Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samorządowcy "dorabiają w radach nadzorczych miejskich spółek"? Maciej Bartków z Rady Miasta Bytom komentuje doniesienia Interii

Marcin Śliwa
Marcin Śliwa
Maciej Bartków, radny Rady Miasta Bytom.
Maciej Bartków, radny Rady Miasta Bytom. arc Maciej Bartków
Samorządowcy z południa Polski zapewniają sobie wzajemnie posady i dorabiają w radach nadzorczych miejskich spółek. W ten sposób w ubiegłym roku mieli zarobić ponad 1,3 mln złotych. Biznesowo-polityczne powiązania mają dotyczyć co najmniej 20. lokalnych polityków, z czego większość stanowią samorządowcy z województwa śląskiego. To ustalenia portalu Interia, które opublikowane zostały w czwartek 15 grudnia. Sprawę komentuje Maciej Bartków, członek Rady Miasta Bytom.

Publikacja dotycząca powiązań samorządowców z południa Polski, którzy „dorabiają w radach nadzorczych miejskich spółek” wywołała gorącą dyskusję. Jak skomentuje Pan ustalenia Interii?

Maciej Bartków – Ja absolutnie nie jestem zdziwiony ustaleniami portalu Interia, ponieważ sieć, którą stworzyli śląscy samorządowcy, zwłaszcza ci związani z opozycją parlamentarną, jest znana od dawna. Wynika to z tego, że wielu z tych prezydentów, którzy pełnią swoją funkcję niestety traktują miasta czy wspólnoty samorządowe, jako swój prywatny folwark, czerpiąc z tego tyle, ile się da. Warto też zwrócić uwagę, że tego typu praktyki, jakie zostały opisane, to tylko wierzchołek góry lodowej tego, co tak naprawdę dzieje się w samorządach. Dla wielu prezydentów i samorządowców miasta stały się swoistymi urzędami pracy dla kolegów, gdzie kwitnie bardzo często bezczelny wręcz nepotyzm.

Skala tego typu praktyk może być większa, niż wynika to z omawianej publikacji?

Zdecydowanie, jestem o tym przekonany. To nie jest tak, że samorządy wybierają najlepszych z najlepszych. Wiadomo, że naturalne i zasadne jest to, że gdy wygrywa się wybory i chce się realizować program, to warto oprzeć się na ludziach, z którymi się go tworzyło, którzy mają wiedzę, doświadczenie, kompetencje i wiedzą jak dane przedsięwzięcie poprowadzić. Niestety bardzo często zdarza się też tak, że powstają zupełnie zbędne stanowiska lub mówiąc zupełnie wprost, różni znajomi włodarzy samorządowych otrzymują dziwne zlecenia, które są niepotrzebne. W wielu przypadkach miasta niestety stają się maszynką do robienia pieniędzy.

Odpowiedzialność samorządowców jest wielka, do tego dochodzą nienormowane godziny pracy i duża ekspozycja na stres. Może to błąd systemowy i apanaże samorządowców są po prostu zbyt niskie?

Być może tak. Od dawna jestem zwolennikiem tego, żeby za dobrą pracę było godziwe wynagrodzenie. Warunkiem jest dobra praca – to nie ma być zapłata za to, że ktoś wygrał wybory i po prostu jest prezydentem. Jeżeli ktoś dobrze zarządza, to powinien też dobrze zarabiać. Bycie prezydentem miasta to jest praca dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu, warto o tym pamiętać. Jeżeli dany włodarz poświęca się tej pracy, ona przynosi efekty, wspólnota się rozwija, rośnie budżet, ograniczone są wydatki, są nowe inwestycje, to wtedy oczywistym jest, że warto takiego prezydenta wynagrodzić. Kuriozalną sytuacją jest to, że przynajmniej oficjalnie, prezydenci miast zarabiają niejednokrotnie mniej niż prezesi miejskich spółek. Tak to niestety wygląda, do tego dochodzą różne premie i dodatki, co daje kilkadziesiąt tysięcy złotych trzynastej wypłaty. Powtarzam, godziwa zapłata powinna być za dobrą pracę, a nie samo trwanie na stanowisku.

A jak sytuacja w tym względzie wygląda w Bytomiu?

W Bytomiu, gdzie przez trzy lata współrządziło Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie dochodziło do takich sytuacji, ponieważ standardy, które wprowadziliśmy sprawiały, że było to niemożliwe. Owszem, w Bytomiu pracowali w radach nadzorczych wiceprezydenci różnych miast, tak jak obecnie pani Sława Umińska - Duraj (prezydent Piekar Śląskich przyp. Red.), natomiast nigdy nie było nic w zamian. Wtedy byłaby to sytuacja bardzo wątpliwa moralnie. W Bytomiu, jako Prawo i Sprawiedliwość, nigdy nie pozwalaliśmy na to, żeby ktokolwiek z Bytomia szedł do innego miasta, z którego wiceprezydent lub prezydent, jest w radzie nadzorczej.

Wszystko odbywa się w literze prawa. Czy jest się czym bulwersować?

Myślę, że tak, ponieważ moim zdaniem nie jest to tak, jak podnoszą prezydenci, że dobiera się fachowców, szuka najlepszych osób z doświadczeniem. To po prostu wykorzystanie tej możliwości na zasadzie „ja dam tobie miejsce tu, a ty mi dasz u siebie”. Nie wierzę w to, że nie ma na rynku osób kompetentnych, niepowiązanych w żaden sposób z polityką, którzy nie wygraliby konkursu na zasiadanie w radzie nadzorczej przedsiębiorstwa. Dla mnie obecna sytuacja to wykorzystanie możliwości, jakie w tej chwili posiadają samorządowcy.

***

Szczegóły dotyczące omawianej sprawy można znaleźć na portalu interia.pl w tekście "Tak dorabiają prezydenci miast. Nieformalna sieć powiązań. "Stołek za stołek"", którego autorem jest Dawid Serafin.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera