Do tragedii doszło 11 marca wieczorem w mieście Veenedall, do którego Mych przyjechał w poszukiwaniu pracy. Policja miała wtedy otrzymać zgłoszenie o awanturującym się mężczyźnie z nożem. Na miejsce zostało posłanych aż siedmiu funkcjonariuszy uzbrojonych w broń palną. Mych zginął od kul we własnym mieszkaniu. Nie wiadomo jednak, w jakich okolicznościach doszło do strzelaniny, szczegóły akcji zostały utajnione. Rzekomo dla dobra śledztwa.
- Nie znamy żadnych detali - żali się Janusz Mych, ojciec zabitego. - Żona pojechała do Holandii po zwłoki syna, policja nie chciała nic jej powiedzieć. Ale widziała jego ciało, w klatce piersiowej ma trzy rany postrzałowe. Dlaczego musiało do tego dojść? Przecież musiał być sposób, żeby uniknąć rozlewu krwi. On był jeden z nożem, ich było siedmiu z bronią palną.
Mychowie mają także żal do holenderskiej policji o to, że nie zawiadomiła ich o śmierci syna. Wszystkiego mieli się dowiedzieć od krewnego, który mieszkał i pracował w tej samej miejscowości. Co ciekawe, o niczym nie powiadomiono także polskiej ambasady w Hadze.
Fakty w tej sprawie mają być znane pod koniec miesiąca. Tak zapewnia holenderska prokuratura.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?