Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wilhelm Szewczyk - ikona Śląska

Krzysztof Karwat
20 lat temu zmarł Wilhelm Szewczyk, śląski pisarz, tłumacz, publicysta, felietonista Dziennika Zachodniego. Wspomina go Krzysztof Karwat.

Należał do najbardziej rozpoznawalnych postaci w naszym regionie. Korpulentny, dystyngowany, jakby ciągle "przedwojenny", z charakterystyczną łysinką i nieodłącznym cygarem, z którym chętnie go fotografowano bądź karykaturowano. Był ikoną tamtego Śląska, którego za oknami naszych domów jakby z dnia na dzień coraz mniej.

O takich ludziach zwykło się mówić, że są jednoosobowymi "instytucjami". Tak w istocie było. Wiele spraw publicznych nie mogło się obyć bez jego obecności. Czasem tylko symbolicznej. To wystarczyło. Szewczyk przybył, Szewczyk potwierdził, Szewczyk kiwnął głową... Ciągle zapraszany do rozmaitych gremiów stał się osobistością "oficjalną", co dla licznych jego współpracowników i kompanów ze środowisk dziennikarskich czy artystycznych było z jednej strony okolicznością "łagodzącą", z drugiej - nobilitującą, bo dobrze było się ogrzać u jego boku. Cóż, z czasem był jak bufor, bo władza musiała się z nim liczyć. Ale przecież nie zawsze tak było.

Po wojnie dość szybko odebrano mu redakcję liberalnej, rzeklibyśmy dziś, "Odry", przeniesionej później do Wrocławia; krótki był też żywot "Przemian", powołanych na fali Października'56. Zdaje się, że także w latach 80. Szewczyk trwał w niejakim dyskomforcie psychicznym, bo nie udało mu się utrzymać "Poglądów". Pisma, które odegrało dużą rolę kulturotwórczą w poprzednich dekadach.

Charakterystyczne, że dopiero po przełomie ustrojowym na powrót próbowano usadzić go na śląskim tronie. Ale było już za późno. Wprawdzie do końca życia pozostał twórczy, lecz owoców nowych czasów ledwie zakosztował. W roku 1991 zdążył jeszcze przyjąć funkcję honorowego przewodniczącego komitetu obchodów 70-lecia wybuchu III powstania śląskiego, ale to był ostatni publiczny akord w jego pracowitym życiu.

Powiadają, że Śląsk o nim zapomniał. Cóż, czas galopuje bezrozumnie, wiele burząc i zmieniając. To symboliczne, że katowicki plac noszący jego imię właściwie przestał istnieć. Budowlańcy właśnie wgryzają się tam w ziemię, by postawić galerię handlową i zespolić ją z nowym dworcem PKP. Ale przecież parę zbiorów jego tekstów ułożono pośmiertnie, wydano przedwojenny poemat "Hanys", wznowiono pionierski "Skarb Donnersmarcków", a historyk Maciej Fic opracował jego biografię. Wiem, to za mało. Na łamach DZ musi być inaczej. Bo czy tylko ja zaczynałem lekturę piątkowych wydań od "Raptularza", który przez tyle lat wnosił to, co ceniono u Szewczyka najbardziej: rozległą wiedzę o Śląsku i jego najzacniejszych obywatelach?
Dzieliły mnie dwie generacje. Siłą rzeczy, moje z nim kontakty musiały być sporadyczne. Mógłbym je zliczyć na palcach jednej ręki. Wszystkie jednak dobrze pamiętam, zaś dwa z nich miały dla mnie pewne znaczenie. Tuż po przełomie ustrojowym, gdzieś w okolicach pamiętnych wyborów czerwcowych, przyszło mi przygotowywać materiał na temat pomników, które nagle przestały być "słuszne". Chodziło o to, by postawić pytania o granice ingerencji w historię. A to był czas, w którym nie tylko Dzierżyńskiego zrzucano z cokołów. Niejedna korekta wydawała się wtedy bezdyskusyjna.

Ale co należało zrobić np. z Waryńskim albo socjalistami z początków XX wieku? Szewczyk zalecał - a ja to notowałem - daleko idącą wstrzemięźliwość. Podał przykład Finów, ciemiężonych przez carów rosyjskich, a jednak potem nie wysadzających kamiennych Mikołajów w powietrze. Szewczyk gadał do mnie gotowym felietonem, "całymi zdaniami", biorąc tylko głębszy oddech w miejscach, w których należało postawić przecinek lub kropkę. Boże, jakąż ten facet musiał mieć łatwość pisania!

Parę zaś lat wcześniej "Dziennik" ogłosił konkurs na "publicystę kulturalnego roku". Cichaczem, nic nie mówiąc swoim chlebodawcom, pozbierałem wycinki prasowe i pchnąłem je pocztą. Przewodniczącym jury był - a któż by inny? - Wilhelm Szewczyk. Nie pamiętam, czy do dyplomu dołączono "kopertę". Pamiętam uścisk dłoni Prezesa. Tak, chyba coś ważnego a nieuchwytnego Wilusiowi zawdzięczam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!