W Tychach potrafią

Jest taki film z Michaelem Douglasem "Upadek". Upalny dzień, mężczyzna w samochodzie, korek. Facet zaciska zęby i stara się zachować spokój. Upał w samochodzie staje się nie do wytrzymania. Wpada we wściekłość. Porzuca auto, łapie kij bejsbolowy i zaczyna szaleć...

Ja się wczoraj tak czułem i żałuję, że nie miałem pod ręką jakiegoś narzędzia. Krew się we mnie gotowała i miałem mordercze zamiary. Debil jakiś, który zarządza drogowcami w Tychach, wymyślił, że zacznie głupie roboty drogowe w środku dnia, na najbardziej newralgicznym skrzyżowaniu krajowej "jedynki". W miejscu, gdzie schodzą się i rozchodzą drogi z Bielska, Pszczyny, Oświęcimia, Siewierza. Stałem w korku, który kończył się chyba pod Goczałkowicami. I kiedy po godzinie posuwania się w upale metr po metrze za setkami kopcących niemiłosiernie tirów i autobusów doczołgałem się do miejsca robót, okazało się, że tam paru gości w pomarańczowych kamizelkach roz- dłubało asfalt i dopiero zamierza coś z nim zrobić. Coś tam w tej drodze majstrowali, podnosząc od czasu do czasu głowy i bezmyślnie gapiąc się na wielokilometrowy sznur samochodów.

Niejeden z kierowców tracących czas, paliwo i nerwy z chęcią wyskoczyłby zza kierownicy i powiedziałby im coś do słuchu, a może nawet coś by zrobił dyrektorowi od tych robót. Powinno się oddawać pod sąd doraźny gości, którzy wymyślają roboty drogowe w takim miejscu w środku dnia. Nocą chcę was tam widzieć! Nocą! Nie wtedy, gdy wszyscy się dokądś śpieszą. W korku stali solidarnie Polacy, Czesi, Słowacy, Rumuni, Węgrzy, Niemcy. Cały świat jadący z południa na północ Europy został zastopowany w Tychach przez paru naszych. My to potrafimy!