Coraz gorsza sytuacja panuje w żywieckim Pogotowiu Ratunkowym. Pomiędzy dyrekcją a częścią załogi zaostrza się spór, który może doprowadzić do protestu. Wtedy może się zdarzyć, że wiele karetek nie wyjedzie do chorych.
O swoje prawa walczą kierowcy z wieloletnim stażem. To kilkanaście osób pracujących na etatach. Nowo zatrudniani na kontraktach w pogotowiu kierowcy to ratownicy medyczni, którzy uprawnienia do prowadzenia karetek zdobywali jako umiejętność dodatkową. Stanowią oni już w tej chwili około 70 procent załogi. Teraz od wieloletnich kierowców również zażądano takiej"dwuzawodowości".
- Jesteśmy na etapie transformacji zespołów wyjazdowych, w skład których wejść muszą ratownicy medyczni - tłumaczy Antoni Juraszek, dyrektor żywieckiego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej.
W zespole podstawowym karetki musi być dwóch ratowników, a w specjalistycznym dwóch ratowników i lekarz. Ze względów ekonomicznych ratownik powinien jednocześnie prowadzić karetkę. Tak jest m.in. w zespole wyjazdowym w Rajczy. - To wymóg ustawy z 2006 roku - wyjaśnia Juraszek.
Kierowców takie tłumaczenie nie przekonuje. - Po 30 latach pracy jestem traktowany jak mebel, który ciągle można przestawiać w inne miejsce - skarży się kierowca Józef Biela. Już w zeszłym roku skierowany został do pracy w Izbie Przyjęć żywieckiego szpitala, co bardzo mu się nie spodobało. - Nagle stałem się pracownikiem technicznym. Zmniejszono mi przy okazji pensję - mówi. Teraz Biela znów jeździ trochę w pogotowiu, ale w razie potrzeby wciąż kierowany jest do szpitala.
Tylko dwóch z kilkunastu kierowców poszło do szkoły policealnej. Reszta albo miała tylko wykształcenie podstawowe i nie mogła podnieść swoich kwalifikacji, albo nie chciała.
Buntujący się kierowcy mówią, że szefowie pogotowia nie potrafią rozmawiać z podwładnymi. - Przez 16 lat nie zorganizowano ani jednego spotkania z załogą, podczas którego pracownicy mogliby przedstawić swoje potrzeby i bolączki. Więc co to są za szefowie? - pyta Marek Łasut. Grozi mu zwolnienie za działanie na szkodę pracodawcy oraz odmowę wyjazdu uszkodzoną karetką do pacjenta w 2007 roku.
- Będziemy solidarni z kolegą i nie pozwolimy, by tak łatwo go zwolnili. Uważamy, że nie ma do tego żadnych podstaw - zapowiada Biela. Kilka dni temu złożył w starostwie powiatowym protest na działania szefów. - Zataja się, że ludzie zatrudniani na kontraktach pracują za dużo, co jest niezgodne z prawem - twierdzi.
- Rozumiem, że zawsze wtedy, gdy dochodzi do zmian czy przekształceń pojawiają się jakieś zawirowania, ale zarzuty kierowców są zupełnie wyssane z palca - komentuje dyrektor Juraszek.
Jan Miodoński, wicestarosta żywiecki, odpowiedzialny za służbę zdrowia, twierdzi że urząd nie może bezpośrednio ingerować w tego rodzaju sytuacje. - Możemy jedynie podjąć się negocjacji. Dlatego będziemy się starać doprowadzić do rozmów, aby w końcu zażegnać ten nikomu niepotrzebny konflikt - deklaruje Miodoński.
Więcej powodów do niezadowolenia
Związkowcy z pogotowia stawiają dyrekcji ZZOZ wiele zarzutów.
Twierdzą, że na stanowiskach kierowniczych zatrudniono niekompetentne osoby. Do prokuratury trafiło doniesienie, że szefowie pogotowia nie mają odpowiednich kwalifikacji, stosują ponadto mobbing wobec pracowników i łamią przepisy o czasie pracy ratowników. Prokuratura umorzyła jednak postępowanie. Kilka dni temu protest na działania szefów trafił do starostwa powiatowego. Członkowie Związku Zawodowego Pracowników Pogotowia Ratunkowego w Żywcu oddali do sądu sprawę niezgodnych, ich zdaniem, z prawem prób niekorzystnych dla kierowców zmian w siatce płac. Podczas rozprawy dyrekcja szpitala wycofała się z pomysłu i przywróciła poprzednią stawkę. Teraz spór toczy się o kwalifikacje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?