Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Śląsk też ma klasę próżniaczą

Marek Szczepański
Na początku września brytyjska agencja informacyjna Reuters opublikowała poruszające zdjęcia pokazujące, jak żyją najbogatsi i najubożsi mieszkańcy Chin. Miłośnicy rolls-royce’ów dostrzegli na nich najnowsze modele ulubionych samochodów, a wrażliwcy koncentrowali się raczej na niewyobrażalnej nędzy chińskich wieśniaków, żyjących daleko od Szanghaju czy Pekinu.

Fotografie te wywołały emocjonalne dyskusje na całym świecie, w tym również w Polsce. Pytano z największą troską: dlaczego jedni żyją w luksusie, a inni dzielą los biblijnego Łazarza, chorego, biednego i bezradnego.

W żadnym doniesieniu nie znalazłem banalnego przecież stwierdzenia, że nie ma kraju, regionu, miasta czy wsi, w których nie znajdziesz równych i równiejszych. Także w zamożnym – jak na rodzime warunki – województwie śląskim. Blisko 800 tysięcy osób żyje tutaj w krytycznych lub trudnych warunkach materialnych, na pograniczu nędzy i wykluczenia. Bardzo wielu z nich zapracowało przez całe życie na ten status, ale niektórzy na ten trud-ny los nie zasłużyli.

Państwo, samorządy regionalne i lokalne, instytucje charytatywne i parafie winny pomagać wszystkim, którzy tego potrzebują. W pierwszej jednak kolejności wsparcia wymagają ci, którzy chcą pomóc sobie sami. I wyrwać się z zaklętego kręgu biedy i braku perspektyw. Wiem, wiem, że pracownicy socjalni, w tym moi wychowankowie, powiedzą, że z takimi najłatwiej współpracować, wprowadzając ich ponownie do społecznego krwiobiegu. Ale prawdziwe wyzwanie polega na ożywieniu najbardziej biernych, leniwych, uzależnionych od pomocy i rozdawnictwa. Ci jednak są niezwykle oporni na jakikolwiek wysiłek zmierzający do zmiany ich położenia. A to wynika zazwyczaj z marnego wykształcenia, niskich aspiracji i wyuczonej bezradności.

Jak inaczej oceniać wynurzenia młodej dziewczyny z jednego z naznaczonych biedą miast śląskich, która na pytanie o przyszłe jej losy, odpowiedziała bez wahania, że szuka mężczyzny o stałych dochodach. Nieważny był w tym przypadku wiek, ba, nawet uroda nic nie znaczyła. Istotny okazywał się stały, a przez to bezpieczny dopływ gotówki przeznaczanej zazwyczaj na przelew.

I nie chodzi bynajmniej o transakcje bankowe, ale o pospolity zakup najtańszego alkoholu, głównie wina często opatrywanego fantazyjnymi nazwami i etykietami, takimi choćby, jak – niczego nie umniejszając mistrzowi antycznej filozofii – „Platon”, o „Czarze Teściowej” czy „Leśnym dzbanie” nie wspominając.

W grupie wykluczonych bardzo często pojawiają się też niczym nieuzasadnione roszczenia i prze-konania, że zły los to rezultat zdarzeń niezawinionych, spisków czy zachowań ludzi o podłym charakterze. Prawda jest jednak brutalna i nie ma nic wspólnego z tajemnymi zmowami. Członkowie klasy próżniaczej bez trudu dowiodą, jak bliscy, politycy, urzędnicy, księża czy nauczyciele zagięli na nich bezwzględny parol, skutecznie rujnując życie. Tacy ludzie znajdą się wszędzie, nie tylko w województwie śląskim, w Polsce czy w Chinach.

Bardzo istotna jest jednak pr-ba pracy z nimi, polegająca zazwyczaj na wdrażaniu zachowań najprostszych. W wielu przypadkach sukcesem okazać się może skuteczne wdrożenie do codziennego mycia zębów i dbałości o tę szczególną klawiaturę, zazwyczaj głęboko już niekompletną.

Jeszcze ważniejsze jest powiększenie poczucia własnej samooceny, która w znacznym stopniu decyduje o zachowaniu człowieka i jego wycofaniu czy odważnej ekspansywności.

W przypadku osób na marginesach, najtrudniej jest przełamać lenistwo wpisane przecież w ludzką naturę i poderwać do lotu tych – odwołując się do ptasiej terminologii – społecznych nielotów kiwi.

Kiedy piszę te zdania, mam w pamięci bliską województwu śląskiemu Słowację. Otóż, burmistrz jednego z miast tego sympatycznego kraju postanowił zmienić los 250 Romów zameldowanych w jednym tylko mieszkaniu o umiarkowanej powierzchni. Nazywano je w języku miejscowym Maracaną, trudno jednak porównywalną z brazylijskim stadionem piłkarskim o tej samej nazwie. Okazało się bowiem, że ciężko pracujące w lokalnej fabryce włókienniczej Słowaczki otrzymywały mniejsze uposażenie niż Romki, czy – mówiąc niepoprawnie politycznie – Cyganki, wieloródki, kasujące bezproblemowo comiesięczne zasiłki socjalne. Zapytałem wówczas romskiego lidera, jak zmienić te relacje. Odpowiedział prosto: życie jest za krótkie, aby Rom czy, o zgrozo, Romka, pracowali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!