Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Uczyć się bez żadnych granic

Marek S. Szczepański
Październik już od dawna kojarzy się z akademickimi inauguracjami, immatrykulacją studentów, podniosłymi uroczystościami, wykładami, nagrodami dla akademików i żaków oraz z dwoma przynajmniej pieśniami: Gaude Mater Polonia i Gaudeamus. Hymn państwowy - co oczywiste - stanowi odrębny element programu tego typu spotkań.

Zapewne najbardziej widowiskowe otwarcie, o kilkuwiekowej tradycji, odbywa się na Uniwersytecie Jagiellońskim. Odziani w tradycyjne togi profesorowie maszerują głównym traktem Krakowa, pozdrawiani przez mieszczan, turystów i miejskich włóczęgów.

W tym roku dwukrotnie uczestniczyłem w otwarciu studiów na Uniwersytetach Trzeciego Wieku. Najpierw w Tychach, później w Katowicach. Uderzyła mnie liczba słuchaczy i inauguracyjna frekwencja. W obu przypadkach sale były absolutnie pełne, tłum słuchaczek i słuchaczy zajął nie tylko wszystkie krzesła, dostawki, ale i schody oraz każde miejsce nadające się do chwilowego zasiedlenia. W Tychach do udziału w tej szczególnej formie edukacji zapisały się 1.173 osoby, a w Katowicach, bagatela, uwzględniając oddziały w Sosnowcu i Jastrzębiu-Zdroju - blisko 1.900. Uczestnicy odświętnie ubrani, eleganccy, podkreślający strojem i dystyngowanym zapachem wagę spotkania i niezwyczajny jego charakter.

Patrząc na szczelnie wypełnione aule trudno nie zastanowić się nad prawdziwym fenomenem tego typu kształcenia. Z życzliwą zazdrością myślałem o tym, że w obu miastach kurczy się liczbowo studenteria stacjonarna i niestacjonarna, sale wykładowe zazwyczaj pustoszeją, a na niektórych kierunkach uniwersyteckich proces ten postępuje niezwykle gwałtownie.

A na Uniwersytetach Trzeciego Wieku jest dokładnie odwrotnie. Ludzie starsi, emeryci coraz częściej odczuwają nie tylko potrzebę powiększenia zasobu, bagażu wiedzy podręcznej, ale też pokonania samotności i osamotnienia. Dla nich uniwersytet to miejsce spotkań, rozmowy, dialogu z wykładowcami, wspólnych wycieczek do bliskich i odległych zakątków Polski, Europy a nawet świata. A uniwersytety stwarzają wszelkie szanse, aby te oczekiwania zrealizować.

Repertuar propozycji jest ogromny: od wykładów, po-przez naukę języków obcych, kursów rękodzielniczych, rytmiki, gimnastyki, pływania, na psychologii czy egzotycznych tańcach kończąc. Uczestnicy korzystają z tych propozycji, choć są zachłanni i stale proszą o więcej. Czasem te oczekiwania nie mogą być zrealizowane: z powodu braku wykładowców lub z powodu kosztów.

Nie tylko socjolog zwraca u-wagę, że w grupie uczestników dominują kobiety, a męska reprezentacja jest naprawdę skromna. Wynika to z dwóch przynajmniej powodów. Polki żyją ponad osiem lat dłużej od Polaków, a ponadto w wieku emerytalnym są bardziej ciekawe świata, obcowania z innymi, zawiązywania przyjaźni i wspólnoty zainteresowania.

Mężczyźni są zazwyczaj przywiązani - choć oczywiście nie wszyscy - do domowych kapci, zacisza i poczucia bycia u siebie. Przy okazji warto też pamiętać, że kobiety bardziej dbają o zdrowie, częściej wizytują lekarza, są mniej podatne na złowrogie używki niźli ich partnerzy. Prawdę powiedzia-wszy, w późniejszym wieku emerytalnym na cztery kobiety, wdowy zazwyczaj, przypada jeden wdowiec lub samotny mężczyzna. Ktoś, ni to żartobliwie, ni to poważnie, powiedział, że szkoda, iż taka dysproporcja płci pojawia się w jesieni życia.

Ważne jest również i to, że władze samorządowe wspierają ten typ całożyciowej i późnej edukacji nie tylko organizacyjnie, ale przede wszystkim pieniężnie. Zakładam, że to najbardziej efektywna forma dofinansowania własnych obywateli. Wszak blisko 100 procent z nich to ty-szanie i katowiczanie.

To jednocześnie próba aktywizacji obywatelskiej. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza Polska dokonała dużego postępu cywilizacyjnego, zwłaszcza w obszarze gospodarczym, ale -w żadnym wypadku - nie dotyczy to aktywności ludzi ulokowanych w małych ojczyznach. Tak jak przed laty - jedenastu z każdej setki - działało bezinteresownie na rzecz najbliższego otoczenia, tak i teraz liczba ta nie uległa znaczącej zmianie. W socjologii mówimy zazwyczaj w takich przypadkach o postawach prometejskich.

Przypomnijmy, że Prometeusz, Heros, czyli półbóg i półczłowiek jednocześnie, wykradł olimpijskim bogom ogień i ofiarował go w wielkodusznym geście ludziom. Za karę został przykuty do skał Kaukazu i codziennie sęp lub orzeł przylatuje doń, aby wydziobać mu śledzionę i wątrobę. Na szczęście te duże organy wewnętrzne - jak twierdzą badacze mitologii - odrastają. Mam taką głęboką nadzieję, że ludne, pełne i żądne wiedzy aule są bardziej gotowe do zachowań prometejskich niż egoistycznych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!