Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton Sebastiana Reńcy. Cenzuro wróć. Wymazywanie z historii różnych postaci czy wydarzeń jest znane.

Sebastian Reńca
Wymazywanie z historii różnych postaci czy wydarzeń jest znane. Nie jest więc czymś nowym i wciąż się dzieje od wieków. Na przykład w starożytnym Egipcie zajadle niszczono wizerunki władczyni Hatszepsut na rozkaz faraona Totmesa III. Dużo później Stalin nakazał wyrzucić ze wspólnego zdjęcia Jeżowa, bo ten nie był już jego towarzyszem. Albo zdjęcie sowieckich żołnierzy, którzy zawieszają flagę na dachu Reichstagu w 1945 r. Jednemu z nich „cudownie” zniknął zegarek na jednej łapce. Wiadomo, nie można było pokazać światu, że czerwonoarmiści parli na zachód nie tylko pchani przez kroczących za nimi enkawudzistów, ale również chęcią zdobycia chociażby zegarków. Stąd wśród „wyzwolonych” Polaków dostali ksywkę „zegarmistrze”. Takich retuszowanych zdjęć, bądź ustawianych, które przeszły do historii jest naprawdę wiele (zarówno w świecie totalitarnym jak i demokratycznym). Dziś, w dobie cyfrowej fotografii i odpowiednich programów czy aplikacji, retuszowanie zdjęć jest proste niczym zaparzenie kawy w ekspresie. Normalka.

Normalką była również działalność cenzury. Ta peerelowska skończyła się w połowie roku… 1990. Już dawno było po Magdalence i układance przy okrągłym stole, a cenzor wciąż działał i bawił się w wycinanki. Chociażby kastrował „Pięknych dwudziestoletnich” Marka Hłaski albo „Dobrego” Waldemara Łysiaka. W końcu cenzura odeszła w zapomnienie. „Lepiej późno niż wcale” – jak ponoć powiedział pewien mądry Żyd wbiegając na peron, z którego właśnie odjeżdżał pociąg.

Ostatnio dowiedzieliśmy się, że „Zgodnie z najnowszym orzeczeniem NSA skorumpowany polityk lub biznesmen może się domagać od wydawcy prasy usunięcia swoich danych z nieprzychylnych dla niego artykułów. Przynajmniej w tekstach archiwalnych” („Dziennik Gazeta Prawna”, 28 II 2023).

Historyk opiera swe badania na opracowaniach innych naukowców, archiwalnych dokumentach, relacjach oraz korzysta z prasy ukazującej się w okresie, który akurat go zajmuje. Prasa jest świetnym źródłem, jeśli chodzi o opisywanie wydarzeń, codzienności i nastrojów. Jednak w związku z ostatnim orzeczeniem NSA może się okazać, że politycy pójdą dalej i np. prezydent Aleksander Kwaśniewski zażyczy sobie usunięcia całych zdań i akapitów z tekstów o tym, że cierpiąc na „pourazowy zespół przeciążeniowy goleni prawej” chwiał się nad grobami polskich oficerów zamordowanych pod Charkowem przez NKWD. Owszem, w 2005 r. prezydent przyznał, że wówczas pił alkohol. Jednak i to może przecież zostać usunięte.

Dzięki każdej internetowej wyszukiwarce wszyscy z łatwością znajdą teksty na ten temat. Skorzysta z nich każdy politolog czy historyk piszący na temat prezydentury Kwaśniewskiego. Nawet gdyby NSA nakazał usunięcie tych informacji z tekstów w Internecie, zostają jeszcze czytelnie, zarówno te tradycyjne jak i cyfrowe. Nie wyobrażam sobie, żeby w każdej bibliotece (miejskiej, wojewódzkiej, uczelnianej, zakładowej, pedagogicznej) był zespół ludzi, którzy nożyczkami, żyletkami czy brzytwami wycinają konkretny fragment. Tego nie praktykowali nawet Sowieci (retuszujący zdjęcia), a przecież w sierpniu 1939 r. Rosjanie dostali rozdwojenia jaźni, nagle czytając w „Prawdzie”, że kanclerz Adolf Hitler jest teraz sojusznikiem ZSRS. Przecierali oczy ze zdumienia czytając takie passusy z mowy Mołotowa, wygłoszonej 31 sierpnia 1939 r.:

„My widzimy w tym wszystkim (czyli w sojuszu z Niemcami - sr) nowy dowód słuszności wskazań tow. Stalina, mówiącego o tym, że należy koniecznie zachować szczególną ostrożność wobec prowokatorów wojennych, którzy przywykli do rozgrzebywania żaru cudzymi rękoma. Musimy strzec się tych, którzy upatrują korzyści w złych stosunkach między ZSRS a Niemcami, w ich wzajemnej wrogości, tych, którzy nie chcą pokoju i dobrosąsiedzkich stosunków między Niemcami i Związkiem Sowieckim”.

Albo słowa Hitlera, które padły 1 września 1939 r. w Reichstagu: „Walka między Niemcami i ZSRS byłaby korzystna jedynie dla państw trzecich. Dlatego pakt niemiecko-sowiecki zdecydowanie wyklucza stosowanie siły między tymi dwoma krajami”. Nie słyszałem, by w Związku Sowieckim jakiś Winston Smith zmieniał archiwalne treści w „Prawdzie”. A właśnie na tym polegała praca głównego bohatera „Roku 1984”. Smith zatrudniony w Ministerstwie Prawdy zmieniał treści w archiwalnych numerach „Timesa”.

Myślę, że jeżeli ktoś weźmie na poważnie wyrok NSA, to z czasem powstanie nowy zawód: kastrator tekstów niekorzystnych. Szybko ruszy nowy kierunek w szkołach zawodowych, a być może nawet na studiach humanistycznych. Chciałoby się napisać „Tego nie wymyśliłby nawet Orwell”, a jednak wymyślił. Nie po raz pierwszy literatura futurystyczna dogania teraźniejszość.

Na koniec stawiam tezę, że obecny lub przyszły pracownik archiwum „Dziennika Zachodniego” będzie miał masę roboty z cenzurowaniem tekstów „nieprzychylnych” dla różnych ważnych person tego województwa, a roczników trochę się uzbierało, bo blisko 80.

Autor jest pisarzem, ostatnio wydał zbiór publicystyki „Jad i żądła”.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera