Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Specyficzny czarny humor skandynawski. Recenzja filmu „Matka siedzi z tyłu”

Adam Pazera
Polska premiera filmu "Matka siedzi z tyłu" miała miejsce 5 stycznia 2024 roku
Polska premiera filmu "Matka siedzi z tyłu" miała miejsce 5 stycznia 2024 roku materiały prasowe
Zapewne większości kinomanów zdanie: „Matka siedzi z tyłu” kojarzy się jednoznacznie z sytuacją z pierwszych kadrów kultowego „Misia” w reżyserii nieodżałowanego Stanisława Barei. Gwoli przypomnienia, oto fragment wspomnianej kwestii: Kierowca: - Wczoraj jechałem tędy i tych domów jeszcze nie było. Milicjant z drogówki: - A gdyby tu staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu jeszcze nie było, a dzisiaj już by był, to wtedy wy byście tę staruszkę przejechali, a to być może wasza matka! Kierowca: - Jak ja mogę przejechać matkę na szosie, jak moja matka siedzi z tyłu.

Określając film islandzkiego reżysera Hilmara Oddssona takim tytułem, zapewne był to sprytny, marketingowy chwyt dystrybutora, bowiem w oryginale - „Á ferð með mömmu” - brzmi „Podróżowanie z mamą”, estoński tytuł - „Teekond emaga” - znaczy to samo. A idąc dalej tym tropem, po norwesku „På tur med mamma” jest podobnie tłumaczone - „Na wycieczce z mamą”.

Jakkolwiek by nazwać ów film, to każdy tytuł będzie trafny, bo rzeczywiście główny bohater odbywa podróż (wycieczkę) z matką rzeczywiście siedzącą z tyłu, tyle że jest ona umocowana pasami, siedzi „sztywno”, bo... jest martwa! Tą „sztywnością” nie kpię sobie w żaden sposób ze zmarłych, ale „Matka siedzi z tyłu” została faktycznie zrealizowana w klimacie czarnej komedii, zwłaszcza w trudnej do wytłumaczenia specyfice filmów skandynawskich! Bo oto np. przypominam sobie fińsko-norweską koprodukcję z 2018 roku - „Heavy Trip” (Nagroda Publiczności na Cinefest w Miszkolcu), zwariowaną komedię o heavymetalowym zespole z małego fińskiego miasteczka, który udaje się na koncert do Norwegii. A typowy skandynawski czarny humor objawia się między innymi w tym, że tragicznie zmarły członek zespołu również „bierze” udział w koncercie!

Tymczasem w islandzkim filmie, którego akcja toczy się w 1980 roku, zanim leciwa matka „siądzie” z tyłu, na razie mieszka na odludnej farmie pośród olbrzymich fiordów z synem Jónem, starzejącym się mężczyzną. Obojgu, siedzącym w fotelach, czas upływa monotonnie na słuchaniu audycji z kaset magnetofonowych oraz dzierganiu swetrów, które syn przekazuje na sprzedaż podpływającemu na brzeg kupcowi. Ponadto Jón uwielbia fotografować, ma nowoczesny aparat i własną ciemnię, gdzie wywołuje zdjęcia, gromadząc je jako wspomnienia z przeszłości. Większość czasu spędzają w milczeniu, matka marzy, aby mieć zdjęcie przy wodospadach Gullfoss: „Nigdy tam nie byłam”. Któregoś dnia wywiązuje się krótki dialog między nimi: „Co będziesz robił, gdy ja umrę?” - „Przecież nie umierasz”. - „Chciałabym, żebyś nie był sam”. - „Mam psa” (rzeczywiście, mają w obejściu czworonoga o imieniu... „Breżniew”!). - „Co ze mną zrobisz?” - docieka staruszka. A syn obiecał już wcześniej, że spocznie ona obok swych rodziców, na południu Islandii, w Eyrarbakki. Toteż po jej śmierci (kolejne z życzeń: „I chcę być przyzwoicie ubrana”) syn pragnie spełnić obietnicę. Starannie czesze i ubiera zwłoki, robi makijaż i umieszcza na tylnym siedzeniu zdezelowanego forda cortiny. Na przednie siedzenie wskakuje w ostatniej chwili Breżniew.

W ten sposób Jón przemieszcza się przez kraj na drugi kraniec do miejsca, obiecanego matce, wiecznego spoczynku. Film staje się więc kinem drogi (road movie), a ta eskapada jest dla Jóna - przez 50 lat tkwiącego na pustkowiu i opiekującego się matką - dorastaniem na nowo, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi wobec starzejącego się mężczyzny. Dla zabicia czasu, podczas podróży najpierw zwraca się do psa, później sam jest dla siebie GPS-em ustalającym głośno kierunek jazdy: „na prawo”, „na lewo”, wreszcie rozpoczyna „rozmowę” z matką i przeprowadza swoisty rachunek sumienia ze swego dotychczasowego życia.

Okazuje się, że matka była niezwykle despotyczną kobietą i podporządkowała sobie zarówno Jóna, jak i zmarłego wcześniej męża. Na bardzo wąskiej drodze spotykając mikrobus z niemieckimi turystami, jest „upominany” przez matkę: „Masz zamiar ustąpić naziście? Nie bądź mięczak, jak twój ojciec!”. Wracają w pamięci wydarzenia z przeszłości: całkowita dominacja matki, decydowanie o każdym kroku syna. Jón wreszcie ma możliwość wypowiedzenia swych pretensji, na co nie było go stać wcześniej: zarzuca matce, że ta nie zaakceptowała jego młodzieńczej miłości - ślicznej Bergdis, z którą musiał się rozstać („Zależało mi na niej, chyba ją kochałem”).

Podczas podróży z matką spotyka po drodze różne osoby i ponownie odkrywa przed sobą świat, którego może już nie zna i nie pamięta. W motelu Bjarkalundur, gdzie zatrzymał się, aby coś zjeść wzbudzi zainteresowanie pań zwłaszcza solenizantki o imieniu Dua. Jón będzie wyraźnie tym zaskoczony, wszak odwykł od kontaktów z kobietami i niemal zapomni języka w gębie, aczkolwiek… pozostanie w motelu nieco dłużej niż zamierzał! Z kolei na autostradzie krewki kierowca w sportowym aucie doprowadzi do awantury z powodu zbyt wolnej jazdy Jóna. Wybawi go z opresji znajomy z młodości policjant, z którym łowili wspólnie ryby na fiordzie Arnarfjörður: „Rzeczywiście Jón, 42 km/godz. to zbyt wolno, narażasz na niebezpieczeństwo. I zrób przegląd samochodu!”. Nie wzbudzą zainteresowania policjanta zwłoki matki na tylnym siedzeniu; jak określi ją później: „Stara jędza, ekscentryczna i energiczna. Stara nigdy nie była rozmowna!”.

Specyficzny czarny humor objawi się także podczas rozmowy Jóna z właścicielami gospodarstwa, gdzie zatrzyma się na chwilowy odpoczynek. Na pytanie o siedzącą nieruchomo matkę: „A ona kawy nie chce?”, Jón odpowie spokojnie: „Jest martwa”. „Cóż, przynajmniej nie jest zmęczona” - refleksyjnie powie gospodarz. - „Jest śmiertelnie zmęczona!” - zripostuje żona. Zdominowany dotychczas przez matkę syn, wykaże się wreszcie podczas dalszej podróży stanowczością i powie: „Mam dość twego zrzędzenia!”, zakryje zwłoki kocem i oznajmi: „Trzeba na przyszłość patrzeć z optymizmem, nie babrać się w przeszłości”. „Wyzwolony” Jón okaże jednak „ludzkie” uczucia - jak obiecał tak zrobił: usadzi matkę na ławeczce i wykona zdjęcie na tle wymarzonego wodospadu Gullfoss! I zawiezie ją w rodzinne miejsce, ale… finał okaże się zupełnym zaskoczeniem!

Nostalgiczne kino w surowym, skandynawskim krajobrazie, o czarno-białych barwach, nie każdemu przypadnie do gustu, ale dla miłośników refleksyjny ch opowieści, o nieprzystosowanych samotnikach (takim był też np. Fúsi, bohater filmu - również Islandczyka - Dagura Kári) w powolnej narracji, będzie w sam raz.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera