Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Czy nasz wielki Śląsk jeszcze istnieje?

Marek Szczepański
Marek Szczepański
Marek Szczepański ARC
Historyczny Śląsk przez setki lat był regionem pogranicza kulturowego i miał wszystkie bez wyjątku jego cechy. Należał w przeszłości do kilku państw, często był wojennym łupem, a mieszkający tutaj ludzie pozostawali mocno związani z ojczyzną prywatną, hajmatem. Ta bowiem, bez względu na wojenne i polityczne zawieruchy, pozostawała wieczna, niezmienna i niezniszczalna.

Przypomnijmy jedynie, że historyczno-kulturowy region śląski rozciąga się - nie wnikając w szczegóły - od niemieckiego Gőrlitz, poprzez Wrocław, Opole, Katowice, aż do Opavy, Krnova i Czeskiego Cieszyna. Czy tak rozległy region wciąż istnieje w świadomości mieszkańców i trwa w ich pamięci?

Z całą pewnością tak nie jest, choć nie można lekceważyć garstki niepoprawnych regionalistów, którzy Śląsk swój widzą ogromny i oczekują na jego wskrzeszenie. Nie miałbym nic przeciwko takiej restytucji, ba, byłbym zdeklarowanym jej zwolennikiem. Wszak w Unii Europejskiej najlepiej funkcjonują regiony duże, zintegrowane i - co tu dużo mówić - dobrze zarządzane. Ale liczne wojny, zwłaszcza światowe, i ich następstwa, plebiscyt, reformy administracyjne w Polsce Ludowej i w okresie transformacji, wymiana ludności, migracje uśmierciły Śląsk w jego historycznych granicach.

Co gorsza, ta agonia dzieje się na naszych oczach, a u jej ostatecznych podstaw leży pamiętny podział kraju na 16 województw. Część Śląska znalazła się bowiem w granicach województwa dolnośląskiego, a historyczny Breslau - od lat polski Wrocław - ma się dobrze, podobnie jak jego uniwersytet. Ten ostatni to spadkobierca Universitatis Wratislaviensis, ustanowiony przez cesarza austriackiego Leopolda I, a jakże, 1 października 1702 roku.

O tej kontynuacji, odrzuconej w czasie realnego socjalizmu i przywróconej z przekonaniem w transformacyjnych latach, przypomniały mi uroczystości całkiem świeżej daty. Dwaj moi wychowankowie, jeden z Ty-chów, a drugi z Rzeszowa, odbierali w Auli Leopoldyńskiej - arcydziele świeckiego baroku - dyplomy doktorskie.

Patrzyłem wtedy z niemym podziwem i życzliwą zazdrością na wnętrze pamiętające Austriaków, Niemców, Polaków - i Bóg wie, kogo jeszcze, spragnionych uniwersyteckiej wiedzy i akademickiej wspólnoty. Ale nawet w gościnie u Leopolda nie można zapominać o tym, że kolejna część historycznego Śląska znalazła się w granicach województwa opolskiego.
Po II wojnie światowej, podobnie jak i we wrocławskich rewirach, nastąpiła tutaj wymiana ludności. Jednych przymusowo przesiedlono, inni, często bez entuzjazmu, zajęli ich miejsce. Pamiętamy, jak jednoznacznie negatywnie elity opolskie oceniły w 1998 roku fuzję z katowicką częścią Górnego Śląska, zawiązując Obywatelski Komitet Obro-ny Opolszczyzny, czyli po prostu OKOP. Udało się, choć dzisiejsze województwo opolskie ma poważne problemy demograficzne i gospodarcze. Jest po prostu maleńkie jak łupina orzecha, a przez to dryfuje na obrzeżach regionalnej Unii Europejskiej.
I wreszcie województwo śląskie, które jest - co tu dużo mówić - regionalnym Frankensteinem. Powstało bowiem jako zlepek dawnego województwa katowickiego, częstochowskiego i bielsko-bialskiego, a więc ziem o odmiennej historii, kulturze i politycznym ulokowaniu. Wielokrotnie rozmawialiśmy z elitami politycznymi tych subregionów.

W Częstochowie, mieście wielkiej i ważnej wieży, nie ukrywano, że włączenie do województwa śląskiego to radykalne niepowodzenie, niesprzyjające lokalnemu rozwojowi. Niektórzy z rozmówców mówili wprost, że przemysłowy Górny Śląsk to istna czarna dziura zasysająca, jak monstrualna hydra, wszystkie środki na rozwój regionu.

Jeszcze gorzej było w Bielsku-Białej. Niektórzy z lokalnych herosów politycznych dopatrywali się w reformie administracyjnej spisków mających na celu zniweczenie osiągnięć regionu poprzez włączenie go do województwa śląskiego.
Górnoślązacy natomiast odnaleźli kolejny zamach na ich wspólnotowość i próbę zniszczenia etnicznej tożsamości. Prawdopodobnie tak właśnie było i wszyscy uczestnicy tego sporu mają częściowo rację.

Jedno jest pewne - trzeba sięgać odważnie do historii całego regionu i poszczególnych jego części, pokazując ich urodę, ślady polskie, niemieckie, żydowskie, czeskie i oczywiście te najbardziej lokalne z lokalnych - rodzime, w tym śląskie. Nawet te najtrudniejsze i bezwzględnie bolesne. Bez takich właśnie uczciwych ocen przeszłości nie uda się zbudować, zwłaszcza w wymiarze ludzkim i społecznym, nowych wspólnot i nowej tożsamości regionalnej, o ile jest ona w ogóle możliwa.
A tak w ogóle pamiętajmy o dobrej i sprawdzonej maksymie: bierz z przeszłości nie popioły, tylko ogień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!