Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Szczecin podobny Śląskowi

Marek S. Szczepański
Tak jak upadły śląskie kopalnie, tak kres dobrego losu miejscowych mieszkańców położył rozkład legendarnej stoczni szczecińskiej

Co trzy lata polscy socjologowie spotykają się na specjalnych kongresach naukowych. Tym razem blisko tysiąc przedstawicieli tego zawodu samolotami, pociągami, samochodami i rowerami dotarło do Szczecina.

Tematem wiodącym były różne oblicza przeżywanego na świecie, w kraju i wreszcie w województwie śląskim kryzysu. I nie chodzi bynajmniej o napięcia ekonomiczne, rządowe skoki na kasę Otwartych Funduszy Emerytalnych czy też rosnące bezrobocie. Równie istotnym zjawiskiem jest spadająca liczba zawieranych małżeństw, malejąca liczba urodzin czy też niepokojący przyrost rozwodów.

Trafiliśmy w punkt, gdyż obrady odbywały się dokładnie w terminach warszawskich protestów i pikiet zorganizowanych z twarzą Piotra Dudy w Warszawie. Prawdę powiedziawszy, Szczecin po raz kolejny okazał się bliźniaczo podobny do niektórych miast górnośląskich i to pod wieloma względami. W kilkadziesiąt sekund po zatrzymaniu samochodu przed hotelem, mój pojazd był fotografowany przez sympatyczne funkcjonariuszki Straży Miejskiej. Nie z uwagi na jego urodę, ale ze względu na przyszły mandat za parkowanie bez stosownego biletu.

W recepcji, w widocznym miejscu, odpowiednia informacja, aby ani przez chwilę nie rozstawać się z właściwym parko-metrem i świstkiem, który przez chwilę może decydować o Twoim losie. Ale funkcjonariuszki okazały się wielkoduszne dla socjologicznych przybyszów spoza miasta i po wpłaceniu do gardzieli automatu symbolicznej złotówki, odstąpiły od dalszych represji. Tym bardziej że hotel ma regularny i pojemny parking.

Jeszcze go na dobre nie opuściliśmy, a już na kluczowych ulicach tego dużego miasta pojawiły się - tak, tak, ogromne jak dinozaury - traktory. Te mechaniczne monstra, kierowane przez dumnych szoferów, udrapowano we flagi Solidarności i Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Natychmiast próbowałem zrozumieć ten wielkogabarytowy protest. Sądziłem błędnie, że to szczeciński odłam warszawskich protestów związkowych firmowanych przez Dudę czy Guza. Okazało się jednak, że miejscy traktorzyści w sposób samodzielny i autonomiczny wyrażają sprzeciw wobec dwóch niepokojących zjawisk zagrażającym losom ich samych i całemu regionowi.

Twierdzą bowiem, że niemieccy i holenderscy szalbiercy podstawiają polskich obywateli, czyli figurantów, kupują ziemię i ograniczają rodzimy areał zasiewów i hodowli. Drugim i całkiem zrozumiałym powodem szczecińskich protestów były mizerne ceny sprzedaży produktów rolnych, nie pozwalające - jak twierdzą protestujący - na normalne życie.

Niezwykle ważnym źródłem informacji w takich przypadkach są zawsze taksówkarze - encyklopedie wiedzy i miejskie wyrocznie. Oni pierwsi jednoznacznie i bez dyskusji stwierdzili, że ceny taksówek są tutaj najniższe w Polsce, a magistrat nie pozwala na ich dźwignięcie z uwagi ubóstwo mieszkańców.

Istotnie, koszty przejazdu taksówkami są absolutnie nieporównywalne z cenami śląskimi. Dość powiedzieć, że trzaśnięcie drzwiami taxi kosztuje nie więcej niż trzy złocisze, czyli prawie trzykrotnie mniej niż w Warszawie. Centrum miasta stwarza jednak wrażenie dostatniej aglomeracji, bogatej w piękne budynki, np. Muzeum Narodowego czy Akademii Morskiej, nanizane jak korale wzdłuż biegu Odry. Zupełnie inne wrażenie robi jednak blisko dwudziestokilometrowa podróż niewielką łodzią motorową wzdłuż rzeki.

Dziesiątki i setki portowych żurawi zastygło w bezruchu od wielu już lat, doki portowe są puste, a nieliczni stoczniowcy remontują małe jednostki norweskie. Młody człowiek, który wie, że przyjechałem tutaj z województwa śląskiego, mówi, że oba regiony zdegradowała transformacja, zła wola polityków i ich sprzedajność. Tak jak upadły śląskie kopalnie, tak kres dobrego losu miejscowych mieszkańców położył rozkład legendarnej przecież stoczni szczecińskiej.

Wróciłem wieczorem do tych smutnych miejsc. Zrujnowane budynki przypominające familoki, grupki ludzi czekających nie wiadomo na co, zapach biedy, zrujnowane domy i beznadzieja. I tanie alkohole, które - jak powiedział mi jeden z miejscowych - nazywane bywają mózgojebcami.

Wiem, że w takich sytuacjach kluczowa jest wyobraźnia miejscowych, a nie centralnych władz. Jak zastąpić wspólnotę gospodarowania opartą o życiodajną kopalnię i opiekuńczą sto-cznię? Oto jest pytanie. Prawdziwie szekspirowskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!