Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zygmunt Duś: Ten, co wycina, wie więcej

Henryka Wach-Malicka
53 lata pracy w telewizyjnej montażowni to cud-materiał na pamiętnik...
53 lata pracy w telewizyjnej montażowni to cud-materiał na pamiętnik... Arkadiusz Ławrywianiec
Ponad pół wieku pracy w telewizji? Trener sportowy, reporter, operator i legendarny montażysta w jednym? To może być tylko Zygmunt Duś, którego benefis, z okazji 85. urodzin, właśnie obchodziliśmy. Pisze Henryka Wach-Malicka

Kamera była niemiecka, mecz historyczny, a rok 1959. Zygmunt Duś jechał do Moskwy, uzbrojony tylko w zaświadczenie, że jest pracownikiem telewizji oraz skierowanie na... wycieczkę Orbisu. Plany za to miał ambitne: nakręcić film dokumentalny z zawodów sportowych między ZSRR a USA w lekkoatletyce. Duś kompetencje do tej roboty miał pierwszorzędne: sukcesy operatorskie na koncie, dyplom AWF w kieszeni, no i tę kamerę. Marki "Movicon", w czasie II wojny światowej montowaną na niemieckich myśliwcach w celu rejestracji sprawności bojowej pilotów, a po wojnie odkupioną przez Dusia od Rosjan za odpowiednią ilość polskiej wódki.

Film, choć pana Zygmunta bezpośrednio w okolice płyty stadionu nie wpuszczono ("ale miałem ekstraobiektyw!") jednak powstał! Nazywał się "Mecz gigantów", autor otrzymał za niego nagrodę, dziś nikt jednak tego obrazu nie obejrzy. "Mecz gigantów", podobnie jak 6 tys. innych materiałów Telewizji Katowice, został zniszczony. Z dramatycznie banalnych przyczyn zresztą. Po latach, gdy okazało się, że w pomieszczeniu telewizyjnego archiwum robi się za ciasno, część materiałów postanowiono skasować. Niestety, była to część najcenniejsza, bo pochodząca z pionierskich czasów TVP Katowice. Tak więc przepadły pierwsze filmy Zygmunta Dusia, ale być może poznamy okoliczności ich realizacji, bowiem od kilku lat, drobnym maczkiem, legendarny montażysta spisuje wspomnienia. Tak na dobrą sprawę, wystarczy potem wziąć te zeszyty, przerobić je na scenariusz i mamy jak w banku pomysł na pasjonujący film o człowieku, który wiele widział, a w 85. urodziny mówi, że życie miał nie tylko interesujące, ale i szczęśliwe.

Montażystą - kilka pokoleń współpracowników dodaje: legendarnym - został trochę z rozpędu. Po prostu w początkach telewizyjnego rzemiosła w Polsce nie było ścisłego podziału kompetencji. Więc operator i autor filmów dokumentalnych Zygmunt Duś, podobnie jak inni koledzy, najpierw materiał "skręcał", a potem sam go "obrabiał", krótko mówiąc: montował właśnie. Szalenie wciągała go ta robota, odkrył bowiem, jak wiele zależy od kolejności pokazywanych ujęć, ich zestawiania i rytmu. W tamtych czasach była to zresztą robota koronkowa i przaśna jednocześnie. Taśmę przewijano i cięto ręcznie, a sklejano potwornie… śmierdzącym klejem acetonowym.

Montaż, który przyniósł panu Zygmuntowi ogólnopolską sławę, był jednak tylko punktem dojścia, bo jego fascynacja sztuką obrazu zaczęła się w dzieciństwie. O pierwszym aparacie fotograficznym i organicznej wręcz potrzebie dokumentowania rzeczywistości opowiada z sentymentem w filmie Wojciecha Sarnowicza, przygotowanym przez autora i przyjaciół Dusia z okazji jego jubileuszu.

Euro 2012 w Dzienniku Zachodnim SPORT, ZABAWA i...
SERWISY SPECJALNE DZIENNIKA ZACHODNIEGO
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Dzieciństwo, spędzone na łąkach rodzinnej Niwki, dzielnicy Sosnowca, nieopodal Trójkąta Trzech Cesarzy, było ubogie, ale beztroskie. - Ludzie nie wierzą - mówi Zygmunt Duś (któremu przerywamy oglądanie meczu na Eurosporcie!) - gdy wspominam, że buty oszczędzało się na chodzenie od święta, a na co dzień ganiał człowiek na bosaka. Ale tak było, w rodzinie się nie przelewało, choć rodzice byli zaradni i nie wiodło nam się najgorzej. Pokochałem wtedy dwie rzeczy: piłkę nożną i ruchome obrazy. Przed wojną wychodziło takie pismo "Karuzela", w którym ukazywały się w odcinkach przygody Pata i Pataszona. Kopiowaliśmy z kolegami te obrazki na kalce technicznej i tak powstawały nasze domowe przeźrocza, które oglądaliśmy z dziką przyjemnością. Podobnie cieszyło mnie robienie zdjęć. Jakbym wiedział, że z obrazem zwiążę moją przyszłość… Ale potem przyszła wojna i do 1945 roku nie zrobiłem już ani jednego zdjęcia. Ani jednego!

Nie mógł ich zrobić, bo został wywieziony do gospodarstwa rolnego na roboty przymusowe, a tam zakaz fotografowania stosowany był pod karą śmierci. Gestapo aresztowało Zygmunta Dusia, gdy miał 14 lat… Po zakończeniu wojny wrócił do domu; pieszo, dojrzały życiowo i fizycznie. Stanął wtedy przed wyborem dalszej drogi, wyznaczanej przez dwie pasje: sport i film. Chciał zostać operatorem, ale niezbyt mądrzy ludzie wmówili mu, że chłopak z prowincji nie ma szans na zdanie egzaminu do szkoły artystycznej. Wybrał więc Akademię Wychowania Fizycznego i przez dziesiątki lat łączył pracę w telewizji z trenowaniem utalentowanej młodzieży; jego wychowankiem był m.in. znany reżyser Lech Majewski.

Telewizja jednak go znalazła. A dokładniej: on znalazł telewizję. W każdym razie, gdy tylko pojawiło się to nowe medium, Zygmunt Duś natychmiast stanął do egzaminu operatorskiego. Musiał być dobry, skoro jego filmik, "o pierwszym śniegu", poszedł na wizję 4 grudnia 1957 roku. Na inaugurację katowickiego ośrodka. Operatorem był kilka lat i szybko rozeszło się wśród kolegów, że jak ktoś ma problem, to tylko do Dusia; ten to ma rękę. Radził sobie z każdym wyzwaniem. Najważniejsze jednak, że ta robota dawała mu radochę. W końcu wszedł do montażowni jako specjalista i został w niej przez pół wieku! Dokładnie 50 lat, co z 3 latami operatorki daje nienotowany sukces stażu pracy w telewizji. I mógłby pracować dłużej, ale odszedł, gdy w telewizyjnym przekazie zaczęła królować cyfryzacja. Nie przepada po prostu za aż takim zautomatyzowaniem montażu, uważa, że co ręka fachowca, to ręka fachowca. Więc tylko kibicuje młodszym kolegom, a swoje doświadczenia zebrał w podręczniku dla studentów pt. "Podstawy montażu filmowego", bo całkiem sporo lat wykładał też na uczelniach artystycznych. Tam, gdzie w młodości sam nie miał odwagi wystartować.

Euro 2012 w Dzienniku Zachodnim SPORT, ZABAWA i...
SERWISY SPECJALNE DZIENNIKA ZACHODNIEGO
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Przeżył różne okresy, różne władze i różne zalecenio-polecenia przełożonych. Znakomitą większość przygód opisuje teraz w pamiętnikach i chętnie dzieli się wspomnieniami. - Najbardziej kuriozalne polecenia - opowiada - mieliśmy za czasów I sekretarza KW PZPR, Zdzisława Grudnia, który był strasznie wyczulony na swój wizerunek. Pamiętam na przykład sprawozdanie z czynu społecznego, kiedy to operator, filmując schylonego nad łopatą towarzysza Grudnia, nieopatrznie uchwycił też jego lśniącą "glacę". Zrobiła się afera, nie pierwsza zresztą. Za wizerunki bonzów odpowiadaliśmy wszyscy. Jak wzywano na dywanik, to polecenie brzmiało: " ten, co wycina, niech też przyjdzie". Ten, czyli ja - śmieje się pan Zygmunt.
A poważnie mówi, że miał pełną świadomość uczestniczenia w programie propagandy sukcesu. Zagraniczni dziennikarze pytali go, czemu w wieczornym paśmie polskiej telewizji informacyjnej na okrągło gada się o gospodarce. A to był po prostu nakaz władz, w dodatku snopy iskier tak pięknie wyglądały na małym ekranie.

Zygmunt Duś odrzuconych taśm nie niszczył, wierząc, że kiedyś będzie z nich pożytek. Chomikował je w specjalnym pudełku, a po latach wyjął i zmontował w słynny film pt. "Ścinki", którym w 1981 roku zdobył Srebrnego Lajkonika na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Za tę historię "telewizji sukcesu" w pigułce, paru kolegów dziennikarzy miało zresztą do Dusia pretensje, ale w końcu i oni mu "przebaczyli". W końcu to dokument całej telewizyjnej epoki i nie ma co udawać, że było inaczej niż było.
Osobną zupełnie kartę w barwnej biografii pana Zygmunta stanowi współpraca z Kazimierzem Kutzem. Znali się jeszcze z mysłowickiego gimnazjum, ale zaprzyjaźnili, gdy Zygmunt Duś zaczął tworzyć społeczny komitet, zbierający fundusze na realizację filmu "Śmierć jak kromka chleba". Montował potem ten film i inne, m.in. "Zawróconego". W tyskim mieszkaniu legendarnego montażysty wisi "deszczułka", na której notowano kolejne klapsy tego filmu. A przy biurku Zygmunt Duś pisze kolejną stronę pamiętnika. Długopisem, rzecz jasna. - Komputer dobra rzecz - mówi - ale ja tam wolę pisać ręcznie. Tak mam i już.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!