Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zimno Wam? A co Wy wiecie o zimie

Michał Wroński
Mróz trzymał wyjątkowo długo (1996)
Mróz trzymał wyjątkowo długo (1996) MTL Maxfilm
Nie dajmy się zwieść pozorom! Zima o nas zapomniała. Jeśli tak dalej pójdzie, to stanie się czymś równie nierzeczywistym jak Yeti czy dront dodo - wymarłe przed wiekami ptaszysko z wyspy Mauritius. A jeszcze niedawno trzaskające mrozy i wysokie na kilka metrów zaspy były u nas normalnością. Zimy stulecia przypomina Michał Wroński

Wzmianki o zimie "ciężkiej i srogiej, która wiele drzew różnego rodzaju wymroziła i spowodowała wielki pomorek na bydło" można znaleźć już w słynnej kronice Jana Długosza. Dopiero jednak od momentu, gdy meteorolodzy zaczęli skrupulatnie mierzyć temperatury i natężenie opadów można było klasyfikować zimy wedle stopnia ich srogości. U nas takie pomiary prowadzone są od roku 1961 - wówczas to katowicka stacja Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej uruchomiła pełen serwis pomiarów meteorologicznych.

Zdążyli na zimę stulecia

Synoptycy mieli "nosa". Zdążyli w sam raz na zimę stulecia. Nadeszła ona jesienią roku 1962. Pierwszy śnieg spadł 11 listopada, a 2 tygodnie później w Beskidach leżało już kilkanaście centymetrów białego puchu. Z początkiem grudnia zima trochę odpuściła, ale przed świętami uderzyła ze zdwojoną siłą.

"Pękają szyny", "Wielogodzinne spóźnienia pociągów", "Korki w portach" - donosił "Dziennik Zachodni" z 23 grudnia 1962 roku. Z każdym kolejnym dniem nasze miasta coraz głębiej tonęły w zwałach śniegu, a prasowe relacje coraz bardziej przypominały depesze nadsyłane z pola bitwy. Na pierwszej linii frontu znaleźli się kolejarze, kierowcy PKS-ów, korzystający z ich usług podróżni oraz pracownicy zakładów przemysłowych.

Półtorej doby w zaspie na obrzeżach Gliwic

Wywołujące dziś uśmiech historie o bohaterskich brygadzistach, konduktorach i dyspozytorach ruchu królowały na łamach gazet. W sukurs przyszły tysiące żołnierzy, ale i to nie pomogło. Śnieg sypał przez kilka tygodni. W połowie stycznia Dyrekcja Okręgowa Kolei Państwowych w Katowicach zaapelowała, aby do czasu poprawienia się sytuacji ograniczyć podróże i przejazdy kolejowe do "najniezbędniejszych potrzeb". Nie lepiej było na drogach - między Pyskowicami a Toszkiem karetka pogotowia przez 36 godzin czekała w zaspach na ratunek. Termometry pokazywały wówczas minus 23 stopnie Celsjusza!

Część pielęgniarek ze szpitala w Katowicach-Załężu nocowała w pracy, bo i tak nie miały szans, by wrócić do domu i ponownie stawić się o czasie na dyżur. Mróz sparaliżował nawet pracę hutniczych wielkich pieców, gdyż docierające tam surowce były zbyt zamrożone, aby można je było wykorzystać. Swoje "pięć minut" mieli meteorolodzy, choć ogłaszane przez nich rewelacje chyba nie przysporzyły im sympatii. Tyle śniegu nie było od 137 lat, a tak zimno nie było od Wiosny Ludów - zakomunikowali na początku lutego koledzy po fachu popularnego w owym czasie "Wicherka".

Obywatele do łopat!

Kuratorium oświaty dało "zielone światło" dla tymczasowego zamykania szkół, lecz w zamian za wolne od nauki starsi uczniowie mieli włączyć się do walki z zimą.

- Nas akurat nikt do odśnieżania nie wysłał. Mieliśmy dwa tygodnie kompletnej laby - wspomina prof. Jan Miodek, który akurat kończył naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. S. Staszica w Tarnowskich Górach.

- Tyle że później maturę zdawaliśmy dopiero w czerwcu, bo trzeba było nadgonić te 2 tygodnie - dopowiada prof. Miodek.

Hasło "obywatele do łopat" przewijało się przez łamy gazet jeszcze kilka tygodni. 19 lutego - jak można przeczytać w DZ - w samych tylko Katowicach na ulice wyszło ponad 12 tysięcy uzbrojonych w łopaty mieszkańców (w tym miesiącu pokrywa śnieżna w stolicy województwa sięgnęła 53 centymetrów - absolutny rekord ostatniego półwiecza). Tego samego dnia z Gliwic wywieziono 800 ciężarówek śniegu.

Jakby tego mało, pod sam koniec lutego, kiedy ludzie tęsknie wyglądali już ocieplenia, na Śląsk dotarła fala arktycznych mrozów - w ostatnią noc lutego termometry w Katowicach pokazały 29 stopni mrozu. U nas zresztą i tak było całkiem ciepło - na Podhalu temperatura spadła do 35 stopni poniżej zera, a w podrzeszowskich wioskach "pękła" granica minus 40 stopni Celsjusza.

- Dyrektor trochę się z nas podśmiewał, bo zamiast szkolnych czapek nosiliśmy futrzane "uszatki". Uważał, że jako prawdziwi mężczyźni nawet przy takich mrozach powinniśmy zachować regulaminowy strój - kontynuuje wspomnienia z zimy stulecia Jan Miodek.

Miotacze ognia kontra śnieg

Kac po "zimie stulecia" towarzyszył nam przez kolejny rok. Jesienią 1963 roku żurnaliści trwożnie dopytywali synoptyków, czy aby nie grozi nam "powtórka z rozrywki", a premier Cyrankiewicz przypominał władzom wojewódzkim o przygotowaniu komunikacji na mrozy.

Powtórki nie było, bo też zima 1963/64 nie była zbyt śnieżna (choć gdy wreszcie w lutym 1964 roku sypnęło, to w okolicach Zwardonia, Żywca i Wisły zaległo półtora metra śniegu, a kolejarze do przebijania tuneli w zwałach białego puchu wykorzystywali miotacze ognia i silniki odrzutowe). W klasyfikacji najbardziej mroźnych zim zajmuje jednak zaszczytne 3. miejsce, a o jej uciążliwości najlepiej świadczy fakt, że jeszcze w pierwszy dzień wiosny panowały temperatury, które dziś pewnie wywołały by spazmy u telewizyjnych "pogodynek".


WIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!Wybieramy NAJFAJNIEJSZĄ CHOINKĘ w woj. śląskim. ZAGŁOSUJ na swoją!

Atak w sylwestrową noc

Ci, którzy w jesiennych płaszczach wyszli na sylwestrową zabawę Anno Domini 1978 mieli nazajutrz bardzo nietęgie miny. W ciągu kilku nocnych godzin całą Polskę skuły mrozy. Chodniki, którymi co dopiero płynęły strugi deszczu, zamieniły się w prawdziwe lodowiska.

Razem z mrozem wróciły też śnieżyce (pod względem intensywności opadów była to 3. zima ostatniego półwiecza). Prasa, która jeszcze przed świętami pytała "co z tą zimą", teraz apelowała do kierowców o pozostawienie swych samochodów w garażu i domagała się gaszenia neonów na katowickich ulicach, by w ten sposób odciążyć ledwo zipiące elektrownie. Standardowo stanęły pociągi, a kolejarze ruszyli do boju o odblokowanie węzła w Tarnowskich Górach, przez który szły transporty z węglem. Na łamy gazet trafili też poszkodowani przez zimę... roznosiciele mleka! "Podczas takiej aury pękające butelki należą do codziennych przypadków" - skarżyła się w "Dzienniku Zachodnim" pani obsługująca katowicką Superjednostkę.

Rekordowo długie mrozy

Brnąc w śniegu dotarliśmy do urn - pod takim właśnie tytułem ukazała się na naszych łamach relacja z drugiej tury wyborów prezydenckich, w której Lech Wałęsa zmierzył się z Aleksandrem Kwaśniewskim. Było to 19 listopada 1995 roku. Na beskidzkich szczytach leżało już wtedy po 30-40 centymetrów śniegu. Narciarze jednak niedługo cieszyli się dobrymi warunkami na stokach. W grudniu kapryśna aura spłukała z gór cały śnieg i taki stan rzeczy utrzymał się aż do końca lutego.
O ile jednak śniegu tamtej zimy było jak na lekarstwo, to mrozu dostaliśmy aż nadto.

GOPR-owcy odradzali turystom wychodzenie w góry i straszyli odmrożeniami, wędkarze załamywali ręce, bo w skutych lodem po samo dno stawach wyginęły im ryby, a dziennikarze mogli 5 marca ogłosić Czytelnikom, że ustanowiony podczas zimy 1962/63 rekord długości utrzymywania się chłodów (96 dni) został już pobity. W chwili, gdy zawierająca ów tekst gazeta trafiała do kiosków mrozy trzymały na Śląsku od 108 dni (pod względem intensywności mrozów zima 1962/63 pozostała jednak poza konkurencją), a to jeszcze bynajmniej nie był ich koniec!

Tramwaje utknęły na kilka dni w zaspach

Na kolejną zimę przez duże "Z" przyszło nam czekać równe 10 lat. Kiedy już jednak do nas przyszła, to nadrobiła braki za całą dekadę. Jeszcze przed Bożym Narodzeniem przypuściła 2 mocne ataki, które tradycyjnie zaskoczyły drogowców. Nie spodziewali się pewnie, że to dopiero początek ich kłopotów, a rozpoczynająca się właśnie zima przyniesie więcej opadów aniżeli ta z sezonu 1962/63. Seria śnieżyc, które przeszły nad województwem śląskim między świętami, a nowym rokiem kompletnie sparaliżowała komunikację w regionie. Tym razem, inaczej niż w roku 1978, wyczynem był nie tyle powrót, co samo dotarcie na sylwestrową zabawę. Zdjęcia stojących przez kilka dni w zaspach tramwajów można było zobaczyć we wszystkich serwisach informacyjnych. W górach leżało tyle śniegu, że GOPR-owcy ostrzegali przed lawinami nawet na Skrzycznem.

Kierowcy zmierzający w stronę Zwardonia od Lalik jechali wysoką na 2 metry śnieżną rynną. Niektóre miejscowości zostały odcięte od świata. Barbara Front, córka właścicieli schroniska na Przegibku (Beskid Żywiecki), wspomina, że olbrzymie zaspy sięgały wtedy dachu. - Mamy ratrak i skuter, więc codziennie raz lub dwa przejeżdżaliśmy drogą do Rycerki, aby jej całkowicie śnieg nie zasypał. Chociaż jak przychodziły dłuższe zamiecie, to i tak przez jeden lub dwa dni nie ruszaliśmy się z miejsca - opowiada Barbara Front.

Dachy nie wytrzymały

4 stycznia zawalił się dach dawnego Teatru Rozmaitości przy ulicy Staromiejskiej w Katowicach. Nie wytrzymał ciężaru zalegającego na nim śniegu. To był pierwszy z całej serii podobnych wypadków. Ten najbardziej znany wydarzył się 28 stycznia 2006 roku, kiedy to runął dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich. W budynku akurat odbywała się wystawa gołębi pocztowych. Pod zwałami śniegu, lodu i blachy zginęło 65 osób. Na tydzień przed tragedią w Katowicach w Beskidach zamknięto pierwsze szkoły. Po kilku dniach ich liczba sięgnęła już setki. Pierwsza pozytywna wiadomość nadeszła dopiero 24 lutego. "Zakwitły bazie" - donosiliśmy na naszych łamach. Na prawdziwą wiosnę musieliśmy poczekać kilka tygodni, ale najgorsze już było za nami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!