Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katowice. Konkurs i płatne certyfikaty. Przedsiębiorcy czują się oszukani przez katowicką spółkę

Krzysztof Jabłczyński
Kilkadziesiąt firm z całej Polski czuje się oszukanych przez spółkę z Katowic, która organizuje konkursy i przyznaje certyfikaty jakości.
Kilkadziesiąt firm z całej Polski czuje się oszukanych przez spółkę z Katowic, która organizuje konkursy i przyznaje certyfikaty jakości. Marzena Bugała-Astaszow / Polska Press
Kilkadziesiąt firm z całej Polski czuje się oszukanych przez spółkę z Katowic, która organizuje konkursy i przyznaje certyfikaty jakości. Proceder uwiarygadniały logotypy polskich i zagranicznych uczelni, które nie wiedziały o wykorzystaniu ich wizerunków. Przedsiębiorcy przystępujący do konkursów mówią, że te nie mają nic wspólnego z rzetelną i profesjonalną weryfikacją firmy, a za otrzymany certyfikat trzeba słono zapłacić, o czym przekonują się dopiero post factum, na podstawie przesłanej faktury. Pojawiają się przypadki zastraszania podmiotów, które decydują się nie zapłacić. Łącznie może chodzić o kwotę sięgającą pół miliona złotych. Sprawa jest rozwojowa i badają ją trzy różne organy.

Spis treści

O kulisach organizowanych przez katowicką spółkę konkursów na certyfikaty opowiedziała nam Magdalena Owczarek z Gliwic. Do jednego z nich w grudniu 2021 roku zgłosiła firmę, w której pracuje.

- Jako firma zgłosiłam się do udziału w konkursie o uzyskanie certyfikatu „Europejski Lider Jakości”, a zaproszenie dostałam drogą mailową. Wiadomość była bardzo profesjonalna, znajdowały się w niej dwa odnośniki prowadzące do zgłoszenia i opisu konkursu. Były tam logotypy Unii Europejskiej, uczelni Paris Nanterre, informacje o biurach znajdujących się za granicą, w tym m.in. w Brukseli i inne potwierdzenia, że jest to międzynarodowy konkurs tłumaczy Magdalena Owczarek.

Informacje drobnym druczkiem

W zgłoszeniu do konkursu należało wskazać różne podstawowe informacje o firmie, czym się zajmuje, ilu ma pracowników, jakie prowadzi projekty i dlaczego uważa, że może konkurować z firmami na arenie międzynarodowej. Jak wspomina Magdalena Owczarek, po wypełnieniu i odesłaniu zgłoszenia czekała na jakąkolwiek procedurę konkursową - audyt wewnętrzny lub weryfikację wniosku. Zamiast tego po miesiącu otrzymała wiadomość mailową z gratulacjami i informacją o wygranej. W jednym z około 20 załączników, których większość stanowiły logotypy w różnych formatach, była faktura na 3100 euro netto.

- W pierwszym momencie zzieleniałam i pomyślałam, „o co chodzi?” Zaczęłam pisać do organizatorów maile, w których informowałam, że nasza firma nie chce konkursu, bo nie wiedzieliśmy o płatności. Otrzymaliśmy odpowiedź napisaną rozbudowanym, prawniczym językiem, przekonującą, że informacje były umieszczone na stronie internetowej, gdzie jest też zakładka „opłaty” i regulamin, a ja oświadczyłam, że się z nim zapoznałam. Jak mogłam to zrobić, jak nie widziałam żadnego regulaminu? Weszłam ponownie na stronę i faktycznie, jest zakładka „opłaty”. Zobaczyłam raz jeszcze zgłoszenie i na ostatniej stronie, małym druczkiem pod koniec informacji o RODO jest wplecione oświadczenie, że został mi przesłany regulamin, z którego postanowieniami się zgadzam – mówi Magdalena Owczarek.

Znikające logotypy uczelni

Choć początkowo obarczała siebie winą za zaistniałą sytuację, to w firmie wciąż zastanawiano się co zrobić z niechcianą fakturą. W międzyczasie Magdalena Owczarek dowiedziała się o aplikacji, która pozwala na sprawdzenie zmian dokonanych na danej stronie internetowej.

- Cofnęłam się do 3 grudnia, czyli do dnia wysłania zgłoszenia i nie było tam zakładki „opłaty”, wcześniej też nie. Zmiany zostały wprowadzone w styczniu, czyli w momencie wysłania faktur. Był to dla mnie sygnał, że mam do czynienia z oszustami, którzy celowo ukryli informację o płatności. Wiedzieliśmy, że nie płacimy za fakturę, bo jest to bubel i nie jest to żadna europejska firma, tylko kontaktują się z nami jakieś osoby z Katowic – przekonuje Magdalena Owczarek.

Poza opisanymi zmianami na stronie wątpliwości budziły także liczne loga prestiżowych uczelni, zamieszczane na stronach konkursów organizowanych przez katowicką spółkę, o czym powiedział nam mecenas Mateusz Imioł, który prowadzi sprawę Magdaleny Owczarek.

- Wchodząc na stronę organizatora dotyczącą europejskiego certyfikatu, to przedsiębiorca zapoznawał się z informacją o współpracy organizatora z paryskim uniwersytetem Nanterre, czyli oddziałem paryskiej Sorbony. Jeżeli chodzi o polskie certyfikaty, to widział informację o współpracy z największymi polskimi uczelniami, Uniwersytetem Warszawskim, Uniwersytetem Jagiellońskim itd.. Po wysłaniu zapytań do wszystkich uniwersytetów odpowiedź była jedna – nie znają tych osób, nigdy nie współpracowali, a spółka nie zwracała się o to, czy może korzystać z logo uczelni. Prawdopodobnie każda z uczelni zgłosiła ten fakt do spółki i po tych działaniach nagle ze strony zniknęły wszystkie informacje o współpracy z uniwersytetami, natomiast przedsiębiorca nadal zostawał z wezwaniem do zapłaty – mówi Mateusz Imioł.

Inne takie przypadki są rozsiane po całej Polsce

W tej samej edycji konkursu, w której wzięła udział Magdalena Owczarek, laureatami zostały łącznie cztery firmy.

- Dwie niemieckie firmy z mojej edycji w ogóle nie istnieją. Jedna firma z Wrocławia powiedziała mi wprost, że dla niej te trzy tysiące euro to jest mały koszt. Nie chwalą się tym, widzą, że jest to szwindel, ale zapłacili, bo chcą mieć spokój, bo sprawa będzie się ciągnąć latami – mówi przedsiębiorczyni.

Magdalena Owczarek nawiązała kontakt także z firmami, które brały udział w pozostałych edycjach tego samego konkursu oraz w innych konkursach organizowanych przez katowicką spółkę.

- Z każdą firmą starałam się skontaktować telefonicznie lub mailowo i okazuje się, że nikt nie wiedział o płatności. Wszystkie te działania były tak prowadzone, żeby nikt nie wiedział o opłacie, a potem ku zaskoczeniu wszyscy otrzymują nagrodę – przekonuje Magdalena Owczarek.

Przedsiębiorczyni z Gliwic przywołuje także przykład innej osoby, która odmawia opłacenia faktury, pani Karoliny z Krakowa.

- Pani Karolina w ogóle nie zgłaszała się do tego konkursu. Ktoś ją zgłosił, ale bez jej podpisu. Wtedy organizatorzy skłamali, że rozmawiali z nią telefonicznie. System jest taki sam, osoby ze spółki zeznają, że dzwoniły, a niemożliwe jest odzyskanie bilingów rozmów sprzed dwóch lat, chyba, że chodzi o morderstwo. U nas tak samo skłamali mówiąc, że dzwonili do właściciela firmy i informowali o płatności. Inne firmy są zastraszane, że w przypadku braku opłaty za fakturę, to organizatorzy konkursu przyjadą ze swoim mediatorem. Tych firm jest bardzo dużo. Wiem też, że niektóre były zastraszane, bo zaczęły się kontaktować między sobą – mówi Magdalena Owczarek.

Wysokość opłat za rzekomy certyfikat jest różna, co także w opinii zainteresowanych przedsiębiorców miało w pewnym stopniu uwiarygadniać procedurę konkursową.

- Faktury były na różne kwoty, bo okazało się, że odpłatność jest zależna od liczby pracowników. Im więcej pracowników, tym wyższa faktura. Stawki różniły się też w zależności od rodzaju konkursu. Jeżeli w nazwie miał „polski certyfikat” to faktura była w złotówkach, a jeżeli „europejski certyfikat” to była w euro. Sugerując, że wysokość faktury zależy od liczby pracowników, też bardzo wskazujemy, że jest to większy nakład pracy ze strony organizatora konkursu, większa liczba dokumentów i osób do sprawdzenia. Nie, tu chodziło prawdopodobnie tylko o to, że jeżeli przedsiębiorca zatrudnia większą liczbę pracowników, to może zapłacić większą fakturę – zauważa Mateusz Imioł.

Dalsze kroki

Przedsiębiorcy, którzy nie opłacali faktury za certyfikat, kierowali sprawę do sądu.

- Schemat postępowania w sądzie był taki sam w każdym przypadku. Każdy z przedsiębiorców idąc do sądu spodziewał się rzetelnego procesu myśląc, że ma rację więc wygra, bo nie zgadzał się na żadną odpłatność. Liczył na darmowy konkurs, a całość sprawiała wrażenie, że jest to finansowane ze środków europejskich albo z budżetu państwa lub samorządowych – wyjaśnia Mateusz Imioł.

Okazywało się jednak, że każdy z nich przegrał swoją sprawę. Dlaczego?

- Do sądu przychodził przedsiębiorca, zazwyczaj była to jednoosobowa działalność, więc przychodził sam, natomiast ze strony spółki występowały trzy, cztery osoby, cały czas ten sam krąg ludzi, który zeznawał na okoliczność tego, że „przecież były rozmowy telefoniczne z tym przedsiębiorcą, że przedsiębiorca dzwonił i dziękował za organizację konkursu, że telefonicznie był informowany o opłatach, nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń”. Co istotne, każde połączenie telefoniczne w każdej sprawie miało miejsce powyżej dwunastu miesięcy wstecz, czyli w sytuacji, w której już nie można ściągnąć bilingu telefonicznego i zweryfikować tego rzekomego faktu połączeń telefonicznych. Przedsiębiorcy mieli też rzekomo mieć doręczony regulamin pocztowo, tylko druga strona nie była w stanie przedstawić jakiegokolwiek potwierdzenia doręczenia tego regulaminu – tłumaczy Mateusz Imioł.

Mimo przegranych procesów, wielu z przedsiębiorców nie rezygnuje ze swoich racji. Część podmiotów, które uważają, że zostały poszkodowane, zgłosiło się do przedstawiciela Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Katowicach, który zebrał dokumentację i przekazał katowickiej policji, aby rozpoznała, czy doszło do popełnienia przestępstwa.

- Czynności na razie prowadzone są w sprawie, a nie przeciwko. Będziemy wzywać osoby i podmioty, które czują się pokrzywdzone przez spółkę. Będą zebrane zeznania i dowody w postaci różnych dokumentów. Po przeprowadzeniu czynności z osobami, które podnoszą, że są podmiotami pokrzywdzonymi następnie będą wykonywane czynności z osobami z tej spółki – mówi podkom. Agnieszka Żyłka, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.

Jednocześnie rzeczniczka katowickiej komendy zaznacza, że w sprawie na razie nikomu nie postawiono zarzutów, a prowadzone czynności mają na celu zebranie materiału, który pozwoli ocenić, czy doszło do popełnienia przestępstwa.

Niezależne postępowania prowadzą także Prokuratura Krajowa i Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu. Postępowanie karne prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Sosnowcu w sprawie grupy podmiotów, które również czują się oszukane na skutek konkursu i płatnych certyfikatów wystawianych przez spółkę z Katowic również nadzoruje mecenas Mateusz Imioł.

- Została tam przedłożona lista kilkudziesięciu pokrzywdzonych firm. Postępowania cywilne są na przeróżnych etapach. Część przedsiębiorców jak dostało fakturę, albo się przestraszyło, albo w zależności od środków finansowych, którymi dysponują, nie chcieli mieć problemów więc zapłacili. Część z nich się sądzi i jest w trakcie postępowań – wyjaśnia Mateusz Imioł.

O dalszych ustaleniach w tej sprawie oraz o tym, jak na argumenty przedsiębiorców odpowiada organizator konkursów wydających certyfikaty, będziemy informować w kolejnych magazynowych wydaniach DZ i na stronie dziennikzachodni.pl.

Nie przeocz

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera