Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Wyborczy zawrót głowy i rutyna

Krzysztof Karwat
Kampania wyborcza z wolna się rozkręca, ale chyba większych emocji nie wzbudza. Wydaje się, że jest mało dynamiczna. Wygrywa rutyna.

Główne partie polityczne sprawiają wrażenie, jakby dopiero konsolidowały siły przed rozgrywką parlamentarną. Za kilka tygodni ich rzecznicy będą tłumaczyli słabsze wyniki rzekomą apolitycznością naszych samorządów. Na ostateczne rozstrzygnięcia każą czekać do przyszłego roku.

Bo rzeczywiście, ugrupowania lokalne czy regionalne odgrywają coraz większą rolę, wypierając nawet z dużych miast radnych i prezydentów partyjnych. Niby mamy dobre powody do narzekania na pasywność obywatelską Polaków, czego wyrazem najdobitniejszym jest marna frekwencja. Z drugiej jednak strony, jak tłumaczyć ekspansję lokalnych komitetów, które - zwłaszcza w wyborach do rad powiatowych - mnożą się nawet ponad miarę, bo tak chyba trzeba oceniać sytuację w miejscach, gdzie konkuruje grubo ponad dwadzieścia komitetów?

Większość z nich nie ma pomysłów i przede wszystkim pieniędzy na jakąkolwiek kampanię. Czeka więc nas niezły zawrót głowy, a niektórych - przewertowanie druków, przypominających książkę telefoniczną.

Ale - pamiętajmy - wybory to nie loteria, nawet jeśli trochę ją przypominają. Może więc nie warto - tylko ze względów doktrynalnych - tępić wszelkie listy partyjne, bo w ich przypadku przynajmniej możemy poznać programy, choćby nawet oględnie? Nie jest bowiem tak, że brak legitymacji partyjnej automatycznie oznacza uczciwość i bezinteresowność.
"Jeśli w polskim systemie przedstawicielskim nie będą zasiadali ludzie sukcesu, trudno będzie o sukces kraju. Człowiek, którego pierwszym sukcesem jest dieta radnego lub uposażenie posła, niczym pozytywnym się z nami nie podzieli. Ponadto ten jego status tak go demotywuje i demoralizuje, że skoncentruje się on jedynie na cynicznym uprawianiu gry, która pozwoli mu powtórzyć jego sukces, czyli znowu sięgnąć po poselską lub samorządową dietę".

Podzielam ten pogląd Władysława Frasyniuka, jednego z najważniejszych liderów dawnej "Solidarności".

Rzecz jasna, nie zawrócimy do epoki, gdy od cenzusu klasowego czy majątkowego zależało bierne prawo wyborcze. Dobrze jednak wiedzieć, co dany kandydat dotąd w życiu zrobił i czy przypadkiem kariera polityczna nie ma być dla niego tylko rodzajem trampoliny finansowej albo - co gorsza - drogą do swoistego zasiłku socjalnego.

Doprawdy, w takich przypadkach przestaje być ważne, czy nosi w kieszeni legitymację partyjną, tym bardziej że właściwie wszystkie polskie partie do masowych nie należą. Ba, na prowincji są wręcz elitarne, co wcale nie jest wartością pożądaną. Z faktu, że ktoś do żadnej partii nie przystąpił, jeszcze nic nie wynika. Niestety, też znam przypadki, o których mówił Frasyniuk. Nie da się ich zupełnie wyeliminować, choć wiele zależy od czujności wyborców.

Jeszcze trudniej uniknąć "skoczków", to jest takich radnych, którzy - w zależności od siły i kierunku przyszłych wiatrów politycznych - w trakcie trwania kadencji zmieniają front i przechodzą do obozu zwycięzców (zauważmy, że znacznie rzadziej dokonywane są ruchy w przeciwnym kierunku).

I niech mi nikt nie wmawia, że jest to wyłączna specjalność "partyjniaków".

Często do takich roszad dochodzi pomiędzy właśnie komitetami niby "apolitycznymi". W radach miast i gmin nieraz ten jeden czy dwa głosy przeważają, decydując o "być albo nie być" koalicji. Taki "skoczek" od razu - o, paradoksie - znajduje się w uprzywilejowanej pozycji. Od jego kaprysu bowiem może zależeć trwałość lokalnego układu.

Wiem coś o tym, bo sam też ostatnio postawiłem krzyżyk przy nazwisku takiego dżentelmena, by potem odnaleźć go w zupełnie innym towarzystwie. Mała to pociecha, że tym razem na pewno mojego głosu nie dostanie.

Najciekawiej zapowiada się bój o fotel prezydencki w Katowicach, Chorzowie i Bytomiu. A tak się składa, że z "powodów biograficznych" los tych akurat miast zawsze najbardziej mnie obchodził. Po sensacyjnej rezygnacji Piotra Uszoka doprawdy trudno przewidzieć, kto wygra. Ważne, że w konkury stanęło kilku solidnych zawodników.

W Chorzowie zaś do gry powrócił Marek Kopel, wieloletni prezydent tego miasta, co jest zapowiedzią ostrej rywalizacji. Z kolei w Bytomiu - tradycyjnie od ćwierćwiecza i jak nigdzie indziej - "wszystko się może zdarzyć".


*Prawybory z DZ: Kto prezydentem? Kto burmistrzem? ZOBACZ i ZAGŁOSUJ
*Wybuch w kamienicy w Katowicach: Dlaczego doszło do wybuchu?
*Śmieszne, dziwne, nietypowe plakaty wyborcze, czyli dużo śmiechu [ZDJĘCIA]
*Najlepsza jednostka OSP w woj. śląskim ZAGŁOSUJ W PLEBISCYCIE FINAŁOWYM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!