Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciek Regulski, nowy MasterChef: Wiedziałem, że w finale muszę zrobić coś nowego i sam ustalić zasady dania, a nie odtwarzać smak

Aleksandra Szatan
Aleksandra Szatan
Maciek Regulski wygrał 10. edycję programu MasterChef. Poza prestiżowym tytułem, wysoką nagrodą, nowy mistrz kuchni otrzymał również możliwość wydania swojej pierwszej, autorskiej książki kucharskiej.
Maciek Regulski wygrał 10. edycję programu MasterChef. Poza prestiżowym tytułem, wysoką nagrodą, nowy mistrz kuchni otrzymał również możliwość wydania swojej pierwszej, autorskiej książki kucharskiej. Wojciech Olszanka
- Taka nieprawdopodobna ilość talentu w jednym człowieku zdarza się bardzo rzadko. Nam się zdarzyła - szczerze - pierwszy raz od 10 lat - powiedziała Magda Gessler, wręczając Maćkowi Regulskiemu statuetkę MasterChefa. 23-letni student budownictwa z Dąbrowy Górniczej w świetnym stylu wygrał 10. edycję popularnego programu TVN. Zdobył też nagrodę specjalną: staż w restauracji uhonorowanej 3 gwiazdkami Michelin.

Nowy MasterChef jest z Dąbrowy Górniczej

Maciek Regulski z Dąbrowy Górniczej został laureatem 10. edycji programu „MasterChef”. To jego dania podbiły podniebienia profesjonalnego i wymagającego jury jednego z najpopularniejszych programów kulinarnych.
Poza prestiżowym tytułem, wysoką nagrodą, nowy mistrz kuchni otrzymał również możliwość wydania swojej pierwszej, autorskiej książki kucharskiej. „Z różnych stron świata” dostępna jest w księgarniach od 8 grudnia.

Rozmowa z Maćkiem Regulskim

Jak zareagował dziadek na wieść o pana wygranej w „MasterChefie”?

Kiedy już przyjechaliśmy z rodzicami z Hiszpanii (tam realizowany był półfinał i finał programu – przyp. red) zrobiłem mu lekki kawał. Dziadek poszedł zamknąć drzwi, a ja wykorzystując jego chwilową nieobecność, wziąłem statuetkę i stanąłem za nim. Gdy się obrócił, zobaczył statuetkę. Prawie omdlał z wrażenia.

Kibicował panu?

Mieszkam z dziadkiem, więc gdy były jakieś aktualizacje, to on wiedział pierwszy. Kibicował, wspierał mnie, gdy miałem jakiś gorszy czas. Razem z mamą podtrzymywał wtedy na duchu, powtarzał: „dawaj, dasz radę”. Dziadek bardzo mocno motywował mnie do dalszej pracy.

Czyli cząstka statuetki należy do niego?

Tak. Chociaż jeżeli miałbym rozbić statuetkę MasterChefa na większe i mniejsze części, to ona należałaby do wielu osób, które znam. Każdy człowiek, którego poznałem – nie tylko w programie, ale też wcześniej – na pewno przyczynił się do tego, że akurat tak się ułożyło. Mam taką filozoficzną myśl, że jesteśmy wszystkimi ludźmi, których spotykamy na swojej drodze. Nawet jeśli mamy złe doświadczenia, to one też na nas wpływają i kształtują. Tak naprawdę, jeśli nie byłoby takich złych momentów, to może nie przeżyłbym teraz tego, co się stało.

To była pana pierwsza decyzja, by wziąć udział w programie „MasterChef”?

To było moje pierwsze podejście. Dlaczego nie wcześniej? Nie chodzi o to, że nie wierzę w swoje możliwości. raczej poddaję je w wątpliwość. Moim zdaniem pokora w kuchni to jest główna cecha rozwoju. Trzeba cały czas myśleć o tym, czego nam jeszcze brakuje. Sądziłem, że to nie byłby taki dobry pomysł, by się zgłosić. Bo szybko odpadnę, albo wcale się nie dostanę... Ale pojawił się ostatni dzwonek. Kończę obecnie studia, natomiast wiedziałem, że po napisaniu pracy chcę zostać kucharzem. Regulamin programu, mówi o tym, że nie może tam być osoba pracująca w kuchni. Było więc jasne, że to jest ostatnia szansa. Bo skoro chcę pracować w kuchni, to do następnej edycji MasterChefa już się nie zgłoszę. Postanowiłem spróbować.

Jak wspomina pan pobyt w programie „MasterChef”?Co było najważniejsze? Zdobywanie nowych umiejętności? Staże, które udało się wygrać?

Na pewno ten program bardzo mnie rozwinął. Bez niego nie umiałbym tak gotować. Chciałem być w każdym kolejnym odcinku, bo wiedziałem, że następne konkurencje są dla mnie wspaniałą szansą do rozwoju. One zawsze były bardzo pomysłowe, zaskakujące. I w tym wszystkim była jeszcze ogromna presja, która jednak budowała. Wielu ludzi może to przytłoczyć, a mnie ta presja motywowała. By jeszcze bardziej wspiąć się na wyżyny i stworzyć jeszcze lepsze dania od tych poprzednich. No a staże... Kiedy dostałem statuetkę MasterChefa, wygraną pieniężną i możliwość napisania książki, czułem się naprawdę jak w siódmym niebie. Ale, gdy do tego doszedł jeszcze staż w3-gwiazdkowej restauracji notowanej w przewodniku Michelin, to serce pokazało, na czym najbardziej mi zależy.

Maciej Dobrzyniecki, prezydent Akademii Gastronomicznej w Polsce wręczając panu tę specjalną nagrodę powiedział: „Postanowiliśmy przyznać tobie nagrodę specjalną, o której wielu profesjonalnych szefów kuchni marzy. Będziesz uczył się od najlepszych, a my jako Akademia Gastronomiczna będziemy obserwowali twoją drogę”

Proszę mi wierzyć, naprawdę cieszyłem się z pozostałych nagród, ale gdy usłyszałem, że będę miał możliwość pracy w 3-gwiazdkowej restauracji, czyli tak naprawdę na „Mount Everest gastronomii” to po prostu pękło mi coś w środku i zacząłem płakać. Jak powiedziałem w programie, to był pierwszy raz, kiedy płakałem ze szczęścia, bo jestem raczej osobą, która jest bardzo powściągliwa w okazywaniu emocji. Szczególnie, gdy są te dobre emocje, to czuję się bardziej zaszokowany, że nic nie widać na mojej twarzy.

Jeszcze w trakcie programu wywalczył pan też staż w prestiżowej restauracji ARCO by Paco Pérez w Gdańsku.

To restauracja, która nie dość, że ma wspaniałego patrona, to jeszcze ma bardzo realne aspiracje na posiadanie gwiazdki Michelin.

Powtarzają się opinie, że tyle pozytywnej energii i wsparcia nie było jeszcze w żadnym finale. Programowi „ojciec i syn” spotkali się w ostatecznej rozgrywce, ale nie było widać po was rywalizacji.

Ja uważam, że jeżeli ludzie będą rywalizować między sobą, a nie z samym sobą, to zmarnują trochę wysiłku, by pokonać kogoś, zamiast w pełni skupić się na tym, by być lepszym. Nie chodzi o to, że czułem się tak pewnie, ja po prostu w nikim nie widziałem konkurenta, tylko przyjaciela. A kiedy Mariusz, mój programowy „ojciec” dostał się do tego ścisłego finału to wiedzieliśmy już, że wszystko zostaje w rodzinie (śmiech). Zresztą Mariusz o tym mówił: „Czy ty, czy ja - to już kompletnie nie ma znaczenia, jesteśmy już wygrani”. Wiele razy powtarzałem Mariuszowi, że on bardzo mnie wspierał przez cały program, takim aż ojcowskim podejściem. Dużo rozmawialiśmy. W trakcie finału, który wspólnie oglądaliśmy, powiedziałem Mariuszowi: „patrz, niosę od razu trzy talerze”. On był kiedyś kelnerem i tego mnie nauczył. Takiego małego szczególiku. Z tych malutkich kawałków, których na pierwszy rzut oka może nie widać w programie, narodziła się nasza przyjaźń. Wydaje mi się, że już na całe życie.

Nie przeocz

Studiuje pan budownictwo. Umysł analityczny w kuchni też się przydał?

Na pewno. I odwrotnie, kuchnia przydała się na studiach. Pamiętam, gdy na studiach mieliśmy zajęcia dotyczące projektowania mieszanki betonowej. Prowadząca zajęcia pochwaliła projekt, rozmawialiśmy o tym. Powiedziałem jej, że „beton to taki chleb budownictwa. Mało składników i przydatny”.

A co było pierwsze? Gotowanie czy budownictwo?
Zdecydowanie gotowanie. Ale wiadomo, że w głowie młodego człowieka może być tyle planów na życie, że jeszcze dziesięć razy zmieni zdanie. U mnie zmieniało się tak kilka razy.

Kiedy zaczął pan gotować?

Gotuję jakoś od drugiej klasy gimnazjum. To było już świadome gotowanie. A takie bardziej ambitne rzeczy to zacząłem przygotowywać w czasie studiów. Jestem typowym samoukiem. Oglądałem oczywiście programy kulinarne, ale 90 procent wiedzy zdobyłem z internetu. Może z tego też wynika chęć eksperymentowania, bo poznałem tyle niesamowitych dań i każdego chcę spróbować.

W programie był pan chwalony za to, że wychodził poza schematy, ale czy była jakaś konkurencja,w trakcie której pomyślał pan, że w tym eksperymentowaniu zrobił o jeden krok za dużo?

W sumie po każdym daniu mówiłem: albo 100 albo 0 (śmiech). Jak wyjść to z przytupem, a jak wygrać to na pewno ze skrajną reakcją na to. Mariusz w finale zdecydował się na dania, w których bardzo chciał postawić na produkt. On tego nauczył się w programie. Wiele razy powtarzano, że mniej znaczy więcej. By niezbyt dużo działo się na talerzu, a bardziej skupić się wokół jednego składnika. Ja przez program jeszcze bardziej rozwinąłem swoje szaleństwo. Każdy coś innego wyniósł z MasterChefa. Mariusz czy Renia to są osoby, które bardzo dużo podróżowały, jadły też w najlepszych restauracjach na świecie. Mają duże poczucie i doświadczenie smaku. Bo mieszkali za granicą, są też ode mnie starsi. Wiedziałem, że w finale programu muszę zrobić coś nowego i sam ustalić zasady mojego dania, a nie odtwarzać smak, który gdzieś poznałem.

8 grudnia ukazała się pana książka kulinarna ” Z różnych stron świata”. To wypadkowa dań prezentowanych w programie, ulubionych smaków?

Chciałem, żeby ta książka była wszechstronna.Każdy 2-3 dania wyciągnie dla siebie, niezależnie od tego, na jakim jest poziomie gotowania. Chciałem zrobić portfolio swoich dań.Jak policzyłem, jest tam 5 czy 7 dań z ryżu, który kocham. Są tam rzeczy bardzo w moim stylu. Takie, które można zrobić szybko. Są ponadto desery. Jest nawet dział wigilijny. Przygotowując „Z różnych stron świata” miałem w głowie myśl „Maciek, napisz taką książkę, jaką sam chciałbyś kupić”.

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera