Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tokyo No Porando Fu Ivu: Polska wigilia w Tokio

Redakcja
arc. Barbary Morcinek
O śląskiej Wigilii w centrum Tokio, urządzonej przez polonistkę, dr Barbarę Morcinek z Uniwersytetu Śląskiego, problemach z sernikiem i możliwym pokrewieństwie Skarbnika z Kobietą Śniegu - pisze Henryka Wach-Malicka

Ma na imię Barbara i jest rodowitą Ślązaczką, a w dodatku entuzjastką nowych metod nauczania języka polskiego. W zawiłości naszej deklinacji i ortografii wprowadzała mieszkańców wielu egzotycznych krajów, najbardziej emocjonalnie wspomina jednak pobyt w Japonii. Nie tylko dlatego, że grupa studentów tokijskiej polonistyki wykazywała zdumiewającą pracowitość i dociekliwość, ale przede wszystkim dlatego, że przeżyła z nimi jedne z najbardziej wzruszających Wigilii w swoim życiu.

Tyskie piwo zachętą do nauki?
Dr Barbara Morcinek przyjechała do Japonii jako przedstawicielka Uniwersytetu Śląskiego. W jej autorskim programie zajęć, prócz konwersacji, nauki pisania i innych zagadnień, znalazły się także "prezentacje", czyli po prostu popularyzacja wiedzy o Polsce.

Studenci polonistyki Tokijskiego Uniwersytetu Studiów Międzynarodowych, jedynej filologii polskiej w tym kraju, sporo już o nas wiedzieli. Nie tylko o Chopinie, jak zwykliśmy sądzić, ale również o polskiej muzyce ludowej czy literaturze fantastyczno-naukowej; skądinąd Stanisław Lem jest w Japonii pisarzem znanym i popularnym.

Skoro tak, pomyślała Barbara, to przecież nie muszę powielać schematów. A potem poprosiła o przygotowanie prezentacji różnych śląskich miejscowości. Efekt pracy studentów zaskoczył ją. Sądziła, że taki Chorzów na przykład, czy Ruda Śląska, przydadzą się przede wszystkim do ćwiczenia trudnej dla Japończyków polskiej wymowy, a tu usłyszała informacje i ciekawostki, o których może nawet mieszkańcy tych miast nie wiedzą. Motywacje młodych Japończyków były zresztą rozmaite. Jedna ze studentek wybrała Tychy, bo - jak wyznała - uwielbia produkowane w tym mieście piwo!
Przy okazji zajęć pojawiły się też pytania o śląskie zwyczaje i tradycje świąteczne. Wtedy podjęła kolejną decyzję. Nie będzie opowiadać i pokazywać fotografii, ona tę Wigilię po prostu zorganizuje. Tak, jak robiła to co roku wraz z koleżankami i kolegami w Katowicach; w Szkole Języka i Kultury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego.

Rybka smażona i… surowa

Przygotowywali wieczerzę krok po kroku. Zdobyli choinkę, jak dzieci kleili gigantyczny łańcuch, a w końcu zaczęli przygotowywać kolejne dania. To nie było proste; na uniwersytecie nie dało się przecież gotować, potrawy przygotowywano głównie w domach. Przygoda studentów z polską kuchnią zaczęła się zresztą wcześniej, w czasie zabawy juwenaliowej. To wtedy wynaleźli gdzieś zabawny (dla Polaków, rzecz jasna) przepis na bigos. Wedle tej "receptury", bigos miał się składać głównie z marchewki. Nikt z podopiecznych pani Barbary takiego bigosu jednak by nie ugotował! Oni doskonale wiedzą, jak smakuje ta charakterystyczna, polska potrawa.

Przyrządzenie wigilijnego karpia też nie stanowiło problemu. Generalnie ryby to jeden z podstawowych składników pożywienia Japończyków, często przyrządza się je na surowo. Na tej Wigilii ryby podawane były więc w dwóch wersjach: smażonej i surowej, co pięknie łączyło tradycje kulinarne obu krajów.

Sernika piec jednak nie umieli. W Japonii nie ma takiego białego sera jak w Polsce; nawet w warunkach domowych niełatwo go wyprodukować. Po licznych próbach, sernik wyszedł jednak jak malowany i dzielnie konkurował z miejscowymi ciastkami ryżowymi. Choć te ostatnie są pyszne, a każde z osobna wygląda jak małe dzieło sztuki, to przecież mają je na co dzień. A sernik smakował cokolwiek egzotycznie. I szczerze mówiąc bardziej po japońsku niż po polsku.
Przebojem okazały się jednak makówki. W Kraju Kwitnącej Wiśni maku używa się sporadycznie, a w polskiej słodkiej wersji - wcale. Trudno się więc dziwić, że makówki cieszyły się takim wzięciem. Ich przyszłość, przynajmniej wśród studentów tokijskiej polonistyki, wydaje się niezagrożona. Tym bardziej że pani Basia wielką makutrę maku ucierała osobiście, a w Japonii taki wkład pracy w poczęstunek dla gości darzy się szacunkiem.

Większość składników, z których przygotowywano Wigilię, dr Morcinek zwoziła z Polski, nie wszystko dało się jednak w ten sposób przetransportować. Poległ przede wszystkim czerwony barszczyk, który w końcu został zrobiony z koncentratu. W Japonii buraków się nie uprawia; barszcz jest potrawą nieznaną.

- Moi studenci - wspomina dr Morcinek - nie mieli żadnego problemu ze spróbowaniem tej zupy. Japończycy z reguły są bardzo otwarci na nowości i nie omijają okazji, żeby spróbować czegoś, co urozmaici ich jadłospis.

Serdeczny opłatek

Japończycy nie obchodzą Wigilii, wiedzą jednak, że to dla Polaków bardzo ważny dzień. Japońskim odpowiednikiem Wigilii jest sylwester, obchodzony w ciszy, w domu z rodziną. Jada się wtedy japoński makaron gryczany "soba", który jest długi, więc wróży długowieczność. A o północy bije dzwon w świątyni - 108 razy, co oczyszcza ludzi ze 108 grzechów.

Polską Wigilię japońscy studenci potraktowali równie poważnie. Dr Barbara Morcinek opowiada nie bez wzruszenia: - Moi słuchacze nie mieli pojęcia o tym, czym jest opłatek. Dopytywali o symboliczne znaczenie i tradycje, związane z dzieleniem się nim. Wiedziałam, że potraktują moje wyjaśnienia z uwagą, ale nie sądziłam, że w jakimś stopniu uznają tę tradycje za swoją! Tymczasem stwierdzili, że to piękny i budujący obyczaj, a to wystarczy, żeby traktować go z serdecznością. To była niezwykła chwila, bo przygotowali ciepłe życzenia dla mnie i dla kolegów. Mam wrażenie, że szacunek dla cudzej tradycji charakteryzuje wielu Japończyków. Gdy w przedświątecznym okresie spotkałam się w restauracji z moimi przyjaciółmi - Polakami, Czechami i Japończykami, ci ostatni łamali się ze mną opłatkiem z równym przejęciem jak studenci. Nie wiem, czy jakikolwiek sukces dydaktyczny ucieszył mnie bardziej. Czułam, że naprawdę zostawiam w Japonii kawałeczek Polski - dodaje.
Na pierwszej (bo były i trzy następne) wigilijnej kolacji pojawiła się także gitara i polskie kolędy. Ich teksty, pisane najczęściej staropolszczyzną, nie zawsze były zrozumiałe, nawet dla studentów polonistyki. Zdecydowanie największe problemy mieli ze zrozumieniem zwrotu "lulajże" i "moc truchleje", ale do śpiewania kolęd byli już przygotowani na wcześniejszych zajęciach, kiedy pani Basia wytłumaczyła im zawiłości językowe.

W śląskiej koronie

Jednym z większych przeżyć, jakie zafundowała swoim studentom dr Barbara Morcinek był moment, gdy do Tokio przyleciały dwa (damski i męski) stroje śląskie. Pierwszorzędnej jakości, uszyte w pracowniach krawieckich "Śląska" w Koszęcinie. Barbara prośbę o taki komplet wysłała do wszystkich urzędów marszałkowskich w Polsce. Odpowiedziały dwa: śląski oraz warmińsko-mazurski.

Strój rozbarski, szyty na miarę (przeciętną, rzecz jasna), przyjechał łącznie z bucikami i dodatkami. Na widok fartucha z surowego jedwabiu, malowanego w kwiaty, młodzi Japończycy wpadli w zachwyt. Doszli do wniosku, że przypomina w pewnym sensie japońskie kimono, którego najbogatsza wersja szyta jest właśnie z tej szlachetnej materii. Potem wszyscy ustawili się w kolejce do fotografii. Panowie chętnie pozowali do zdjęć też w charakterystycznej, kwiatowej koronie.

- Przesyłka ze strojami dotarła do Tokio - opowiada dr Morcinek. - Dokładnie w wigilijne popołudnie, nic zatem dziwnego, że tego wieczoru nastąpiła jego oficjalna prezentacja.

Dlaczego pani ma na imię Barbara?

Tak naprawdę, to Barbara Morcinek zaczęła tę śląsko-japońską współpracę kulturalną od własnego imienia. Studenci dopytywali, czy ono coś znaczy, czy jest popularne i dlaczego mówi, że to imię najbardziej śląskie ze śląskich.

Najpierw opowiedziała im więc o świętej Barbarze, patronce górników, do której modlą się zarówno w chwilach powodzenia, jak i zagrożenia. Natychmiast posypały się następne pytania. O legendy górnicze, o artystów ludowych.

- Japończycy uczą się inaczej niż np. mieszkańcy Europy - mówi dr Morcinek. - Uczą się biernie; odpowiadają na pytania, ale rzadko sami je zadają. Dlatego byłam szczęśliwa, gdy zainteresowali się miejscem, gdzie mieszkam od urodzenia. To był świetny punkt wyjścia do nauki konwersacji! Tym bardziej że studenci szybko zaczęli porównywać mitologię śląską ze swoimi legendami. Zafascynował ich Skarbnik, porównywali go z japońską Kobietą Śniegu i innymi duchami. Warto pamiętać, że w kulturze japońskiej duchów, dobrych i złych, jest więcej niż u nas, dlatego strasznie się cieszyli, gdy mogli ze mną o tym porozmawiać - dodaje polonistka z Uniwersytetu Śląskiego.

Dr Barbara Morcinek nie straciła kontaktu ze swoimi studentami. Jedenaścioro z nich przyjechało zresztą do Cieszyna na kurs letniej szkoły języka, literatury i kultury polskiej.

Często wspominają tamtą Wigilię i przejęcie, gdy pod białym obrusem młodzi kładli garść siana. A poza tym słowa Chorzów i Ruda Śląska wymawiają już z doskonałą dykcją!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!