Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W nocy zmarł Henryk Kukuczka ze Stecówki, jeden z najbardziej znanych baców

Jacek Drost
Henryk Kukuczka.
Henryk Kukuczka. Fot. Andrzej Drobik
W poniedziałek w nocy zmarł Henryk Kukuczka ze Stecówki, jeden z najbardziej znanych baców, który wraz z Piotrem Kohutem reaktywował w Beskidach wypas owiec i tradycje pasterskie. Henryk Kukuczka prowadził popularne wśród turystów gospodarstwo agroturystyczne na Stecówce, był prezesem Stowarzyszenia Hodowców Owiec i Kóz, działał w Związku Podhalan Oddział Górali Śląskich. Co roku organizował cieszące się ogromną popularnością wiosenne mieszanie owiec i jesienne łosody, czyli spęd owiec z hali do sałaszu.

- To ciężka, specyficzna robota. Niejeden pyta: „Chłopie, jak ty to wytrzymujesz?”. Nie wiem... - zwierzał mi się Henryk Kukuczka w sierpniu ubiegłego roku, kiedy w piątkowe przedpołudnie w ponad 30-stopniowym upale wieźliśmy na Złoty Groń trzy baniaki z wodą, żeby napoić wypasające się tam owce. Odwiedziłem Pana Henryka z samego rana, a później przez wiele godzin towarzyszyłem Mu i przyglądałem się jego ciężkiej, odpowiedzialnej i wymagającej wyrzeczeń pracy; częstował mnie swoimi wyrobami, opowiadał o swoim bacowaniu.

Pan Henryk wspominał, że nie zawsze zajmował się tylko bacowaniem, przez całe lata pracował w dużym ośrodku wczasowym, ale po tzw. transformacji ustrojowej robota się skończyła. - Pracowałem głównie z ludźmi i tak mnie to dobiło, tak wykończyło, że postanowiłem zająć się owcami. Założyłem gazdówkę - wspominał Henryk Kukuczka. I dodawał: - Z Pietrem Kohutem, Zbyszkiem Wałachem i jego synem Jano wzięliśmy auto, pojechaliśmy do Brennej i każdy kupił po pięć owiec. No i jeszcze dla Józka Michałka. Od tych dwudziestu sztuk zaczęliśmy sałasz. Na wiosnę się wykociły i było już ich więcej. Tak pomalutku, pomalutku doszliśmy do swoich większych stad - mówił Baca ze Stecówki, który do perfekcji opanował wytwarzanie wiślańskiej bryndzy, za którą we wrześniu 2016 roku podczas Targów Smaku w Poznaniu został uhonorowany prestiżową Perłą.

„Na nogach, jak zwykle w porze wypasu, jest już od czwartej rano. Wstaje skoro świt, wsiada do samochodu i po kilkunastu minutach jest w kosorze (zagroda dla owiec - red.) (...). -Mieliśmy tam iść wczoraj (na Cieńków - red.), ale sucho jest. Owce nie mają się gdzie schować przed słońcem. W przyszłym tygodniu będę je strzygł i po Matce Bożej Zielnej pójdziemy na Cieńków. Fajnie tam na tym Cieńkowie - tylko człowiek i Pan Bóg. Nikogo więcej nie ma u góry, na polanie - mówi z rozrzewnieniem baca Kukuczka” - pisałem w sierpniu ub. roku o Panu Henryku, który prowadził stado liczące 200 owiec. Dla jednej osoby to kawał roboty. Udój jednej zajmował bacy 15-20 sekund. Kiedyś doił je ręcznie, od jakiegoś czasu używał specjalnej dojarki, którą zrobił sobie sam. Szło szybciej i nie bolały ręce, nie było też czuć w krzyżu. Po południu doił owce jeszcze raz. Pamiętam, że kiedy spytałem Pana Henryka, jak znosi tak ciężką pracę, na chwilę zamilkł, po czym stwierdził, że co roku na św. Michała, czyli jak jest zakończenie sezonu pasterskiego, mówi sobie, że to był już ostatni raz, że dość, że kończy z wypasem, ale... - Jak na wiosnę ptaszki zaśpiewają i człowiek zerknie do koszoru, to go ciągnie, by go napełnić owcami. I tak leci rok po roku - uśmiechał się Baca ze Stecówki.

Tej wiosny Pan Henryk też będzie wypasał owce, ale już nie na ziemskich pastwiskach.

JEDEN DZIEŃ Z ŻYCIA PANA HENRYKA KUKUCZKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!