Dziś w Teatrze Ziemi Rybnickiej świętujemy The Beatles Day. Koncert, który poprowadzi Piotr Metz, fan Beatlesów, odbędzie się z wyjątkowej okazji. Co to za jubileusz?
W tym roku mija dokładnie 50 lat od wydania legendarnej płyty Beatlesów „Sgt. Peppers Lonely Hearts Club Band” z 1 czerwca 1967 r. (album został sklasyfikowany na 1. miejscu listy 500 albumów wszech czasów czasopisma „Rolling Stone” – red.). Była to płyta całkowicie inna od znanych dotąd, na której potem wzorowało się wiele zespołów. To był szok. Kiedy Brian Wilson, lider zespołu Beach Boys, który rzucił wyzwanie Beatlesom, usłyszał jeszcze niewydanego „Sierżanta Peppera”, to swoją pytę, która miała się nazywać „Smile”, wyrzucił do kosza. Tak się zdenerwował, powiedział, że czegoś takiego jak Beatlesi nie można zrobić.
Dlaczego „Sierżant” jest tak ważny?
Powodów jest wiele. Na nagranie płyty złożyło się wiele elementów. W 1966 r. Beatlesi mieli już dość grania koncertów. Na to też złożyło się dużo rzeczy, m.in. nieprzyjemne sytuacje w Manili, gdy przez nieporozumienie prezydent Imelda Marcos zaprosiła ich na przyjęcie po koncercie, żeby pobyli z dziećmi. Oni nie mieli już sił, by udawać małpki. Na koncerty przywożono im często osoby kalekie, niektórzy myśleli, że to są ludzie nadprzyrodzeni, mają jakąś moc, mogą uzdrawiać. To było straszne dla muzyków. Byli bardzo przemęczeni i po tym, jak musieli się salwować ucieczką na lotnisko, Imelda Marcos ogłosiła, że niedobrzy Beatlesi nie przyszli do chorych dzieci. Było więcej nieporozumień. John Lennon udzielił nieszczęśliwego wywiadu, w którym martwił się, że ówczesna młodzież coraz bardziej odchodzi od religii. Podał przykład, że Beatlesi są popularniejsi od Jezusa. Nie chodziło mu o to, że są więksi czy lepsi, ale tak to przedstawiono w miesięczniku dla Amerykanów. To spowodowało protesty w południowych Stanach, zaczęto palić płyty Beatlesów. Ku Klux Klan groził, że ich wymorduje. Przestali koncertować też dlatego, że coraz bardziej skomplikowanych utworów po prostu nie dało się zagrać na koncertach. Wszystkie ich koncerty przypominały masowe igrzyska. Ringo Starr powtarzał, że przy takim tumulcie ludzi nie słyszał, co chłopcy grają i patrzył im na tyłki, by w miarę jak się potrząsali, próbować wybijać rytm i wiedzieć, w którym momencie utworu są. Głośność publiczności była porównywalna do startującego jumbo jeta. W takim klimacie Beatlesi nagrywali „Sierżanta”.
Było jeszcze coś, prawda? Fani podejrzewali, że Beatlesi przestali pojawiać się publicznie, bo chcą zatuszować śmierć w wypadku Paula McCartneya ?
McCartney naprawdę miał wypadek, co było widać na teledysku – miał ukruszony ząb i rozbitą wargę, ale plotka zaczęła żyć swoim życiem. I płyta „Sierżant Pepper” posiada na okładce odniesienia do śmierci artysty. Fani dopatrzyli się na okładce grobu, nad McCartneyem jest dłoń, która jest symbolem hinduskiej śmierci. Starzy Beatlesi w garniturach są zastępowani przez orkiestrę sierżanta.
A muzycznie? Dlaczego była inna?
W tamtych czasach było to apogeum możliwości wykorzystania studia. Beatlesi potraktowali studio jako piąty instrument. Pierwszy album „Please, Please Me” nagrali w niecałe 12 godzin, zaś „Sierżanta” nagrywali od listopada 1966 do 1 czerwca 1967 r. To była najdroższa sesja w historii. Czemu rewolucyjna? Był to pierwszy album koncepcyjny, całościowy w historii rocka. Dotąd na winylach były rowki, które oddzielały utwory. Didżeje radiowi, chcąc pominąć jakiś utwór, mogli wycelować w ten rowek ciszy i puścić, co chcieli. Winyl „Sierżant Pepper” miał rowek od początku do końca, bez przerwy. Album należało wysłuchać w całości. Didżeje przeklinali Beatlesów, że to wymyślili, bo inni zaczęli też tak robić. Płyta była całościowa też dlatego, że zawierała prezenty dla fanów – w środku były m.in. wąsy do wycięcia i pagony sierżanta Peppera.
Podobno koncert, który zagracie w teatrze, miał się odbyć na dachu jednej z rybnickich galerii…
Rzeczywiście, pierwotnie był taki pomysł, by zrobić rooftop koncert, jaki zagrali Beatlesi na dachu swojej siedziby przy Savile Row w Londynie. Został on przerwany przez policję. Z koncertem na dachu galerii w Rybniku nie wyszło, ale pomysł, by zagrać z okazji 50. rocznicy „Sierżanta Peppera” spodobał się w teatrze. Wystąpią Carrantuohill, Supersonic, South Silesian Brass Band, Four Brothers, Anna Drewniok z kwartetem smyczkowym Dolce Far Niente, Metrowy & Tomasz Manderla aka Afekt, Jarosław Hanik z Karoliną Filec i Andrzej Trefon. Wykonają utwory z płyty. Będzie można też zobaczyć pamiątki, m.in. pierwsze brytyjskie wydanie legendarnej płyty z pierwszych godzin tłoczenia.
ZOBACZ KONIECZNIE: NASZA RAMÓWKA
DZISIAJ POLECAMY PROGRAM KATARZYNY KAPUSTY Z CYKLU TU BYŁAM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?