Gotowanie mistrza świata
Szarfę, niedoszłe narzędzie samobójstwa urodzonego w Siemianowicach Śląskich Henryka Średnickiego, żona pięściarza pocięła nożyczkami na kawałki.
- Tylko w ten sposób była w stanie mnie uratować, bo nie miała na tyle sił, żeby mnie dźwignąć. Zawsze się o mnie troszczyła - uśmiecha się mistrz świata z Belgradu w 1978 roku i dwukrotny mistrz Europy.
Średnicki zapisał się złotymi zgłoskami w księgach polskiego boksu. Poza wspomnianymi tytułami korpulentnej budowy zawodnik sześciokrotnie zdobywał tytuł mistrza kraju oraz trzykrotnie wygrywał prestiżowy Turniej im. Feliksa Stamma. Zmorą wychowanka Górnika Siemianowi-ce, który przygodę ze sportem zaczął od podnoszenia ciężarów, było utrzymanie regulaminowej masy ciała właściwej dla kategorii papierowej (do 48 kg) i muszej (do 51 kg).
- Walka w ringu, przy mordędze zrzucania dziewięciu kilogramów w ciągu doby, to była zabawa - twierdzi Średnicki.
Jedną z metod zbijania wagi były kąpiele.
- Trener Antek Zygmunt [nadano mu pseudonim Krwawy Wasyl - przyp. AG] bez przerwy "gotował" Heńka w wannie - śmieje się Marian Kasprzyk, złoty medalista igrzysk w Tokio. - Nalewał tak gorącą wodę, że nie szło wsadzić ręki. Heniek wypocił się, potem szedł do łóżka pod dwie kołdry, a czasami ktoś kładł się na niego. Wiem, co mówię, bo sam przeszedłem przez taką mordownię.
- Heniek miał niesamowitą kondycję i wydolność - podkreśla 59-letni Kazimierz Szczerba, dwukrotny brązowy medalista igrzysk olimpijskich, który przygodę z boksem zaczynał w Hutniku Kraków, a pierwszą walkę stoczył właśnie ze Średnickim. - Nawet jak "robił" wagę i za przeproszeniem pochlał lub zapalił papierosa, imponował tymi wrodzonymi, danymi przez Bozię, predyspozycjami. Pamiętam wyniki badań specjalistów z Wrocławia, którzy naukowo dowiedli, że Heniek ma wydolność porównywalną z wydolnością kolarza Ryszarda Szurkowskiego i innymi tuzami polskiego sportu.
Średnickiemu przypięto łatkę niestroniącego od alkoholu hulaki, a jeden z członków kadry opowiadał, że to właśnie słabość do trunków pozbawiła jedynego polskiego mistrza świata medalu igrzysk olimpijskich. Pytany o to, pogodny do tej pory 58-latek mocno się irytuje.
- Nigdy w życiu nie byłem alkoholikiem. Dla mnie, do tej pory, wódka może nie istnieć. Na przykład na święta nie piję w ogóle. Lubię za to piwo. Do dzisiaj, gdy wracam z treningu, biorę sobie piweczko do pociągu i zdarza się, że wypiję nawet dwa.
Bywają jednak tygodnie, że nie biorę do ust żadnego napoju wyskokowego. To tak zachowuje się alkoholik? - pyta.
W USA skuła go policja
Opisana na wstępie próba samobójcza to niejedyne jego traumatyczne wspomnienie z okresu młodości. Podczas jednego z bokserskich rekonesansów w Stanach Zjednoczonych, Średnicki wpadł w gigantyczne tarapaty. W tournée za ocean udał się, by stoczyć kilka walk sparingowych, głównie z czarnoskórymi zawodowcami. Przy-puszcza, że podczas pobytu w jednym z hoteli musiał być obserwowany, gdy brał klucze z recepcji, bo niebawem do drzwi zapukała ponętna kobieta.
- Była bardzo miła i sympatyczna, więc razem z kolegą wpuściliśmy ją do środka. W pewnym momencie zaczęła się rozbierać i zażądała od nas pieniędzy. Za żadne skarby nie chcieliśmy dać jej forsy i wyrzuciliśmy ją z pokoju - wspomina.
Pięściarze nie podejrzewali, że ta z pozoru niewinna sytuacja ściągnie na obu poważne kłopoty. Tego samego dnia pojawiła się policja stanowa i funkcjonariusze zaczęli przeszukiwać pokój.
- Okazało się, że zostaliśmy niesłusznie posądzeni o stosunki płciowe, a dodatkowo ta pani zeznała, że mamy ze sobą broń. Groził nam areszt. Zresztą już skuli nas w kajdany i zabrali ze sobą - wzdryga się Średnicki.
Czarne chmury znad głów polskich sportowców przepędził inny policjant, który jednocześnie pełnił stanowisko szefa amerykańskiej federacji boksu.
- Facet zdobył się na to, żeby sprawdzić tę panienkę, i szybko okazało się, że była już kilkakrotnie karana za podobne przestępstwa. Tego samego dnia, wieczorem, zostaliśmy przeproszeni, uwolnieni i oczy-szczeni z zarzutów.
Średnicki uważa, że genezy ukartowanej, domniemanej próby gwałtu należy szukać w historii przebiegu jednej z walk sparingowych. Trenerzy reprezentacji Polski zgodzili się na pojedynek swojego podopiecznego z miejscowym mistrzem świata. Rywal niespodziewanie został znokautowany.
- Pieniędzy od nich nie chciałem, wódkę też odrzuciłem ani nie połakomiłem się na podstawiane mi dziewczyny. Wiedzieli, że lubiłem płeć piękną, ale skoro i na to nie dałem się skusić, postanowili uciec się do ohydnego podstępu - przypuszcza i nawet nie chce myśleć, jak zakończyłaby się sprawa, gdyby nie odsiecz stróża prawa.
- Miałem już dwie malutkie córki i młodą żonę. Panie! To byłaby niewyobrażalna tragedia dla mnie i całej rodziny - mówi.
Spotkanie z Matką Teresą
Za to z rozrzewnieniem wspomina wizytę w Ugandzie. Ze stołecznego miasta Kampali sportowiec pojechał do ośrodka dla trędowatych, który prowadziła Matka Teresa z Kalkuty. Nagle zakonnica wzięła go pod rękę i udali się zwiedzić cały ośrodek.
- Opowiadała w sposób niesamowity. Słuchanie jej było wielką przyjemnością - mówi z powagą. Tyle że nawet w tamtej podniosłej chwili dała o sobie znać jego niepokorna dusza. - Wszyscy mieli ubaw, bo nauczyłem małpę… palić papierosa - śmieje się Średnicki.
O medalu podczas pierwszych mistrzostw świata na Kubie w 1974 roku pięściarz musiał zapomnieć już w eliminacjach. Rywal z Rumunii zadał nieprzepisowe uderzenie głową, rozbił Średnickiemu łuk brwiowy, a sędzia zakończył walkę przez poddanie w trzeciej, ostatniej rundzie. Wtedy wymowną ciszę przerwał Fidel Castro, który pierwszy zaczął bić brawo i cała publiczność w Hawanie aplauzem oddała honor zawodnikowi z Polski. Średnicki musiał zapaść kubańskiemu dyktatorowi w pamięci, gdy ten wizytował reprezentację biało-czerwonych. 48-letni wówczas Castro zastał trenujących w hali Polaków, więc zdjął buty i przyłączył się do gry w koszykówkę.
- A że my graliśmy w kosza, niczym w rugby, w pewnej chwili wyskoczyłem i… przewróciłem Fidela na parkiet. Mimo to wypiliśmy razem piwko - wspomina Średnicki.
Zabawnych anegdot i perypetii z byłym pięściarzem w roli głównej jest dużo więcej, a wszystkie mogłaby pomieścić tylko opasła książka. Średnicki nawet spisał już połowę autobiografii, lecz niedokończone dzieło od paru lat tkwi w szufladzie.
Cudownie ocalony
Dziś mieszka w Sosnowcu. Dojeżdża autobusem lub pociągiem do Myszkowa, by w sekcji boksu szkolić swoich następców. Od 40 lat dzieli życie z tą samą żoną, ma dwie córki i zżyte z dziadkiem wnuczki. Choruje na cukrzycę, cztery razy dziennie musi przyjmować insulinę. Niedawno padł na niego blady strach, bo w okolicznych aptekach zabrakło leku.
- Gdy żona była w pracy, dwukrotnie zapadałem w sen… Raz obudził mnie pies, innym razem kot - wyznaje.
Twierdzi, że to, iż nadal żyje, zawdzięcza nadprzyrodzonym siłom.
- Autentycznie zostałem uzdrowiony. W płucach zebrało mi się bardzo dużo wody i profesor z Zabrza planował zrobić za miesiąc operację. Przychodzę, a on do mnie: "Pan jest zdrowy, idź pan do domu". Wybitny lekarz dodał, że mój przypadek to ewenement.
Po wielu przejściach i zakrętach Średnicki czerpie satysfakcję z codzienności. Emerytura i dodatkowe, comiesięczne świadczenie za medal wywalczony w Belgradzie sprawiają, że czarne myśli o skończeniu ze sobą już nie rodzą się w jego głowie.
- Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby taki pomysł znów przyszedł mi na myśl. Uważam, że zrobiłem to dwa razy w życiu: pierwszy i zarazem ostatni - kwituje.
*Kutz: Autonomia okazała się oszustwem. Ślązakom należy się status mniejszości etnicznej [WYWIAD RZEKA]
*TYLKO W DZ: Niesamowite zdjęcia górników i kopalń z XIX w. Maxa Steckla
*Cygańskie wesele w Rudzie Śl. On - 21 lat, ona 16 lat. ZOBACZ ZDJĘCIA Z ZABAWY
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?