Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Edukacja wraca do peerelowskiego ideologicznego gorsetu

Krzysztof Karwat
Współczuję nauczycielom. Wielu z nich żyje w poczuciu lęku przed utratą pracy. O tym, czy zostaną zwolnieni, w niejednym przypadku zdecyduje ślepy los. Związek Nauczycielstwa Polskiego przewiduje, że do końca przyszłego roku z zawodem może pożegnać się aż 100 tysięcy osób.

Bezrobocie dotknie przede wszystkim pedagogów z likwidowanych gimnazjów, bo będzie im trudno zmieścić się w „siatkach godzin” układanych przez dyrektorów szkół podstawowych i średnich. Nietrudno się domyślić, że pierwszeństwo zatrudnienia utrzymają ci, którzy w tych szkołach już pracują, w niejednym przypadku z trudem chomikując zajęcia, składające się na pełny (albo i nie) etat. Niż demograficzny zbiera żniwa we wszystkich typach szkół.

Tylko 6- i 7-latków jest chwilowo „zbyt dużo”. Bo wielu z nich, z woli władzy i części rodziców, „powtarza klasę”, inni pozostali w swoistej przedszko-lnej „hibernacji”. Pozostawienie „pustego rocznika” to dziwactwo, którego jednak nie dało się uniknąć, skoro powracamy do modelu peerelowskiego, zrównując z ziemią to wszystko, co udało się w polskiej szkole zmienić na korzyść.

Lista ułomności polskiego systemu edukacyjnego była i jest długa. Czy teraz się skróci? Większość ekspertów wątpi. Sam też nie rozumiem, skąd na przykład wzięła się histeryczna akcja pod hasłem „ratujmy maluchy”, którą teraz przyjdzie nam w takim pośpiechu konsumować. Przecież prawie we wszystkich krajach europejskich obowiązek edukacyjny zaczyna się w wieku sześciu lat, a w Anglii to nawet o rok wcześniej. Nie słyszałem, by ktoś tam skarżył się, że dzieciom brutalnie odbiera się dzieciństwo. Nie narzekają też liczne polskie rodziny mieszkające i pracujące na Wyspach Brytyjskich albo w Niemczech. Rzecz bowiem w programach nauczania, jakości kształcenia i wychowania, wysokich kwalifikacjach pedagogów, w dbałości o infrastrukturę.

Przede wszystkim zaś chodzi o niczym nieograniczany dostęp do edukacji i wyrównywanie szans między miastem a wsią, gminami bogatszymi i biedniejszymi, rodzinami zamożnymi i takimi, w których się nie przelewa. Gimnazja to dawały, choć wystartowały fatalnie i przez parę lat wydawało się, że będzie coraz gorzej. Poziom nauczania - oględnie rzecz ujmując - nie był wysoki, a na to nałożyły się problemy wychowawcze. No i lokalowe, bo gimnazja miały zostać umie-szczone w odrębnych budynkach. Ale to przeszłość, czego potwierdzeniem są rozmaite badania i porównania.

Polskie nastolatki przestały odstawać od swych rówieśników z innych krajów, choć zapewne wiele jeszcze było do poprawienia. Nawet jeśli szacunki związkowców zostały zawyżone, to przecież zwolnienia są nieuniknione, bo zmieni się struktura szkolna i wiele budynków zostanie zamkniętych.

Czy będą wśród nich także te, które zostały ogromnym kosztem, czerpanym z budżetów lokalnych, ale i europejskich, wyremontowane, dostosowane do współczesnych standardów, wyposażone w pomoce naukowe i nowoczesne pracownie? Pytanie retoryczne, choć zapewne ratunkiem staną się przeprowadzki z obiektów gorszych do lepszych, ale nie wszędzie to będzie możliwe. Część szkół podstawowych w niedalekiej przyszłości nie pomieści 7- i 8-klasistów, więc pojawi się konieczność uczenia na dwie zmiany, jak w PRL-u.

A co stanie się w roku 2019, gdy - równocześnie - skończą podstawówki (i dogaszone gimnazja) dwa roczniki młodzieży? Czy wszyscy zmieszczą się w liceach i innego typu szkołach? Tego przecież nikt nie wie. A rodzice dzisiejszych 6-klasistów nawet nie wiedzą, gdzie w przyszłym roku uczyć się będą ich pociechy. Niewyobrażalne, jak wiele pieniędzy zostanie zmarnowanych. Nikt ich dziś nie chce policzyć, bo po co, skoro już zostały wydane. A nowe koszty? Czy nam ktoś powiedział, ile wyniosą?
Współczuję samorządowcom, czyli wszystkim #lokalnym społecznościom, bo przecież to one, a nie rząd, będą musiały zapłacić za tę rewolucję. Subwencje oświatowe i bez tego były zbyt niskie, co rusz wpędzając niejedną placówkę w kłopoty finansowe. Teraz zaś nie chodzi wyłącznie o koszty administracyjne czy odprawy dla zwalnianych nauczycieli.

Z niepełnych zapowiedzi ministerstwa wynika, że za zmianami strukturalnymi pójdą daleko idące korekty zarzą-dcze (z silniejszą kontrolą kuratoryjną, czyli państwową). Czy wszystkie podręczniki i programy nauczania pójdą do kosza? Były aż tak złe? A czy nowe są już przygotowane? Nauczyciele je znają? I pytanie najważniejsze: po co to wszystko?

Pesymiści powiadają, że chodzi o politykę, o poddanie szkół jednej centralnie wyznaczonej sztancy ideologicznej. O wychowanie „nowego człowieka”. Nie wiem, bo przecież celów tej reformy nikt przejrzy-ście nie przedstawił. Wiem tylko, że z Polakami lepiej ostrożnie. Uczyć ich trzeba. Ale pouczać? Broń, Panie Boże!

*Trąba powietrzna w Chorzowie ZOBACZ NOWE WIDEO I ZDJĘCIA
*Wakacje przedłużne. To prezent MEN dla uczniów
*Pielgrzymka kobiet do Piekar Ślaskich 2016 ZDJĘCIA + WIDEO
*Dzieci zasypiają w każdych warunkach NAJŚMIESZNIEJSZE FOTKI
*Sprawdzony i prosty przepis na leczo SPRÓBUJ I SIĘ PRZEKONAJ
*W pełni wyposażone mieszkanie w centrum Katowic może być Twoje! Dołącz do graczy loterii "Dziennika Zachodniego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!