Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Luiza z Gliwic chciała być w Big Brotherze. Jest w Sanatorium Miłości. ,,To będzie edycja inna niż wszystkie" - mówi

Agata Markowicz
Agata Markowicz
VI edycja randkowego show wystartowała w niedzielę, 10 marca o godz. 21.20, na antenie TVP1. Województwo śląskie reprezentuje w programie m.in. Maria Luiza z Gliwic. To kobieta-wulkan, której występ w telewizji marzył się już ponad dwie dekady temu. Wtedy się nie udało, teraz pozna ją cała Polska. ,,Jest we mnie niespokojna dusza" - mówi. Nam opowiada o tym, jak trafiła do Sanatorium Miłości, co robi na co dzień. Życie gliwiczanki nie oszczędzało, ale jej przykład dowodzi, że można podnieść się po najcięższym upadku. I nigdy nie jest za późno na spełnianie swoich pasji.

Maria Luiza to pseudonim na potrzeby programu?
Absolutnie! Tak mam wpisane w dowodzie. Podwójne imię to zasługa mojego taty, który spędził kiedyś kilka lat we Francji. A tam jak wiadomo dwuczłonowe imiona są bardzo popularne, i to bardzo się mu spodobało.

A propos popularności. Jest pani już na nią gotowa?
Trudno powiedzieć, na razie jej jeszcze nie doświadczyłam. Sanatorium Miłości z moim udziałem dopiero wystartowało, chociaż… było parę osób, które już mnie rozpoznały. Niedawno byłam na stacji benzynowej, gdzie zawsze tankuję. ,,Widziałam panią w telewizji” – usłyszałam od pani, która tam pracuje. Nie powiem, było to bardzo miłe. Innym razem w sklepie ktoś mnie zaczepił pytaniem ,,czy to pani”? Zobaczymy co będzie dalej.

Kto kibicuje pani najbardziej?
Moje dorosłe dzieci, córka Maja i syn Tomasz. A także wnuki, które – choć jeszcze są za małe, aby śledzić Sanatorium Miłości - wiedzą że babcia będzie w telewizji. Znajomi i przyjaciele też nie mogli doczekać się emisji.

Co zdecydowało, że wysłała pani zgłoszenie do programu?
Zawsze byłam niespokojną duszą. Pamiętam czas, to było ponad 20 lat temu, kiedy na ekrany wchodziła pierwsza edycja Big Brothera. Wysłałam wtedy zgłoszenie i dostałam odpowiedź, że mam przyjechać na casting do Warszawy. Pochwaliłam się tą rewelacją podczas obiadu. Będzie rozwód – usłyszałam w odpowiedzi od męża. Podobnie zresztą zareagowały moje dzieci; wstały od stołu mówiąc, że one się wyprowadzają. Pewnie bym ich wszystkich wtedy przekonała, zwłaszcza męża, bo był bardzo tolerancyjny, ale odpuściłam.
Kiedy pojawiło się Sanatorium Miłości – oglądałam poprzednie edycje, chociaż nie wszystkie i znowu poczułam, gdzieś w głębi siebie, że mogłabym spróbować. Pewną inspiracją była dla mnie Mariola z przedostatniej edycji, która do programu przyjechała z USA. To jest też taka niespokojna dusza jak ja – pomyślałam. Z jednej strony – skacze ze spadochronem, z drugiej – mocno stąpa po ziemi i generalnie wie, czego chce od życia. Ostateczną decyzję pomogła mi podjąć moja córka Maja. ,,Mamo, spróbuj” – nalegała. Zgłoszenie wysłałam praktycznie rzutem na taśmę; to było w poniedziałek, a w środę był ostatni casting. Zaraz dostałam odpowiedź, że się dostałam. Pojechałam oczywiście z córką. A potem – po tygodniu czy dwóch – przyszła odpowiedź, że jestem w programie.

Obawia się pani krytyki, hejtu? Wie pani, że będzie pani pod ostrzałem, a widzowie bywają czasami niesprawiedliwi.
Krytyki się nie obawiam. Życie boleśnie mnie doświadczyło i zahartowało, więc ludzkie gadanie mnie mało obchodzi, zwłaszcza jeśli opinie są bezpodstawne, a tym bardziej jeśli wyrażane są anonimowo. Lata temu, kompletnie zbankrutowaliśmy, straciliśmy z mężem całą firmę, a potem stres zrobił swoje i zmarł mój mąż. Zostałam z długami całkiem sama, przez dłuższy czas byłam krytykowana, większość znajomych gdzieś się nagle rozpierzchła... To był trudny czas, zwłaszcza pierwsze trzy miesiące. Fakt, że w ogóle przeżyłam zawdzięczam mojej córce. Maja przerwała wtedy studia w Warszawie, wróciła do Gliwic i prowadziła mnie za rękę, niczym mój anioł stróż. Udało mi się krok po kroku wszystko powoli ogarnąć, a z czasem stanąć na nogi. Znam swoją wartość, mam wkoło siebie wielu przyjaciół, więc tym bardziej ludzkiego gadania się nie obawiam. Nie wszyscy muszą mnie lubić i nie wszyscy muszą mnie akceptować.

Pierwszy odcinek oglądała pani sama? Czy w większym gronie?
Spotkaliśmy się u mojej córki w Katowicach, przyjechały osoby mi najbliższe – rodzina i przyjaciele. Najpierw chciałam zaprosić wszystkich do siebie, do Gliwic, ale ponieważ córka ma małe dzieci, a emisja programu wypada dosyć późno, w dodatku w niedzielę - stanęło na Katowicach.

Ma pani tremę przed emisją kolejnych odcinków?
Nie ukrywam lekki stresik jest. Staram się o nim nie myśleć, bo dużo pracuję, mam różne zajęcia pozazawodowe, wynikające z moich pasji, ale gdzieś to w tyle głowy siedzi. Od czasu do czasu mignie mi gdzieś w telewizji reklama zapowiadająca program i wtedy myślę sobie ,,o Boże, to już za chwilę”.

Dacie do wiwatu?
Cóż… nic nie wolno mi zdradzić. Mogę tylko powtórzyć za Martą Manowską, że ta edycja będzie trochę inna niż pozostałe. A w imieniu uczestniczek zaznaczę, że wszystkie jesteśmy charakterne!

Czym się pani zajmuje na co dzień?
Wspólnie z koleżanką prowadzimy firmę ogrodniczą w Gliwicach. Zimą zajmujemy się m.in. odśnieżaniem czy usuwaniem zalegającego na dachach śniegu. Latem – przenosimy swoją aktywność do ogrodów. Zlecenia mamy od osób prywatnych, ale współpracujemy także z niektórymi gminami na Śląsku, pomagając im w utrzymaniu zieleni. Naszą realizację można podziwiać m.in. wokół nowo wybudowanego budynku Straży Pożarnej w Rudzie Śląskiej. Z pozoru praca jest łatwa i przyjemna, ale zapewniam, że dostarcza mnóstwo adrenaliny i stresu. Jak chyba wszystkim, którzy zajmują się prowadzeniem własnej firmy, a zwłaszcza – jak w moim przypadku – zatrudniają inne osoby.

Kogo pani szuka w Sanatorium Miłości?
Przede wszystkim faceta z pasją. Mój mąż bardzo wysoko postawił poprzeczkę. Minęło tak wiele lat od jego śmierci, a ja gdzieś w głowie wciąż noszę jego obraz. To jest niedobre, ja sobie z tego zdaję sprawę, ale silniejsze ode mnie… Przeżyliśmy razem 23 lata, nasze małżeństwo było naprawdę udane. Mąż mnie przez te wszystkie lata prawie nosił na rękach. A ja jego! Wszyscy nam wkoło zazdrościli udanego związku, urodziły nam się fantastyczne dzieci, wszystko układało się jak w bajce.
Ten wzór gdzieś we mnie siedzi… Także jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Ja nie lubię niskich facetów; mój mąż był wysoki, postawny. Zawsze się śmiał, że zimą mnie grzeje, a latem daje mi cień. Miał zresztą olbrzymie poczucie humoru. Był szalenie inteligentny, dość powiedzieć że znał trzy języki.

Po śmierci męża z nikim się już pani nie związała?
Zostałam wdową w wieku 47 lat. Po latach weszłam w jeszcze jeden związek, nawet zdecydowałam się na powtórne zamążpójście, ale… to nie był dobry wybór. Zdałam sobie z tego sprawę dosłownie dzień po ślubie. Nasza relacja skończyła się rozwodem.

W wizytówce przedstawia się pani jako kobieta wielu pasji. Skąd się wziął taniec latynoamerykański?
Zawsze lubiłam tańczyć. Często chodziliśmy z mężem na różnego rodzaju potańcówki, mój mąż też tańczył doskonale – chociaż z czasem utył i było mu trochę ciężej. Pamiętam jak w telewizji pojawił się program ,,Taniec z gwiazdami”. Pochłonął mnie na całego, oglądałam każdy odcinek z zapartym tchem, chociaż było wielu znajomych, którzy się z tego powodu podśmiechiwali. Ale mnie się to podobało, i tyle. Ten program mnie tak zainspirował, że znalazłam w Gliwicach klub taneczny, w którym tańczą ze sobą profesjonalista i amator. Ja sobie wtedy wymyśliłam, że zapiszę się do niego i zatańczę z profesjonalnym tancerzem na swoje 65. urodziny!

Udało się?
Jak najbardziej. Specjalnie szukałam na tę imprezę restauracji z parkietem do tańczenia. Po życzeniach i obiedzie, kiedy goście siedzieli przy stole – ja na chwilę zniknęłam, żeby się przebrać. Wróciłam z nową fryzurą, bo do latino włosy powinny być gładko ,,ulizane” i w cudownej sukience, którą uszyłam sobie specjalnie na tę okazję. W ruch poszła muzyka. Pamiętam, że towarzystwo oniemiało. Moja córka się popłakała. Syn patrzył z dumą. A ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

Tańczy pani w tym klubie do dzisiaj?
Zostałam i to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Spodobało mi się do tego stopnia, że chciałam się w tej dziedzinie doskonalić. Dzisiaj jeżdżę nawet na turnieje. Tańczę chacha, jive’a i rumbę. Cały czas z tym samym partnerem, który towarzyszył mi na urodzinach, i od którego moja taneczna przygoda się zaczęła. 7 lipca tego roku braliśmy udział w zawodach w Paryżu pod Wieżą Eiffla. Jednym zdaniem, marzenia się spełniają, a na pasje nigdy nie jest za późno. Jestem tego najlepszym przykładem.

Pierwszy odcinek szóstego sezonu "Sanatorium Miłości" zadebiutował na antenie TVP 10 marca o godzinie 21.20.
W programie bierze udział 12 uczestników, którzy spędzili ze sobą blisko miesiąc w sanatorium w Krynicy-Zdroju.
Oprócz Marii Luizy z Gliwic - województwo śląskie reprezentuje Tadeusz z Krzyżanowic, koło Raciborza.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera