Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górnik Zabrze - Wisła Kraków 1:0: Nawałki powtórka z historii

Rafał Musioł
Mikołaj Suchan
Przed meczem w Zabrzu nawet najstarsi kibice Górnika próbowali sobie przypomnieć, kiedy czternastokrotni mistrzowie Polski po raz ostatni pokonali krakowską Wisłę. Nic dziwnego, że dyskusje budziły tak wiele emocji, bo było to aż jedenaście lat temu - 16 października 1999 roku Adam Kompała strzelił zwycięską bramkę w 51 minucie.

- Byłem wtedy drugim trenerem Wisły. Nasz zespół przeżywał kryzys i Górnik to wykorzystał. Dziś jestem po drugiej stronie barykady i mam nadzieję na powtórkę z historii! - opowiadał przed niedzielnym spotkaniem trener Górnika, Adam Nawałka.

Jego piłkarze też żywili taką nadzieję, ale wyraźnie mieli w głowach ostatnie mecze z Jagiellonią (0:1) i Lechią (1:5). Przede wszystkim skupili się więc na zneutralizowaniu siły ofensywnej Wisły. W efekcie cała pierwsza połowa przypominała klincz dawnych siłaczy, w którym zapaśnikom co prawda uwypuklają się z wysiłku żyły na skroniach, ale widzowie mają wrażenie, że podziwiają rzeźby.

Ta taktyka wyraźnie frustrowała przyzwyczajonych do gry z rozmachem gości. Jak zwykle rozkapryszony Paweł Brożek irytował się coraz bardziej, chociaż wracający po dwóch latach związanej z kontuzją przerwy Łukasz Garguła próbował wykorzystać jego atuty precyzyjnymi podaniami. Generalnie niewątpliwa uczta dla strategów była dość ciężkostrawna dla kibiców, którzy jednak cierpliwie wspierali Górnika namawiając go, by ten zagrał jak za dawnych lat.

Swój plan konsekwentnie realizował też Nawałka. Nie reagując na nawoływania z trybun i upływające minuty, uparcie trzymał w odwodzie komplet rezerwowych. Nagrody mógł się doczekać w 59 minucie - Aleksandrowi Kwiekowi zabrakło dosłownie pół kroku, by lepiej przyjąć piłkę i zamachnąć się do strzału. Te centymetry zadecydowały o tym, że zamiast soczystego uderzenia wyrastający na lidera drużyny piłkarz zaliczył podanie do Mariusza Pawełka. Przez następne dwadzieścia minut Kwiek, który w Wiśle spędził jeden sezon, w ramach pokuty biegał za trzech - gdy tylko zwolnił Nawałka krzyczał i gestykulował - spoglądając w górę z nadzieją na rehabilitację. Niebiosa zlitowały się nad nim siedem minut przed końcem meczu.

To trafienie było dla Wisły szokiem. Szkoleniowiec Górnika natomiast z zimną krwią dokonywał zmian, które urywały kolejne kilkadziesiąt sekund i oznaczały powroty do gry zawodników kontuzjowanych od dłuższego czasu: i Michała Jonczyka i Michała Pazdana. Te roszady przybliżały go do historycznego zwycięstwa, aż wreszcie mógł ruszyć w taniec radości.

Podczas gdy zabrzanie fetowali sukces ze swoimi kibicami, ekipa gości znikała w tunelu, a na twarzach wiślaków dominowało niedowierzanie.

- Co czuję? Wielkie rozczarowanie - rzucił krótko Patryk Małecki.

- Teraz czas na Lecha! - powtarzali natomiast piłkarze Górnika, sprawiając wrażenie, że najchętniej z mistrzami Polski zagraliby nie w najbliższą niedzielę (14.45), a już wczoraj, na fali radości i euforii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!