Będzie pierwszy w historii strajk w Pyrzowicach

Związkowcy trzy tygodnie temu weszli w spór zbiorowy z zarządem GTL LOT, w której zatrudnieni są m.in. bagażowi, ładowacze samolotów, kierowcy-mechanicy i sprzątacze. "Solidarność" twierdzi, że wiele osób z personelu naziemnego otrzymuje na rękę około 1200 zł. Dodatkowym problemem mają być też duże dysproporcje w wynagradzaniu pracowników na tych samych stanowiskach. Związkowcy liczyli na rozmowy z zarządem swojej firmy.

- Przedstawiliśmy swoje propozycje, łącznie z nową tabelą wynagrodzeń, ale nie doszło do rozmów. Ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych mówi, że pracodawca powinien podjąć rokowania niezwłocznie. Wyznaczyliśmy spotkanie w centrali związku w Katowicach, ale propozycja nie została przyjęta. Zaproponowaliśmy rozmowy ostatniej szansy w czwartek, w siedzibie zarządu spółki - mówi Sebastian Kołodziej, przewodniczący zakładowej "Solidarności". Jeśli negocjacji nie będzie, to związek nie wyklucza dwugodzinnego strajku ostrzegawczego. - To może negatywnie rzutować na wizerunek lotniska, ale zarząd firmy gra na zwłokę - tłumaczy Kołodziej.

Wczoraj w biurze zarządu GTL LOT nikt nie miał czasu, by odnieść się do zarzutów związkowców. Rzecznik zarządcy portu lotniczego, czyli Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego, Cezary Orzech, podkreśla, że zapowiedzi strajku na razie firma przyjmuje ze spokojem.

- To sprawa wewnętrzna GTL LOT, ale trzymamy rękę na pulsie - zapewnia Orzech. - Nie możemy jednak dopuścić do sytuacji, w której zostałaby zakłócona praca portu lotniczego, a tym bardziej z powodu konfliktów w jednej ze spółek - dodaje.

Gdyby doszło do strajku ostrzegawczego, GTL nie wyklucza wynajęcia innej firmy do obsługi samolotów.