Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężka dola reżysera, czyli... „Cięcie!”. Recenzja filmu

Adam Pazera
Światowa premiera filmu „Cięcie” odbyła się 17 maja 2022 roku. W polskich kinach: od 3 listopada 2023 r.
Światowa premiera filmu „Cięcie” odbyła się 17 maja 2022 roku. W polskich kinach: od 3 listopada 2023 r. materiały prasowe
Z półtorarocznym poślizgiem - otwierał ubiegłoroczny festiwal filmowy w Cannes - wszedł na nasze ekrany film Michela Hazanaviciusa „Cięcie!”.

Ponieważ majowa impreza odbywała się 2,5 miesiąca po sowieckiej inwazji na Ukrainę, oto (a dotyczyło tytułu filmu), co pisałem wówczas w mojej relacji do „Dziennika Zachodniego”: „Jak wiemy, znakiem rozpoznawczym »triumfalizmu« Rosjan w wojnie z Ukrainą jest znak »Z« na pojazdach bojowych. Taki miał być też tytuł filmu Michela Hazanaviciusa na rozpoczęcie festiwalu. Prawdopodobnie »Z« jak zombie, ale aby nie oznaczało to popierania putinowskiej agresji, na prośbę ukraińskich filmowców zmieniono nazwę na »Coupez!« (Cięcie!). Jak powiedział reżyser: ten tytuł miał być zabawny, ale kilka miesięcy temu ta litera nie była już zabawna. Film ma sprawiać radość i w żadnym wypadku nie chciałbym, aby miał być kojarzony pośrednio czy bezpośrednio z wojną. Dlatego cieszę się, że mogę to zmienić i jednocześnie w taki sposób okazać moje poparcie dla Ukrainy (za: Paris Match)”.

Coupez, czyli „Cięcie!” to zwrot używany przez reżyserów podczas kręcenia filmu (koniec ujęcia) i rzeczywiście ma to związek z fabułą. Lecz pamiętając moje ubiegłoroczne uczestnictwo na canneńskim festiwalu, uroczystą galę na jego otwarcie i projekcję „Cięcia!”, przypominam sobie, że pierwsze kilkanaście minut projekcji koszmarnie mnie wynudziło i myślałem nawet o opuszczeniu sali Grand Théâtre Lumière. Uznałem jednak, że jest tu jakieś „drugie dno”, bo jakże: Cérémonie d’ouverture na największym festiwalu filmowym, oscarowy Hazanavicius (za „Artystę”), gwiazdy kina - Romain Duris, Bérénice Bejo - w obsadzie, więc niemożliwe, żeby zaproponowano taką „kaszanę”!? I rzeczywiście, po ok. 30 minutach film robi woltę i wszystko się wyjaśnia. Początkowe sceny - z cyklu gore - są rzeczywiście absurdalne: zakrwawiony zombie atakuje przerażoną dziewczynę, ona woła: „Ken, nie, to ja, obudź się, proszę!”, ten gryzie ją w szyję.

Poczucie strachu i przerażenia

Okazuje się, że jest kręcony horror, bo wtrąca się reżyser, który w furii - niezadowolony z ujęcia - policzkuje aktora, a na dziewczynę wrzeszczy, że źle gra, jest „zerem”.

Wścieka się, bo to już 31. dubel, a ta scena jest najważniejsza, bo końcowa w realizowanym filmie. Makijażystka poprawia aktorom charakteryzację, następnie, podczas przerwy odbywa się rozmowa, iż to miejsce (ponura hala z wieloma korytarzami i tarasem) jest przeklęte, bo w czasie wojny armia japońska prowadziła eksperymenty na ludziach: chciano ich ożywić.

Reżyser wznieca poczucie strachu i przerażenia, informując ekipę, że odkrył prawdę o zdarzeniu z historii i sprowadził klątwę na to miejsce. Nagle bohaterowie znajdują na podłodze rękę, a monstrum (właściciel tej kończyny) ściga całą trójkę (parę i makijażystkę). Do pomieszczenia próbuje dostać się inny „zombiasty” osobnik, który uderza twarzą w szybę i obryzguje ją... wymiocinami. Akcja przenosi się na zewnątrz, krew leje się strumieniami, wszystko to nagrywa ręczną kamerą - będący w „ekstazie twórczej” - reżyser. W końcu ginie i on, wygłaszając patetyczny apel przed śmiercią, a wśród żywych pozostaje jedynie na placu samotna, obryzgana krwią dziewczyna skadrowana z góry. Pojawiają się napisy końcowe (również japońskie) i... akcja cofa się „miesiąc wcześniej”!
Bo oto ów reżyser, Rémi, do tej pory kręcący reklamówki i niskobudżetowe filmy, otrzymuje propozycję nakręcenia remake’u japońskiego horroru „Jednym cięciem” Shin’ichiro Uedy (w oryginale - „Kamera o tomeru na”), który był w Japonii wielkim przebojem kasowym.

Zadanie jest trudne, gdyż ów półgodzinny film grozy (o reżyserze kręcącym horror) musi być zrealizowany „na żywo” jednym ujęciem (dosłowne tłumaczenie japońskiego oryginału to „Nie zatrzymuj kamery”). Rémi, który ma zasadę, aby kręcić „szybko, niedrogo i przyzwoicie”, mimo pewnych wątpliwości, podejmuje się tej realizacji z nadzieją otrzymania kolejnych propozycji. Pieczę nad całym projektem obejmuje i czuwa, aby nie było odstępstw od oryginalnego scenariusza, maleńka lecz surowa Japonka, pani Matsuda, która domaga się, aby aktorzy francuscy mieli - jak w oryginale - imiona japońskie.

Trwa proces przygotowania do filmu, odbywają się próby, ale nic nie układa się tak jak być powinno. Główny „zombie”, Ken, chce „zniuansować” swą postać, nie używać siekiery, bo ona „uczłowiecza”, Fatih przygotowujący muzykę, chce ją robić po swojemu („dźwięki skrzypiące, łamania”), Jonathan domaga się „miękkiej wody”, Philippe (Hosoda) nadużywa alkoholu, Armel (Yamakoshi) uważa, że ma zbyt małą rolę, a Ava (Chinatsu) nie chce używać sztucznych łez. Jak to wszystko ogarnie i zbierze „do kupy” reżyser Rémi, czyli Higurashi, też wszak grający w tym dziele? A do momentu realizacji projektu coraz bliżej: „2 tygodnie przed”, „1 tydzień przed”, „1 dzień przed”, „Godzina przed”...

I ponownie oglądamy ten sam film, co na wstępie, ale jest już ciekawie, pasjonująco i komediowo!

Spoglądamy więc na „kuchnię filmową” niejako od zaplecza: w jaki sposób kręcony jest projekt. I przede wszystkim wiemy też już „o co biega”! Ale czy wyjdzie coś z tego, skoro tuż przed pierwszym klapsem dwie osoby z ekipy filmowej, Melanie i Gabi, ulegają wypadkowi i nie pojawią się na planie (kto je zastąpi!?), skoro u Jonathana - już po klapsie - nieodpowiednia woda powoduje rozstrój żołądka, Hosoda jest nieprzytomny od nadmiaru alkoholu, reżyser zaczepił szelkami o gwóźdź i nie może kręcić, kamera roztrzaskuje się w drobny mak, wobec braku żurawia („zwyżki”) niezbędnego do ujęcia sceny z góry, a Fatih od muzyki łapie się za głowę i woła: „Już nic nie wiem”!? Czy spontaniczne dialogi (podsuwane aktorom hasła na kartce niczym na prompterze: „Mamy mały problem, improwizujcie”), ad hoc zmiana obsady („Mogą być małe problemy, ale koncentrujmy się na własnych kwestiach”), uratują sytuację, kiedy zdumiona pani Matsuda i producent Mounir zaczynają mieć wątpliwości? Reżyser dokonuje cudów: „Spoko, panuję nad tym” - woła, próbujący wszystko ogarnąć Rémi/Higurashi.

Ale od czego jest rodzina, która niespodziewanie pojawiła się na planie: żona Nadia (Natsumi) z umiejętnością sztuki walki krav maga i córka Romy?

Jest więc „Cięcie!” z jednej strony pastiszem filmów grozy w komediowym procesie realizacyjnym, a z drugiej… ciężka dola reżysera wobec wszelakich „klątw”, które spadają z nagła, niespodziewanie i w ostatniej chwili przed (lub w trakcie) rozpoczęciem akcji. Prawdziwym miłośnikom horrorów odradzałbym „Cięcie!”, bo uznają, że to rodzaj profanacji, ale amatorom dobrej zabawy jak najbardziej polecam!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera