Z Arturem Hajzerem poznałem się przez lawinę. Tę, która zasypała go w lutym 2008 roku na zboczach Ciemniaka w Tatrach. Rzecz wydarzyła się akurat na moim redakcyjnym dyżurze. Telefon do TOPR-u, rutynowe przypomnienie "kto zacz", krótki "szpunt" do gazety i kropka. Odfajkowane. Kiedy jednak kilka miesięcy później przyszła wiadomość, że "Słoń" zdobył ośmiotysięcznik Dhaulagiri, zapaliła mi się czerwona lampka. Hajzer najwyraźniej postanowił na poważnie wrócić do himalaizmu. A zatem trzeba z nim pogadać - uznaliśmy w redakcji.
Już podczas tej pierwszej rozmowy wyszło to, co później stało się dla mnie znakiem rozpoznawczym "Słonia": ogromne poczucie humoru i równie wielka autoironia. Nestor polskiego alpinizmu okazał się być niesamowitym jajcarzem. Kiedy jednak przychodziło do dyskusji o konkretnych planach, dowcipniś zamieniał się w chłodnego analityka, który miał wszystko dokładnie przemyślane i to od razu dziesięć kroków do przodu. Widać było, że nie tylko ma pomysł, ale wie, jak go zrealizować.
Dlatego też, gdy dwa lata później dostałem od niego maila o starcie programu Polski Himalaizm Zimowy, uwierzyłem, że to może się udać.
Choć sam Hajzer miał już pięćdziesiątkę na karku, a potencjalnych następców niespecjalnie było widać. Pomysł mógł wydawać się szalony, ale skoro Hajzer w szalonych latach 90. XX w. wspólnie z Januszem Majerem stworzył Alpinusa, skoro ze złamaną nogą zdołał zejść z grani Broad Peaku, a potem wygrzebał się spod lawiny, to dlaczego nie miałby wskrzesić ery "lodowych wojowników"? W jednym z ostatnich wywiadów Hajzer przyznał, że były chwile, kiedy miał ochotę zawiesić PHZ. Najwyraźniej był jednak na to zbyt uparty.
Konsekwentnie woził swoje "przedszkole" w wysokie góry. Używając piłkarskiej terminologii - był jak grający trener. Nie tylko sam się wspinał, ale przede wszystkim uczył młodych tej sztuki. Przekonywał do pomysłu sponsorów i promował przedsięwzięcie w mediach. Z jednej strony niepoprawny marzyciel, z drugiej twardo stąpający po ziemi menedżer. To on był ojcem chrzestnym sukcesów, jakimi były pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki: Gasherbrum I i Broad Peak. Kiedy zaś na Broad Peaku sukces zamienił się w tragedię, to wziął sprawę "na klatę".
Cierpliwie tłumaczył nam dziennikarzom, jak wyglądają realia zimowej wspinaczki w Karakorum. Nie zasłaniał się faktem, że nie było go tam na miejscu. W dyskusji, jaka rozpętała się wokół tej wyprawy, konsekwentnie bronił przez zarzutami tych, którzy ocaleli. I cokolwiek by nie myśleć o wydarzeniach na Broad Peaku, to trzeba docenić postawę "Słonia". Był ze swoją drużyną na dobre i złe, pokazując swoje kolejne oblicze: po dowcipkującym, świetnym gawędziarzu, skutecznym menedżerze i doświadczonym alpiniście, ukazał nam się kapitan z prawdziwego zdarzenia (jaką zapłacił za to cenę, wiedzą pewnie tylko Jego najbliżsi). Stąd też Jego strata zabolała tak wielu. Nie jest przypadkiem, że w zorganizowanym naprędce biegu ku czci "Słonia" wystartowało ponad tysiąc osób. Za rok będzie nas pewnie jeszcze więcej.
Artur Hajzer (ur. 28.06.1962, zginął 7.07.2013 na zboczach szczytu Gasherbrum I w Karakorum). Z wykształcenia kulturoznawca. Zdobywca 6 ośmiotysięczników, partner Jerzego Kukuczki, twórca programu Polski Himalaizm Zimowy. Prowadził firmę produkującą sprzęt sportowy.
*Nietypowe zjawisko! Tatry, Babia i inne góry widziane z Katowic i Sosnowca [ZOBACZ ZDJĘCIA]
*Klubowa Mapa Województwa Śląskiego już działa! [ZOBACZ, GDZIE SIĘ BAWIĆ]
*KATOWICE, SOSNOWIEC, BĘDZIN i CZELADŹ Z LOTU PTAKA [ZOBACZ ZDJĘCIA]
*Zakaz palenia węglem w piecach: Ile to będzie nas kosztowało? [SZOKUJĄCE WNIOSKI]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?