Pod katowickim Spodkiem od poniedziałku pracują koparki i inne ciężkie maszyny, budując z piasku i ziemi wielką skocznię, a właściwie cały tor do dirt jumpingu, czyli widowiskowych ewolucji wykonywanych w powietrzu na rowerach MTB (górskich). Jutro odbędą się tu największe zawody w tej dyscyplinie sportu w Polsce, impreza adidas Ride The Sky. Zjedzie się 40 zawodników z Polski i Europy. Wśród nich będzie 22-letni Szymon Godziek, pochodzący z niewielkiej wsi Suszec, leżącej między Pszczyną a Żorami, teraz mieszkający w Bielsku-Białej, najlepszy polski sportowiec w tej dyscyplinie. W kraju wygrał już wszystko, co było do wygrania i teraz wyruszył na podbój świata. Na razie idzie mu świetnie, jest czwarty w Pucharze Świata.
Salto w przód z obrotem o 360 stopni
Jest poniedziałek. Szymon (pseudo Szaman) właśnie jest w drodze ze Szwecji, gdzie w weekend zdobył drugie miejsce w zawodach i nagrodę za najlepszy trik. Zmierza do Bielska-Białej, tam czeka na niego narzeczona Kasia. Nie mógł sobie jednak odmówić przystanku przy Spodku, gdzie powstaje skocznia na sobotnie zawody. - Nareszcie moi rodzice będą mogli obejrzeć, jak skaczę - mówi Szymon, przystojny, opalony i dobrze zbudowany, choć niezbyt wysoki facet, ubrany w koszulkę z wielką głową wilka i spodenki. Do tego czapka z daszkiem od sponsora, obowiązkowo ubrana daszkiem do tyłu.
Choć widok dziecka wykonującego mrożące krew w żyłach ewolucje na rowerze kilkanaście metrów nad ziemią może wydawać się trudny do zaakceptowania, jego rodzice (tata był górnikiem i ratownikiem górniczym, mama pracuje w sklepie) podchodzą do tego spokojnie. W końcu mają doświadczenie: Szymon skacze na rowerze od ośmiu lat, a jego młodszy o trzy lata brat Dawid (pseudo Szamanek) jeździ zawodowo na BMX-ie i też ma wielkie osiągnięcia w tej dziedzinie.
Pod Spodkiem Szymon chce zaprezentować swój popisowy numer, tzw. Cashroll, dzięki któremu wygrał zawody w Szwecji. To bardzo proste: trzeba tylko bardzo szybko zjechać na rowerze z górki, odbić się na skoczni, wyskoczyć na rowerze na tyle wysoko, by zdążyć wykonać salto do przodu z obrotem o 360 stopni. Szymon jest trzecim człowiekiem na świecie, który potrafi to zrobić i pierwszym, któremu udało się to na zawodach. - Niezła sztuczka - uśmiecha się Szymon. - Jej nauka zajęła mi kilka dni, ale wcześniej musiałem siebie samego przekonać, że dam radę - opowiada.
Skokami na rowerach zaraził go Dawid (ma jeszcze starszego o trzy lata brata Mateusza). - Zacząłem, gdy miałem 15 lat, w zimie, w styczniu - opowiada Szymon. - Po Gwiazdce złożyłem sobie rower, bo miałem na to pieniądze. Na początku skakaliśmy w śniegu. To były takie głupoty. Kilka kontuzji się złapało, złamałem obojczyk, Dawid też się porozwalał - wspomina.
Później sami zbudowali sobie z ziemi skocznię na podwórku koło domu w Suszcu. - Dziadek nam bardzo pomógł, bo miał sporo czasu, był już na emeryturze. Dzięki temu mogliśmy trenować codziennie - mówi Szymon.
- Mama się martwiła o nas, ale wtedy to nie było na takim poziomie jak teraz. Skocznia w ogródku miała 1,5 metra wysokości, 2 metry długości. Teraz skaczę na 14-metrowej - opowiada.
Przełomem był... basen z gąbkami zamiast wody. Zamiast na twardej ziemi można było wylądować na miękkich gąbkach, na głowie, na plecach. - Wtedy zaczęliśmy robić pierwsze salta, kombinacje. Zbudowaliśmy też całkiem nowy tor w drugiej części ogródka. Zaczęliśmy jeździć po Polsce, startować w zawodach, poznaliśmy najlepszych zawodników. Na jedne z pierwszych zawodów bracia Godziek pojechali jednak do Szklarskiej Poręby z rodzicami. - Tam nie wystartowałem, bo się bałem - przyznaje bez ogródek Szymon. - To mi jednak dało motywację do doskonalenia trików.
WIĘCEJ O ZAWODACH DIRT JUMPING
Ile czasu zajmuje nauczenie się nowego triku? To wcale nie zależy od stopnia skomplikowania ewolucji, ale od psychiki. - Trzeba się przemóc, bo najgorszy jest strach. Teraz też go czuję, ale adrenalina jest silniejsza - opowiada. - Nauczyłem się upadać. Gdy czuję, że coś idzie nie tak, to wiem, jak ułożyć ciało, żeby spaść tak, by nie wylądować na głowie, choć oczywiście jeżdżę w kasku - opowiada. Jednak widać, że zaliczył kilka bolesnych upadków. Nad kolanem ma grubą, zakrzywioną bliznę. - No tak, to pamiątka po tym, jak uczyłem się salta do siana, gdy jeszcze gąbek nie mieliśmy. Nie dokręciłem i spadłem na kierownicę. Rozcięła mi skórę, 11 szwów. Ale to było na początku. Oprócz tego i zrośniętego źle obojczyka w miarę dobrze się trzymam - śmieje się.
To już jest mój zawód
Dwa lata po rozpoczęciu przygody z dirt jumpingiem wyczyny braci zauważono w gliwickiej firmie Dartmoor, produkującej rowery do ekstremalnych wyczynów. Szymon i Dawid dostali profesjonalne rowery. Ulubiony rower Szymona, z czerwoną ramą, jest wart ok. 5 tysięcy złotych. Wygląda dość niepozornie, oprócz dziwnie wygiętego w górę i umieszczonego bardzo nisko siodełka. Bo siodełko wcale nie służy do siedzenia, tylko do łapania za nie w powietrzu w czasie wykonywania ewolucji. - Ten rower nie ma przerzutek, generalnie chodzi o to, by był jak najprostszy, najlżejszy (mój waży 10 kg) i najbardziej wytrzymały. Rama powinna być jak najkrótsza, jest tylko jeden tylny hamulec - mówi Szymon.
Treningi i wyjazdy pochłaniają mnóstwo czasu, dlatego Szymon musiał porzucić ambitne plany edukacyjne. Skończył III Liceum Ogólnokształcące w Pszczynie i krótko studiował dziennie górnictwo na Politechnice Wrocławskiej (- Chciałem wybrać coś przyszłościowego, można pojechać do Australii albo Kanady - tłumaczy), teraz studiuje zaocznie transport i logistykę na Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku. - Dirt jumping to już mój zawód, podporządkowałem mu edukację. Utrzymuję się z tego - mówi.
W zeszłym roku Szymon był w Stanach Zjednoczonych, gdzie wystartował w zawodach (tzw. złotych, czyli obok diamentowych najbardziej prestiżowych) i przez trzy tygodnie trenował w Kalifornii, gdy w Polsce panowała zima.
Szymon i jego brat, czyli Godziek brothers, są jednymi z nielicznych polskich sportowców, którzy są w teamie Red Bulla, obok Adama Małysza czy Michała Kościuszki. - Przez rok sprawdzano, czy jestem odpowiednią osobą, jakie osiągam wyniki. I udało się - dodaje.
Cel Szymona na najbliższe miesiące? - Chcę się pokazać w Pucharze Świata, znaleźć się w pierwszej piątce. Jakoś bycie czempionem mnie nie interesuje, może kiedyś, w przyszłym roku. No, zobaczymy - dodaje skromnie.
Katarzyna Pachelska
Widowiskowe zawody adidas Ride The Sky odbędą się 15 czerwca pod katowickim Spodkiem. Miasteczko festiwalowe zostanie otwarte już dzisiaj. Wtedy odbędą się pierwsze testy toru o łącznej długości 120 m. Składa się on ze skoczni zwanej "dropem" oraz dwóch ogromnych, 8-metrowych hopek, przy których umieszczono trzymetrowe wybicia. Same zawody główne rozpoczną się w sobotę o 13.00, a finał zaplanowano na 21.00. Później w Spodku wystąpi zespół My Riot. Wstęp na wszystko jest wolny.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?