Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksander Wierny: Te książki to dzieci pandemii. Rozmowa z pisarzem z Częstochowy o dwóch jego nowych książkach

Bartłomiej Romanek
Bartłomiej Romanek
Aleksander Wierny
Aleksander Wierny Materiały prasowe
Rozmowa z Aleksandrem Wiernym, pisarzem, naczelnikiem Wydziału Promocji, Kultury i Sportu UM w Częstochowie. Niedawno ukazały się dwie jego nowe książki „małe nowe ciała” oraz „Słabnące światło sierpniowego słońca”. - Te książki to dzieci pandemii – mówi autor.

Tomik poezji „małe nowe ciała” to osobista książka i osobista poezja tak, jak w przypadku „Częstochowy” i „Sygontki”. Tam tematem przewodnim jest miejsce, tutaj choroba.

Teraz dla nas wszystkich głównym tematem rozmów i przemyśleń jest choroba i ona jest także tematem książki poetyckiej. Tom opowiada o konsekwencjach, jakie ona ze sobą niesie. Taka choroba, która jest doświadczeniem granicznym, bliskim śmierci; która powoduje, że patrzymy na rzeczywistość w innej perspektywie. I tak też jest skonstruowana ta książka.

Mówimy o koronawirusie?

Tak, żadna to tajemnica, bo niektóre z tych wierszy są rezultatem moich doświadczeń na oddziale covidowym, na którym leżałem dość długo. Najbardziej zależało mi na pokazaniu zmiany perspektywy. Kiedy dopada nas choroba, która dewastuje ciało, od razu zmieniła się sposób postrzegania świata.

Niestety jest to bardzo pesymistyczna książka, bo mam wrażenie, że nie tylko nasze ciała chorują, ale i nasze umysły. A dostrzegłem to może nie tyle w tym szpitalu, bo tam był zajęty jednak czymś innym, ale potem miałem dłuższą chwilę rekonwalescencji. Siłą rzeczy zanim doszedłem do siebie, trochę czasu spędziłem unieruchomiony w domu, pozwalając sobie jedynie na krótkie spacery,. To pomaga się uważniej rozejrzeć wokół siebie i przemyśleć wiele rzeczy. Moment wyizolowania, kiedy można nabrać dystansu i spojrzeć uważniej, spowodował, że moje refleksje nie są najoptymistyczniejsze.

Dlatego w książce próbuję budować pewną alegorię: nie tylko nasze ciała chorują, ale świat wokół nas też jest w kryzysie i staram się pokazać przyczyny i symptomy tego kryzysu. Choroba jest pewnym więzieniem, lecz, paradoksalnie, pewne rzeczy widać z niego lepiej.

„małe nowe ciała” to książka mało optymistyczna. A jak na tym tle wygląda powieść „Słabnące światło sierpniowego słońca”?

Mam za sobą kilka książek prozatorskich, ale żadna nie powstawała tak szybko jak ta. Nigdy nie wierzyłem w natchnienie. Zawsze wierzyłem w pracę, w to, że książka, tom poezji, czy powieść, jest efektem świadomego wysiłku, a nie tajemniczych i niezrozumiałych procesów psychicznych.

Jeśli kiedykolwiek dopadło mnie natchnienie, to właśnie podczas pisania „Słabnącego światła…”. Skończyłem tę książkę bardzo szybko, w zaledwie 2,5 miesiąca. A jest to powieść o podróży, powieść drogi. Opowiada o tym, jak spotyka się przypadkowo troje nieznajomych, którzy ruszają we wspólną podróż. Każde z nich ma swój powód, żeby podjąć taką decyzję Bohaterowie od razu zakładają, że ruszają w podróż, która ma ona celu. Nie patrzą na znaki, nie korzystają z nawigacji, a potem nawet z komórek. To podróż jest najistotniejsza i chyba tematem tej książki jest potrzeba wyrwania się, ruchu, bycia w drodze.

Sierpień i droga. Naturalnym skojarzeniem jest w Częstochowie pielgrzymka.

To cenna uwaga, rzeczywiście, bo w pewnym sensie opisywana ta podróż jest pielgrzymką. Akcja większości moich książek prozatorskich dzieje się w Częstochowie. W „Słabnącym świetle…” nasze miasto też się pojawia – na początku, to stąd bohaterowie ruszają w podróż, którą można nazwać też pielgrzymką. Bo wędrówka jest poszukiwaniem, takim trochę po omacku, niezdarnym tego, co najważniejsze. Pielgrzym też idzie, żeby zetknąć się z tym, co dla niego najistotniejsze.

Bohaterowie z jednej strony podążają w nieustalonym kierunku, z drugiej uciekają przed czymś.

Mam na koncie też kryminały, więc może stąd pomysł, żeby uatrakcyjnić akcję wątkiem sensacyjnym, choć nie jest on dominujący. Jedna z tych kobiet, która wyrusza w podróż (biorą w niej udział dwie kobiety i jeden mężczyzna) ma w bagażniku coś, czego bardzo chcą bardzo źli ludzie, a ona nie ma zamiaru tego oddać. Zaczyna się pogoń, więc fragmentami wędrówka zmienia się w ucieczkę.

A skąd „A love supreme”?

Bohaterowie słyszą utwór Johna Coltrane’a, ilekroć włączą samochodowe radio. Ten wątek dotyczy zresztą obydwu książek, bo „A love supreme” pojawia się też w jednym z wierszy. Ale jego obecność można odnotować też na innym poziomie. Był podkładem muzycznym dla pisania powieści i większości wierszy. Dlatego pewnie miał również wpływ na konstrukcję obydwu książek. W obu pojawiają się powtórzenia, przetworzenia tych powtórzeń, w prozie – rytmiczna fraza, a w niektórych wierszach wersy traktowałem jak akordy. W powieści pozwoliłem sobie też na flow, improwizacyjną swobodę w budowaniu fabuły.

Cztery „S” w tytule książki to zabieg celowy?

Oczywiście, bo zawsze chciałem, żeby jakaś moja książka miała aliteracyjny tytuł. Ale ta fraza też znaczenie dla fabuły. To jeden z tych elementów jazzowych, głównych tematów, które powracają w różnych miejscach utworu i ulegają kontekstowemu przetworzeniu.

Jak z punktu widzenia pisarza pandemia wpłynie kulturę i popkulturę? Apokalipsy i tragedie były przedstawiane w kinie czy filmie w zupełnie inny sposób od tego, co przeżywamy do ubiegłego roku. Co się zmieni?

Gdybyśmy się teraz cofnęli, powiedzmy, do czerwca 2019 roku i gdyby ktoś nam powiedział, że przeżyjemy rok, praktycznie rzecz biorąc izolacji, nie uwierzylibyśmy. Dlatego nikt, łącznie z pisarzami, którzy teoretycznie są najbardziej do tego predysponowani, nie potrafi sobie nawet wyobrazić, jaka może być przyszłość. To jest absolutnie nieprzewidywalne. Rozjechały nam się parametry cywilizacyjne, straciliśmy punkty oparcia, więc nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Wszystko się może wydarzyć.

Gdyby nie koronawirus, to te książki by nie powstały?

Te nie, ale inne pewnie tak, bo przecież pisaniem zajmuję się raczej regularnie. Na pewno nie napisałbym książki, której głównym tematem jest choroba. Podejrzewam też, że raczej nie przymierzyłbym się do takiego gatunku, jak powieść drogi. Gdyby nie to, że żyliśmy tak do izolacji, nie byłoby we mnie potrzeby podróży, wyrwania się bycia w ruchu. Myślę, że te książki to takie dzieci pandemii.

O autorze

Aleksander Wierny urodził się i mieszka w Częstochowie, pomieszkuje w Sygontce. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Kiedyś - dziennikarz prasowy i telewizyjny w lokalnych redakcjach, dziś - urzędnik. Wydał prozę gatunkową - kryminały "Światło" i "Teraz", horror "Krew i strach" oraz autobiograficzną prozę "Matka mojego dziecka". Wydał dwie książki poetyckie, "Sygontkę" (KIT Stowarzyszenie Żywych Poetów, 2019) i "Częstochowę" (Fundacja Duży Format, 2020), obydwie nominowane do nagrody Orfeusz.

Nie przeocz

O książkach

„małe nowe ciała”

Trzeci tom wierszy Aleksandra Wiernego. Głównym tematem książki jest choroba, ta, która dotyka ciała, ale też ta, która toczy świat. Choroba ciała to punkt wyjścia dla ogólniejszej refleksji, bo bohater wierszy traktuje ją jako przeżycie transgresyjne. Przekraczając siebie za sprawą niedomagającego organizmu, zyskuje inną, szerszą, mroczniejszą perspektywę: „wierzę że będzie lepiej ale wiem że nie/w płucach świata zaległy zwały skał”.
Uwagę zwraca też specyficzna konstrukcja umieszczonych w tomie wierszy, zarazem bardzo zdyscyplinowana (zdecydowana większość to czterostrofowe utwory z czterowersowymi zwrotkami), ale też pełna kompulsywnych repetycji.

Książka wyszła w ramach Biblioteki Galerii Literackiej przy GSW BWA w Olkuszu.

„Słabnące światło sierpniowego słońca”

Powieść drogi. Bratek, Karolina i Emilka przypadkiem się spotykają i razem ruszają w podróż. Łączy ich coś, czego nie umieją nazwać, ale ilekroć włączają samochodowe radio, słyszą 'A love supreme'. W słabnącym świetle sierpniowego słońca przemierzają świat, który czeka katastrofa. Na razie się jej nie domyślają, więc jadą przed siebie nie wybierając celu podróży. Czasem podwożą autostopowiczów, zatrzymują się w motelach przy bocznych drogach, kąpią się w leśnych jeziorach. Potem muszą też uciekać, bo mają coś, czego chcą bardzo źli ludzie. Przemierzają ostatnie lato przed końcem wszystkiego, jeszcze cali w cieple. Doświadczają tego, co najważniejsze.
Proza pisana jazzową frazą, rwaną i rytmiczną. Niektóre zdania powracają jak akordy głównego tematu i prowadzą do koniecznej kody.
Bo ta podróż może się skończyć tylko w jeden sposób.

Powieść wydała Fundacja Duży Format. Książka ukazała się dzięki dofinansowaniu Instytutu Literatury w ramach projektu "Tarcza dla literatów".

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera