Wicepremier Waldemar Pawlak odwołał w poniedziałek cały zarząd katowickiego Węglokoksu oraz wiceprezesów odpowiedzialnych za finanse w JSW i Katowickim Holdingu Węglowym.
Ministerstwo Gospodarki, które nadzoruje spółki węglowe w imieniu Skarbu Państwa, właśnie skończyło analizować raporty na temat opcji.
Z powodu fatalnych danych w eksportującym węgiel Węglokoksie pracę stracił trzyosobowy zarząd w składzie: prezes Piotr Kozioł oraz jego dwaj zastępcy - Jarosław Koźlik i Jarosław Świć.
W JSW odwołana została Grażyna Bula, wiceprezes, dyrektor biura ekonomiki i finansów, a w KHW - Marian Sztuka, wiceprezes ds. ekonomiki i finansów. Prezesi tych dwóch spółek węglowych otrzymali absolutorium.
Opcje, za które poleciały głowy, to w dużym uproszczeniu długoterminowe umowy, które zawierali z bankami głównie eksporterzy. Zawierali je po to, by zabezpieczyć się przed umacnianiem złotego i zagwarantować sobie zysk w handlu. Banki musiały skupować od nich walutę po wyznaczonej z góry cenie. Niestety, kilka miesięcy temu, kurs złotego załamał się. Mimo tego banki chcą realizacji umów na warunkach z 2008 roku. To właśnie powoduje ogromne straty finansowe.
Ile górnicze firmy straciły na opcjach? Dziś trudno jeszcze to oszacować. W grę może wchodzić nawet ćwierć miliarda złotych. Dokładna liczba będzie znana na koniec roku. W ryzykowne umowy opcyjne nie poszły: Kompania Węglowa i Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Ich zarządy kilka tygodni temu uzyskały absolutoria.
Katowicki Holding Węglowy i Jastrzębska Spółka Węglowa zapewniły, że już poniesione straty i ewentualnie przyszłe na opcjach walutowych nie będą miały znaczącego wpływu na sytuację finansową firm. Nie podają jednak szczegółów, dotyczących skali posiadanych opcji i potencjalnych strat z tego powodu.
Mimo kłopotliwych umów, w ubiegłym roku górnicze spółki osiągnęły dodatni wynik finansowy. Węglokoks miał 46,3 mln zł zysku netto, KHW - 7,6 mln zł, a JSW - 567,6 mln zł. Był to jednak ostatni rok węglowej koniunktury.
Większość tych pieniędzy ma pozostać w spółkach. Mają być przeznaczone na inwestycje, bez których wydobycie będzie maleć. Inwestycje to jedyna dobra informacja z górniczej branży. Wczoraj informowaliśmy o dramatycznej sytuacji sektora węglowego, którego rentowność z powodu niedoinwestowania w sprzęt i nowe złoża oscyluje na poziomie 0,5 procenta.
W JSW chwieje się stołek wiceprezesa Mariana Ślęzaka
Marian Ślęzak, wiceprezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, który od 8 lat był wybierany do zarządu firmy jako reprezentant załogi, teraz jej rękami może stracić stołek. Wczoraj we wszystkich kopalniach JSW od godz. 5 górnicy głosowali nad jego odwołaniem lub pozostawieniem na stanowisku. Aby wynik był wiążący, w referendum musi wziąć udział połowa z 23-tysięcznej załogi.
Referendum to efekt wojny, jaką związkowcy wypowiedzieli Ślęzakowi kilka miesięcy temu. Obie strony podczas trudnych rozmów o podwyżkach płac w dobie kryzysu poszły dosłownie na noże. - Ma dbać o załogę, a przyjął rolę obrońcy poczynań szefów, którzy kryzysem tłumaczą swoje potknięcia. Stanął po drugiej stronie, straciliśmy do niego zaufanie - wyjaśnia Piotr Szereda, z zawiązanego przed kilku miesiącami komitetu protestacyjnego. - Wspierał wprowadzenie niekorzystnych zmian dotyczących organizacji pracy, ograniczania wydobycia, czy obniżania wynagrodzenia - dodaje.
Podczas masówek w kopalniach związkowcy mówili górnikom, że działania Ślęzaka mogą pozbawić ludzi przywilejów górniczych. Pojawiło się też słowo- klucz w tej wojnie: prywatyzacja. "Oddając głos za odwołaniem Mariana Ślęzaka dajesz sygnał, że jesteś przeciw prywatyzacji kopalń, łamaniu praw pracowniczych i odbieraniu uprawnień"- mogli usłyszeć w ostatnich dniach górnicy z głośników kopalnianych radiowęzłów. Ślęzak komentuje sprawę jednoznacznie: to kłamliwe argumenty, bo żadne działania zarządu nie mają na celu grzebania przy przywilejach. Mówi też wprost, że jest przeciw prywatyzacji. - Te głupoty wygadują związkowcy, nie załoga, więc liczę na rozsądek górników. Ślęzak podpadł centralom związkowym, bo atakując ich liderów, nie przebierał w słowach. - Wbrew twierdzeniom przewodniczących związków "mój tyłek" nie przyrósł do stołka zastępcy prezesa - mówi Ślęzak, atakując Sławomira Kozłowskiego, od wielu lat szefa Solidarności w JSW.
W opinii Ślęzaka wywoływanie strajków w czasie kryzysu może doprowadzić do ruiny JSW, która za pierwszy kwartał tego roku zanotowała 80 milionów złotych strat. Przypomina też górnikom, że to nie im, a związkowcom przysługują w razie strajku pełne wypłaty.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?