Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Biskup Szurman - twardy jak luterska wiara spod Cieszyna

Krzysztof Karwat
Smutek. Wielki żal. Odszedł biskup Tadeusz Szurman, od wielu lat najważniejsza postać wśród śląskich ewangelików. Powszechnie szanowany, lubiany i ceniony, bo zdołał społeczność, w której wyrósł, wyprowadzić z cienia anonimowości.

Wytrwałą pracą zdejmował z niej uciążliwe piętno, które zaciemniało obraz naszej przeszłości i zatruwało codzienne życie.
Parokrotnie miałem okazję o tym z nim rozmawiać. Mówił wtedy o potrzebie przełamywania stereotypów i uprzedzeń. Także o ignorancji, z jaką zderzają się luteranie nadal tu i ówdzie stawiani w stan podejrzenia. Gdzie biją źródła tej nieufności? Najkrócej rzecz ujmując: w historii. Ale raczej już nie tej odległej, znaczonej prześladowaniami i krwawymi wojnami religijnymi, których Śląsk był jedną z głównych aren.

Cezurę stanowi okres rządów Bismarcka i kulturkampfu, nałożony na rychłą rewolucję przemysłową i demograficzną, wzmocnioną masowymi migracjami z głębi Niemiec.

Ale tych napięć na tle narodowościowym i wyznaniowym nie było, a w każdym razie jeszcze się nie ujawniały, gdy w Katowicach stawiano pierwszy murowany kościół, właśnie ewangelicki. Ten sam, w którym posługę pełnił biskup Szurman, doprowadzając go do stanu jednego z najcenniejszych zabytków w tym mieście. W połowie XIX wieku luteranie, stanowiąc polityczną i gospodarczą elitę, później nawet wspomagali budowę świątyń katolickich. Tak postępowali m.in. Donnersmarckowie z linii świerklanieckiej i Tiele-Wincklerowie z Miechowic. Warto o tym pamiętać, gdy przywołuje się niegdysiejsze podziały, wedle których każdy Polak to katolik, a każdy ewangelik to Niemiec.

Ten dwubiegunowy układ szybko się utrwalił, znajdując potwierdzenie w statystykach, spisach ludności i na mapach rejestrujących użytkowników jednego bądź drugiego języka. Ale na Śląsku nie wszystko było tak oczywiste i jednoznaczne. Zwłaszcza w następnym stuleciu.

Po zakończeniu I wojny światowej oraz podziale regionu znowu doszło do wymieszania ludności i odwracania się wcześniejszych proporcji. W autonomicznym województwie śląskim coraz większą rolę odgrywały miasta i miejscowości dawnego Księstwa Cieszyńskiego, a w nich przeważający na tym terenie polskojęzyczni protestanci, którzy sukcesywnie napływali do Katowic i sąsiednich miast także po roku 1945 (tam tkwią również korzenie rodzinne biskupa Szurmana). Ale - to oczywiste dla każdego - społeczność protestancka już nie zdołała odbudować dawnego stanu posiadania, niemal wszędzie stając się niesłusznie ignorowaną mniejszością.

Wdzieciństwie strzeliste kościoły ewangelickie w Chorzowie czy Świętochłowicach otoczone gęstwiną zieleni i szczelnymi płotami, budziły we mnie dziwny niepokój. Na pewno ani ja, ani żaden z moich rówieśników nie odważyłby się przekroczyć ich progów ("czy dlatego, że złożono pod nimi ciało Matki Boskiej?" - jakbym słyszał głos biskupa Szurmana, a w nim wyrozumiałość, ale i nutę ironii). Nie, tego przesądu nie pamiętam.

Ale coś było na rzeczy, skoro był to dla nas świat zupełnie obcy, choć akurat mnie udało się go dość wcześnie oswoić. Stało się tak, bo w dzieciństwie często wakacje spędzałem na Śląsku Cieszyńskim. Bez trudu trafiłbym jeszcze dziś do urokliwego domku stojącego samotnie opodal dworca kolejowego w Skoczowie.

Nasi gospodarze byli nad-zwyczaj serdeczni. Jechało się do nich jak do rodziny. I jakoś ta odmienność wyznaniowa nikomu nie przeszkadzała. Podobnie jak leżąca u wezgłowia mojego łóżka Biblia, a na stole stare kancjonały. Ale przezornie nie ruszałem tych ksiąg. Jakbym czuł, że właśnie w nich tkwi owa tajemnica, która jednych oddziela od drugich.

Dziś wiem, że to nieprawda, jakiś kulturowo-religijny atawizm, który nie wiadomo skąd się wziął. Musiałem go jednak dawno ujarzmić, skoro mój domowy egzemplarz Pisma Świętego, wydany w roku 1979 we współczesnym tłumaczeniu wybitnych protestantów polskich, pochodzi z zasobów parafii świętochłowickiej, której wikariuszem, a potem proboszczem w owych latach był właśnie ks. Szurman. Tak, świat jest mały albo aż tak wielki, że musi zmieścić całą tradycję chrześcijańską...
Tadeusz Szurman od lat zmagał się z ciężką chorobą. Podejrzewam, że niejeden by się poddał. Ale on był Ślązakiem twardym. Jak luterska wiara spod Cieszyna - to porzekadło świetnie do niego przystawało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!