Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walcownia Cynku Szopienice: Co tu robią Niemcy?

Katarzyna Pachelska
Dawna Walcownia Cynku Huty w Szopienicach wywołuje raczej smutek niż entuzjazm. Trzeba mieć bujną wyobraźnię, by zobaczyć w niej piękno i trzeba mieć odwagę, by samemu się zapuścić do jej wnętrza (choć i tak byłby z tym problem, bo są ochroniarze). Opuszczony i niszczejący, długi na 180 metrów, budynek z 1904 r., ukryty gdzieś za torami, wśród nieużytków, otoczony magazynami i betonowym płotem, zachwycił jednak niemieckich artystów, którzy zaprosili do współpracy Polaków. Niemcy i jeden Holender zjechali do Katowic-Szopienic specjalnie na Industriadę. Od kilku tygodni szykują wielkie multimedialne widowisko o... ludziach pracy i fabrykach. Premiera już jutro.

Dokładnie w dzień Industriady, czyli 8 czerwca, zaprezentują nam nową odsłonę Walcowni Cynku, zamieniając ją na kilka tygodni w magiczne, tętniące życiem i sztuką miejsce, gdzie mamy przychodzić z ciekawością, a nie ze strachem.
Instalacja nosi skomplikowany tytuł "Pamięć pracy / Górny Śląsk, Pokaż twoje rany, Droga Przemysłowa 13", ale nie trzeba się bać, to nie jest sztuka dla koneserów, wręcz przeciwnie - jest adresowana do ludzi pracy, byłych robotników z huty, mieszkańców Szopienic, Katowic, a wreszcie całego Śląska.

Wystawa była wcześniej prezentowana w Zollverein w Essen, podczas polsko-niemieckiego sezonu "Klopsztanga. Polska NRW bez granic". Okazała się wielkim hitem, ale jej szopienicka wersja może ją przebić, bo teren wystawy jest znacznie większy, więc artyści mogą rozwinąć skrzydła.

Kilka tygodni temu, gdy jeszcze wydawało się, że jest wiosna, ciemna i chłodna paszcza Walcowni Cynku wydawała się świetnym schronieniem przed słońcem. Mrok olbrzymiego budynku rozjaśniały jednak buchające w powietrze słupy ognia. Wokół nich uwijali się trzej mężczyźni ubrani w przybrudzone kombinezony robocze i jeden, starszy od nich na oko o 30 lat, ubrany trochę lepiej - w dżinsy i ciemną kurtkę. Ta trójka to: wysoki Holender Bastiaan Maris i dwóch Niemców: Eddie Egal (nieduży blondyn z niebieskim krótkim irokezem) i Jens Hikel (jego na pewno nikt by nie wziął za robotnika, z racji wątłej postury).

Starszy mężczyzna to 68-letni Stephan Stroux, kurator całego przedsięwzięcia, jego spiritus movens, znany w Niemczech reżyser teatralny. Ostatnie 30 lat przepracował w 18 różnych krajach, m.in. w Namibii, Chile, Kanadzie, Holandii. W Polsce był zaangażowany m.in. w projekt dotyczący powstania warszawskiego, widowisko odbywające się na warszawskich mostach. Został nagrodzony Krzyżem Kawalerskim. Dziś pełni funkcję prezydenta Fundacji Mosty na Rzece.

- Staramy się ożywić to miejsce - mówi Stephan Stroux. Wyrzuca z siebie czasami polskie słowa. "Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej czy Pokaż twoje rany" brzmią prawie idealnie w jego ustach. - Umie - mówi z przymrużeniem oka o swojej znajomości polskiego.

Panowie dopiero co zagościli w Walcowni Cynku, ale już są skłonni zaprezentować swoje pierwsze dokonania.
Wystawa jest pomyślana jako trzynaście stacji, przez które musimy przejść na terenie byłej huty cynku. Ostatnią - a zarazem najważniejszą - stację stanowi główna hala huty.

Jens Hikel zaprasza do windy górniczej, ustawionej przy wejściu. Gdy wskakujemy na jej pokład, drzwi się zamykają, zapala się tylko wątłe światełko i winda zaczyna się trząść, jakbyśmy naprawdę zjeżdżali pod ziemię. Brakuje jeszcze multimedialnych projekcji na ścianach windy, które sprawią, że przez szolkę jak przez bramę przejdziemy do robotniczego świata, a właściwie do tego, co z niego zostało.
Oprócz panów w drelichach, których mieliśmy okazję spotkać, w wystawie biorą udział uznani polscy i niemieccy artyści: Sławomir Rumiak, Andrzej Tobis, Wilhelm Sasnal, Arkadiusz Gola (fotoreporter "Dziennika Zachodniego"), Wojciech Kucharczyk, Thomas Voßbeck, Anke Illing, Richard Ortmann.

Niemcy i Holender instalują właśnie ogniste atrakcje: płonące wodę i piasek, które będą udawać szopienicką riwierę (może nawet będą przy niej leżaki), wypróbowują, jak pali się kukła, która będzie na zewnątrz (wszystko, jak na niemiecką technikę przystało, będzie działać automatycznie).

Bastiaan Maris bierze palnik do rąk, wtyka go w rurę z kolankiem, kierującą się wylotem do góry, i włącza go. Palnik wydaje w rurze niesamowity dźwięk, jakby grał jakiś industrialny, a nie myśliwski, róg. Diabelski odgłos...

Również z wielkich maszyn pozostawionych w walcowni buchają ku górze płomienie, tańcząc ogniste tango, a może bardziej ognisty taniec synchroniczny.

Stephan Stroux opowiada, że w poszczególnych częściach budynku będą wystawione fotografie i obrazy (w tym śląskich artystów naiwnych). Nie będzie to jednak zwykła wystawa. Zdjęcia będą np. wyświetlane z projektora na ścianach, inne będą się wysuwać ze ścian, udając tablety. Patrząc w górę, zobaczymy film o... Silesia City Center, jako o miejscu, w które zmieniają się zabytki przemysłowe. - Tak, to ironia - mówi kurator wystawy. Inny film będzie opowiadać o tym, w jaki sposób natura odzyskuje to, co zostało jej zagrabione przez człowieka w erze przemysłowej.

Inna część wystawy to "mówiące" zdjęcia ludzi, którzy kiedyś pracowali w tym miejscu. Po naciśnięciu guzika uruchomi się odtwarzanie nagranej opowieści konkretnych osób.
- Śląsk teraz doświadcza tego, co zdarzyło się jakiś czas temu w Nadrenii-Północnej Westfalii w Niemczech - mówi Stephan Stroux. - Wtedy też myśleliśmy, że takie budynki są bezużyteczne, że nie ma z nimi co zrobić. Ale udało się stworzyć takie warunki, że te wielkie przestrzenie zaistniały jako świetne miejsce na realizowanie potrzeb kulturalnych. Ważne, by szanować historię takich miejsc i znaleźć sposób, by uczynić je przydatnymi dla następnych generacji. Połączyć ich historię z przyszłością to wielkie zadanie, ale spójrzmy na nie z innej perspektywy. One mają wręcz religijne elementy, są prawie jak katedry, nawet Walcownia Cynku ma rozetę. One wyrażały nie tylko wagę pracy, ale też wagę życia. Te budynki opowiadają historię, tego się nigdy nie znajdzie w nowoczesnych biurowcach. Przez 100 czy więcej lat były ważne dla ludzi tu pracujących. Trzeba z powrotem odkryć, jak połączyć je z życiem, póki jeszcze istnieją. O to właśnie walczymy - dodaje z pewnością w głosie.

- Nie musicie od razu robić z nich pałaców. Wystarczy na razie utrzymać je w takim stanie, aż kryzys się skończy. Musicie za to zrozumieć, że są one częścią waszego życia bardziej niż galerie handlowe. To przestępstwo nie mieć dla nich szacunku, podobnie jak nie mieć szacunku dla Ziemi - mówi.

Kurator wystawy ma też zdecydowany pogląd na wykorzystywanie postindustrialnych przestrzeni na centra handlowe. - To jest jakiegoś rodzaju przestępstwo, zrobić z takich miejsc centrum handlowe, wykorzystując tę architekturę tylko jako dekorację - mówi.

- Widzieliśmy, jak wystawa w Zollverein dotykała ludzi, jak wywoływała w nich rozmaite emocje. Chcemy użyć tej przestrzeni, by opowiadać historie. Mam nadzieję, że spodoba się też w Polsce - kończy.

Oficjalne otwarcie wystawy w Walcowni Cynku (ul. 11 Listopada, dojazd od ul. Roździeńskiej) nastąpi 8 czerwca o godz. 16.00 (zagra zespół Bando z Berlina), ale już o 14.00 rozpoczną się warsztaty dla dzieci. Można ją oglądać tego dnia do 20.00.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!