Ten ostatni film Morettiego uczestniczył w konkursie głównym ubiegłorocznego Festiwalu Filmowego w Cannes, ale został tam dość obojętnie przyjęty przez branżową prasę. Ja natomiast pamiętam ekipę filmu kroczącą po czerwonym dywanie, kiedy w pewnym momencie wszyscy zrobili tzw. „wiatrak” (a może „bączka”?): wyciągnęli ręce na wysokości ramion i kręcili się wokół własnej osi. O co tu chodziło?
Po obejrzeniu filmu okazało się, iż była to jedna ze scen w filmie, służących odreagowaniu bohatera, jak też nucone przez niego w samochodzie piosenki (to sceny niemal musicalowe), aby - jak mówił - „naładować się” przed codziennymi zajęciami. Ale bohater relaksuje się też między scenami przy pięknej piosence Joe Dassina „Et si tu n’existais pas”, samotnie kopiąc piłkę w powietrze.
A o czym jest sam film? Można rzec, że jest to głęboko autorskie, osobiste kino o neurotycznym reżyserze Giovannim (w tej roli oczywiście sam reżyser), realizującym swoje ambicje i kręcącym w Rzymie dzieło o aktywistach Włoskiej Partii Komunistycznej (Moretti sam jest komunistą z przekonania) w przededniu krwawej rewolucji na Węgrzech.
Jest październik 1956 roku, sekretarz partii, Ennio Mastrogiovanni wraz z zaangażowaną towarzyszką Verą, na robotniczym rzymskim osiedlu wśród zgromadzonego tłumu uroczyście inaugurują pojawienie się elektryczności w nowych blokach: „Towarzysze, mamy oświetlenie!”.
Wkrótce na zaproszenie lokalnego oddziału partii pojawia się tam trupa węgierskich artystów z cyrkiem Budavari, wzbudzając powszechną radość mieszkańców. Ale za chwilę na Węgrzech dojdzie do zbrojnego wystąpienia przeciw sowieckiemu reżimowi, które zostanie krwawo stłumione przez Rosjan. Wstrząśnięta trupa cyrkowa ogląda w telewizji dramatyczne wydarzenia na ulicach Budapesztu i sąsiednich miast węgierskich. Występy zostają przerwane, na cyrkowym namiocie zawiśnie transparent: „Wolność dla Węgier!” Jak wobec radzieckiego terroru zachowa się komunistyczna włoska partia? Aktywistka Vera jest w szoku: „Najeźdźcy to komuniści, jak my! Nie mogę uwierzyć!” i z zapałem informuje cyrkowców: „Pomożemy wam, Włoska Partia Komunistyczna nie zostawi was samych!”. Ale co na to surowy sekretarz Ennio? Wszak... „nie możesz być komunistką, jeśli jesteś przeciw Związkowi Radzieckiemu!”.
Film o robieniu filmu ma w kinematografii dużą tradycję, w „Lepszym jutrze” jest to z pozoru główny motyw, ale tych wątków jest znacznie więcej.
Reżyser boryka się bowiem z problemami rodzinnymi i kryzysem małżeńskim: żona Paola, z którą współpracował przez 40 lat w branży filmowej, czuje się stłamszona przez despotycznego męża, który narzuca jej swoją wolę (przyznaje mu, że z tego powodu chodzi do psychoanalityka, bo: „Życie z tobą jest męczące, boję się twoich uwag”) i chce go opuścić. Córka Emma także nie zamierza podporządkowywać się woli ojca.
Kiedy siedzą wspólnie przed telewizorem, to on musi postawić na swoim: ona chce oglądać „Obławę” z Marlonem Brando, on woli „Lolę” z jego ulubioną Anouk Aimée, więc córka opuszcza pokój. Na pytanie, czy ojciec jest męczący, odpowiada: „Przy nim mam wrażenie chodzenia po linie”. Emma zaskakuje także ojca wyborem partnera: wiąże się z dużo starszym od niej mężczyzną, polskim ambasadorem (w tej roli ulubiony aktor Morettiego Jerzy Stuhr).
Na planie filmu kręconego przez Giovanniego także wszystko idzie nie tak: w kadrze kamery co chwila pojawiają się współczesne przedmioty (słuchawki na uszy, ładowarka, papieros elektryczny), więc nawet udane ujęcie musi zostać powtórzone. Z kolei jedna z bohaterek, sama od siebie ingeruje w scenariusz (motywując: „sam o tym nie wiesz, ale robisz film miłosny, a nie polityczny”) i przychodzi na plan w... drewniakach, których on nienawidzi („chodaki są światopoglądem, nie butami!”). Przy tym wszystkim Giovanni wyżywa się słownie na Bogu ducha winnej ekipie! A także musi tłumaczyć młodym współpracownikom zawiłości historyczne: że w latach 50. Włoska Partia Komunistyczna liczyła 2 mln członków. „To tylu Rosjan przyjechało wtedy do Włoch?” - pyta zaskoczony młodzieniec, który sądził, że komuniści byli tylko w Związku Sowieckim.
Ma też Giovanni problem z zakończeniem zdjęć, bo bankrutuje producent. Mimo atrakcyjnej propozycji odrzuca też podaną w nowych realiach rynku filmowego „rękę” (możliwość dokończenia filmu) przez przedstawicieli nowoczesnych platform streamingowych, choć jak oni twierdzą: „nasze produkty są oglądane w 190 krajach”!
Żona Paola produkująca po raz pierwszy własny film jest osaczona przez Giovanniego, kiedy ten wkracza na jej plan, przerywa reżyserowi scenę - a ma to być ostatnie ujęcie - przedstawiając mu swoją artystyczną wizję.
Tymczasem młody twórca zrywa z włoskim neorealizmem, chce kręcić mocne kino gatunkowe. A sprzeciwia się temu „intruz” Giovanni, powstrzymuje zdjęcia i mentorskim tonem poucza reżysera, że przemoc jest nieuzasadniona: „Krzywdzisz kino, tej sceny nie może być!”. Jako przykład podaje (bliskie sercu Polaka) dzieło Krzysztofa Kieślowskiego - „Krótki film o zabijaniu”, w którym scena mordowania taksówkarza (Giovanni opowiada ze szczegółami) trwa 7 minut. Objaśnia swoim wszechwiedzącym tonem, że po obejrzeniu takiej sceny odechciewa się przemocy, a „tu scena to rozrywka, nie niesie z sobą żadnej wizji”. Mało tego! Z poczuciem wyższości dzwoni do... Martina Scorsese, aby ten opowiedział, jak zmieniła się przemoc w filmie od czasu kręcenia „Taksówkarza”. Na szczęście Martin nie odbiera telefonu... a urażona Paola informuje go: „niszczysz pracę innych, to nie twój film!” .
Samotny Giovanni zrezygnowany, opuszczony przez żonę staje się bezradny: „Wróć! Jesteś mi potrzebna”, na co Paola odpowiada: „Nie! jestem ci przydatna! Rozmawiamy o wszystkim, ale nie o sobie, o tym, jak się czujemy”. Ale on sam będąc w stałej depresji, od lat zażywa depresanty o czym nie wiedziała nawet rodzina.
Miałem mieszane uczucia wobec obejrzanego na ubiegłorocznym, canneńskim festiwalu „Lepszego jutra” .
W tej miejscami zabawnej farsie, podstarzały reżyser Giovanni jest wyjątkowo nieznośny, narcystyczny, obsesyjnie pedantyczny i drażniący i... nie da się go lubić! Ale może o to właśnie chodzi, taki ma być bohater, być może alter ego Morettiego? Skoro Woody Allen gra niemal stale neurotycznego nowojorczyka, dlaczego więc poprzez taką satyrę Moretti nie może naigrywać się z samego siebie? I - mimo wszystko - jak w końcowych kadrach, podczas „parady zwycięstwa” na ulicach Rzymu z aktorami z poprzednich swoich filmów, wierzyć w... lepsze jutro?
Nie przeocz
- Rok 2024 jest przestępny – ciekawostki i przesądy. Czy luty miał 30 dni?
- Szaleństwo studniówkowej nocy. Zobaczcie, jak bawiono się w latach 60. i 70.
- Dzisiaj Dzień Spaghetti. Memy o spaghetti rządzą w sieci. Zobaczcie zabawne grafiki
- Ekologiczna bomba z centrum Częstochowy będzie powoli wywożona. Jest umowa!
Musisz to wiedzieć
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?