnie interesowały Amerykanów, znajdowała się Legnica. To spore poniemieckie miasto miało ważny atut w postaci infrastruktury koszarowej i poligonowej. Dlatego miejscowość została przekształcona w najważniejszy garnizon Armii Sowieckiej w Polsce ludowej. Nie bez znaczenia dla DIA pozostawał także fakt, że tutaj dyslokowano Sztab Północnej Grupy Wojsk Armii Sowieckiej (1945-1984 i 1990-1993), a także okresowo Naczelne Dowództwa Wojsk Kierunku Zachodniego (1984-1991). Sowieci zajmowali w Legnicy ponad 100 różnych kompleksów. Do dyspozycji posiadali lotnisko ze stałą wojskową linią lotniczą do Moskwy, bocznicę kolejową, budynki sztabowe, koszarowe, infrastrukturę szkoleniową, ale też wille i kwatery dla kadry oficerskiej, teatr letni, dom oficera, kino, sklepy, przedszkola i żłobki. Największy, prawie 40- hektarowy kompleks nazywany „kwadratem”, znajdował się w najpiękniejszej dzielnicy miasta, czyli Tarninowie i był otoczony sześciokilometrowym murem o dwumetrowej wysokości. Liczba stacjonujących tutaj wojskowych ulegała zmianie, ale ocenia się, że z reguły było to co najmniej kilkanaście tysięcy żołnierzy, nie licząc członków ich rodzin. Wielu polskich mieszkańców utrzymywało się ze współpracy z Rosjanami. Na potrzeby garnizonu udostępniano po polskiej stronie miasta około 2500 kwater oficerskich. Szereg osób prowadziło warsztaty rzemieślnicze i usługowe dla tutejszych żołnierzy. Ale życie w cieniu „Małej Moskwy” miało też szereg uciążliwości i wad, począwszy od kontroli ze strony Armii Sowieckiej, poprzez utrudnienia w budownictwie, a skończywszy na różnych aspektach związanych z bezpieczeństwem. Nie wszystkim odpowiadało to sąsiedztwo, więc od czasu przełomu 1956 r. zdarzały się pojedyncze wypadki protestów. Tym bardziej że mieszkańcy Legnicy byli świadkami wymarszu jednostek Armii Sowieckiej na Warszawę w październiku 1956 r. czy interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w sierpniu 1968 r. Te doświadczenia potęgowały strach, a także niechęć. Dla organizacji wywiadowczych zza żelaznej kurtyny, każda z pozoru nawet mało istotna informacja, mogła stanowić element szerszej układanki. Stąd funkcjonariusze SB mówili często o tzw. Metodzie mozaikowej w zbieraniu informacji wywiadowczych, które dawały szerszy obraz sytuacji, połączone w całość z kilku różnych źródeł. Stąd też Amerykanie podejmowali liczne próby werbunku mieszkańców Legnicy i okolicznych miejscowości, aby jak najwięcej wiedzieć o mieście i przybyszach ze Wschodu, którzy zadomowili się tutaj na stałe.

Zwierzenia rzeźnika

Jedna z takich szpiegowskich historii została ujawniona 26 grudnia 1963 r. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia do sierżanta Jerzego Grodzkiego z II Komisariatu MO w Legnicy zgłosił się Kazimierz Nowak, który dobrowolnie zdał relację ze swojego wyjazdu do Francji i odwiedzin u brata w Noyelles Godault koło Lille. Zaskoczony milicjant z trudem uwierzył w próbę werbunku do działalności szpiegowskiej niewiele znaczącego w lokalnej społeczności Nowaka. Ale sprawy nie zbagatelizował i o rozmowie zameldował w miejscowym referacie SB. Bardzo szybko sporządzono wywiad środowiskowy i ustalono, że Kazimierz Nowak pochodził ze Skarboszewa nieopodal Wrześni. Urodził się w 1920 r. w rodzinie chłopskiej Stanisława i Antoniny z d. Koperskiej. Mimo biedy panującej w domu rodzinnym, ukończył w 1939 r. Zasadniczą Szkołę Masarską i podjął pracę w prywatnej rzeźni w Gąsowej koło Żnina. Stamtąd, już w trakcie wojny, został wywieziony na roboty do Niemiec, gdzie pracował w gospodarstwie rolnym w Saksonii. W 1946 r. wrócił do Polski i nowy dom znalazł w Legnicy, gdzie podjął pracę w Spółdzielni Wędliniarskiej „Zjednoczenie”. W 1953 r. został kierownikiem masarni w Zakładach Mięsnych w Legnicy, gdzie za nadużycia został aresztowany wraz z grupą pracowników i skazany na 2,5 roku więzienia. Po odbyciu kary nie mógł znaleźć pracy w wyuczonym zawodzie, więc otworzył ze swoim znajomym fermę drobiu w nieodległych Piekarach Wielkich. Dzięki niej utrzymywał rodzinę – żonę i trójkę dzieci. Nadal mieszkał w Legnicy. Mimo kryminalnej przeszłości, był lubianym sąsiadem, zapewne dzięki osobistemu urokowi oraz wrodzonemu gadulstwu, którym potrafił zjednać sobie rozmówców. Co istotne, w Legnicy nie pełnił żadnych funkcji i niewiele wiedział o Sowietach. Funkcjonariusze miejscowego SB, których zaalarmował sierż. Jerzy Grodzki, przeprowadzili z Nowakiem rozmowę i powiadomili Wydział II Komendy Wojewódzkiej MO we Wrocławiu. Do realizacji sprawy skierowano funkcjonariuszy tamtejszej Grupy IV Wydziału II SB KWMO odpowiadającej za kontrwywiad po linii francuskiej oraz powiadomiono Departament II MSW w Warszawie. Nowaka wezwano na rozmowy do Wrocławia, które przeprowadzono w odstępie kilku dni w warunkach konspiracyjnych w Hotelu „Monopol” oraz „Polonia”. W eleganckiej lokalizacji, szczególnie jeśli uwzględni się fakt, że w „Monopolu” kręcono sceny do takich filmów, jak „Popiół i diament”, „Lalka”, czy szpiegowską „Stawkę większą niż życie”. I choć hotele wyglądały okazale jak na warunki PRL, to jednak głównie chodziło o swobodę wypowiedzi Nowaka, który nie spodziewał się, że w pokojach zainstalowana jest technika operacyjna, a funkcjonariusze Biura „T” SB całość jego wypowiedzi nagrywają na taśmę magnetofonową.

Plan miasta i rodzinne odwiedziny

Kazimierz Nowak w trakcie spotkania we Wrocławiu ze szczegółami przedstawił swoje relacje z bratem Józefem, który uciekł bez zgody rodziców do Francji w 1924 r. Przez wiele lat pracował we francuskich i algierskich kopalniach węgla kamiennego. Gdy bracia się rozstali, Kazimierz miał zaledwie 5 lat i sporo czasu zajęło odnowienie kontaktu. W 1962 r. rodzinę Nowaków w Legnicy odwiedziła żona Józefa – Helena, która przekazała ustne zaproszenie do Francji. Bracia nadal kontynuowali korespondencję za pomocą listów. W jednym z nich Józef poprosił Kazimierza o mapę Legnicy, niby dla znajomego z Francji, który chciał kupić tutaj dom. Już wówczas Kazimierz miał duże wątpliwości co do tej prośby i nawet zasięgnął opinii miejscowego adwokata w tej sprawie. Ostatecznie Kazimierz wymówił się brakiem map w księgarni, a Józef śmiercią znajomego. Obaj skłamali. Dokumenty związane z wyjazdem przesłał Kazimierzowi nieznany mu wówczas Vladimir Rychliński, reprezentujący biuro podróży Augusta Gralli, które organizowało wyjazdy polonijne z Francji do Polski. Podróż minęła Nowakowi bez problemów. Na miejscu okazało się, że Józefa nachodził nieznany mężczyzna i przekonywał o konieczności spotkania się z Kazimierzem na osobności, poruszając przy tym tematy polityczne o antysowieckim charakterze i oferując pieniądze. I chociaż Józef wyrzucił go z domu, to niesmak pozostał. Serdeczną atmosferę rodzinnego spotkania przerywały także częste wizyty małżeństwa Rychlińskich, którzy za wszelką cenę dążyli do wspólnego wyjazdu z Kazimierzem poza Noyelles Godault. Kiedy nadarzyła się okazja, w drogę do Lille razem z Rychlińskim i Nowakiem udał się obcokrajowiec – dziennikarz, który koniecznie chciał rozmawiać o sytuacji za żelazną kurtyną. Pytał Nowaka o służbę w wojsku, o Legnicę i tamtejszy dworzec kolejowy, lotnisko oraz o… rosyjskie kobiety. Na koniec zaproponował wspólny wyjazd do Paryża, na który przymuszony Nowak wyraził zgodę. Rychliński wyjaśnił, że celem wyjazdu jest udzielenie odpłatnej informacji i że przy okazji odbędzie się badanie na wariografie. Jednocześnie dla zachęty chciał udzielić Nowakowi pożyczki w postaci 5-6 złotych dwudziestodolarówek. I wygadał się o innych przesłuchiwanych w Paryżu osobach, m.in. o kolejarzu z Poznania (którego zidentyfikowano jako Feliksa Kubiaka) czy o mieszkańcu Krakowa, który opowiadał o rozbudowie Nowej Huty. Sytuacja ta sprowokowała braci Nowaków do szybkiej decyzji i powrotu Kazimierza do Polski. W kraju funkcjonariusze SB uwierzyli wyjaśnieniom legniczanina o odmowie współdziałania z obcym wywiadem i zarejestrowali go jako kontakt poufny ps. „Kazimierz”. O sprawie poinformowano oficerów KGB z Legnicy, z którymi konsultowano przebieg Sprawy Operacyjnego Rozpracowania o krypt. „Sekwana”. Jej istotą stała się w niedługim czasie gra operacyjna z wykorzystaniem Nowaka.

Po nitce do kłębka

Wyjaśnienia Nowaka pozwoliły ustalić bliższe informacje na temat Vladimira Rychlińskiego, Rosjanina o monarchistycznych przekonaniach, okresowo służącego nawet w szeregach Wojska Polskiego w II RP, a we Francji pełniącego zawód tłumacza przysięgłego j. rosyjskiego i j. polskiego. Bezpieka interesowała się nim wcześniej, jako współpracowniku André Robineau, sekretarza Konsulatu Republiki Francuskiej w Szczecinie, aresztowanego i osądzonego za szpiegostwo w procesie pokazowym przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Szczecinie. Wówczas Rychlińskiego przed aresztowaniem uratował urlop we Francji. Na tej podstawie sprawę Nowaka zakwalifikowano jako działanie wywiadu francuskiego. Rychliński nie odpuścił Nowakowi po wyjeździe do kraju i regularnie wysyłał do niego listy, rowerek dziecięcy dla syna, a nawet 10 kilogramów egzotycznych w PRL pomarańczy. Ewidentnie dążył do podtrzymania kontaktu. Departament II MSW zauważył w tym okazję do przeprowadzenia gry operacyjnej z… Amerykanami. Dlaczego właśnie z nimi? Rozpoznanie kontaktów Rychlińskiego ujawniło innego pracownika biura podróży Augusta Gralli, a zarazem przewodnika wycieczek francuskich Polonusów do kraju – Gerarda Cichego. SB interesowała się nim od lat. Analizując informacje odkryto, że utrzymywał on w Poznaniu bliski kontakt z kolejarzem Feliksem Kubiakiem. Wspólnie stanowili duet amerykańskich agentów wywiadu wojskowego DIA, a zdradziła ich nieostrożna rozmowa nagrana w jednym z hotelowych pokoi.

Wykorzystany propagandowo

Funkcjonariusze SB z dużym trudem podjęli decyzję o ponownym wysłaniu Nowaka do Paryża. Urodzony gaduła, będący pod dużym wpływem żony, wygadał się w domu ze swojej współpracy z bezpieką. Mimo to pod koniec kwietnia 1965 r., poinstruowany przez funkcjonariuszy Departamentu II MSW, Kazimierz wyjechał do Francji. Oficjalnie w odwiedziny do brata Józefa, do którego jednak nie dotarł. W Paryżu zatrzymał się w hotelu „Tilsit”. A następnie w konspiracyjnych lokalach DIA składał obszerne wyjaśnienia na temat ludowego Wojska Polskiego i Armii Sowieckiej w Legnicy. Wszystko według zasad ustalonych z komunistycznym aparatem bezpieczeństwa. Głównym oficerem prowadzącym przesłuchania okazał się bezimienny „dziennikarz” poznany w Lille w 1963 r. Przedstawił się Nowakowi jako Carl. To o nim nieostrożnie rozmawiali Cichy z Kubiakiem w poznańskim hotelu, dając SB możliwość powiązania sprawy Nowaka z DIA. Carlowi towarzyszył znający język polski funkcjonariusz imieniem Mik. Obaj przybyli do Paryża z głównej siedziby NATO w Brukseli. Przesłuchania i badanie na wariografie przebiegły pomyślnie, a przynajmniej tak to zostało przedstawione Nowakowi, który zaprzeczał współpracy z SB. Odpowiadało to prawdzie, bo na tajnego współpracownika ps. „Kawa” zwerbowano go formalnie dopiero po powrocie do kraju. W zamian za informacje i udział w niemal miesięcznym szkoleniu uzyskał kilkaset dolarów. Do Polski powrócił też bogatszy o wiedzę w zakresie łączności radiowej oraz o korespondencji prowadzonej przy użyciu tajnopisów, a przede wszystkim z zadaniem penetracji legnickiego garnizonu. Coś jednak poszło nie tak. Szpiegowskich audycji radiowych, nadawanych dla Nowaka, nigdy nie udało się odszyfrować. Z umówionego spotkania bezpośredniego z łącznikiem w Legnicy, Wrocławiu lub Poznaniu nic nie wyszło, bo do agenta nie dotarła informacja o wywołaniu spotkania. Być może było to niedopatrzenie tajnego współpracownika, a może celowe działanie? Nie można też wykluczyć ostrożności ze strony samych Amerykanów. Mimo niepowodzenia gry operacyjnej z DIA, bezpieka kontynuowała współpracę z „Kawą” jeszcze przez kilka lat pod zmienionym pseudonimem „Zdecydowany”. Jednocześnie funkcjonariusze SB próbowali włączyć do gry jego syna, co wywołało oburzenie Kazimierza, który publicznie i w dosadny sposób komentował próbę werbunku potomka. Ostatecznie sprawa „Sekwana” nie przyniosła spektakularnych efektów, w przeciwieństwie do jednego z jej odprysków, a dotyczącego Gerarda Cichego i Feliksa Kubiaka, którzy stanęli za szpiegostwo przed sądem. Kazimierza Nowaka powołano wówczas na świadka i wykorzystano go propagandowo.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rzeźnik z Legnicy demaskuje działalność wywiadu wojskowego USA - Nasza Historia