Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieć w sobie pozytywną energię. Recenzja filmu "Święto ognia"

Adam Pazera
Zuzanna Szamocka, materiały prasowe
Narodziny dziecka to wyjątkowe wydarzenie w życiu każdej rodziny. Pojawia się radość, ale i poczucie odpowiedzialności, bo oto przychodzi na świat nowy człowiek, na razie bezbronny i bezradny, który - do pewnego czasu - będzie oczekiwał od rodziców opieki, poświęcenia mu czasu, wprowadzania go w życie. Ale co, jeśli ta nowonarodzona istota pocznie się z niepełnosprawnościami i to tak dolegliwymi, że będzie wymagała troski i zajmowania się nią przez całe jej/jego życie, niekiedy 24 godziny na dobę.

Zapewne u rodziców rodzi się wówczas najpierw przerażenie, szok, bunt i złorzeczenie na los („dlaczego akurat to nas to dotknęło?"), ale później z pewnością przychodzi bezgraniczna miłość do takiego dziecka, miłość, która przewyższa tę i jest jeszcze głębsza, niż gdyby dziecko urodziło się „normalne". Choć to temat bardzo poważny, to powstają takie filmy, „ku pokrzepieniu serc i duszy", których bohaterami są osoby niepełnosprawne, ale „podane" są one w taki sposób, że lżej robi się na sercu. O mózgowym porażeniu, kto pamięta irlandzko-brytyjski film Jima Sheridana z 1989 roku z mistrzowską rolą Daniela Day-Lewisa? A bliższy naszej pamięci i z rodzimego podwórka jest na przykład świetny film Macieja Pieprzycy „Chce się żyć" z równie znakomitą rolą Dawida Ogrodnika.

I właśnie ten ostatni film, jak i najnowszy Kingi Dębskiej – „Święto ognia" - mają wspólny mianownik: bohaterowie uwięzieni we własnym ciele, umieszczeni na wózku inwalidzkim przekazują nam, widzom swoje spostrzeżenia i przemyślenia tekstem spoza ekranu (z offu). i obu przypadkach patrzą na świat optymistycznie, przez różowe okulary. Film Pieprzycy jest głębszy, bowiem opowiada o tym, że Mateusz przez otoczenie (mimo wielkiej miłości ze strony rodziny) uważany był za „roślinę" i dopiero dzięki bystrej terapeutce, pani Joli, będzie mógł „normalnie" funkcjonować. Bohaterkę „Święta ognia", Anastazję, poznajemy jako młodą dziewczynę, która informuje nas dość beztrosko: „Nazywam się Nastka, mam 20 lat, wiele rzeczy w ogóle nie umiem, ale bardzo potrafię patrzeć. Ale na to trzeba mieć czas, jak ja". A Nastka ma dużo czasu: od urodzenia przykuta jest do wózka, ale na szczęście nie jest „warzywem", bo jak opowiada – „dostało mi się w ruchy, nie w myślenie". Toteż w pełni świadoma, mimo swych ograniczeń porozumiewa się z najbliższymi za pomocą specjalnego programu komputerowego. W retrospekcjach Nastka „mówi" o zakochanych rodzicach, o trudnych narodzinach (okołoporodowe niedotlenienie mózgu spowodowane uciskiem pępowiny), o depresji poporodowej matki, daremnych próbach rehabilitacji (najbliższy termin - listopad przyszłego roku!) oraz troskliwej opiece ojca Leopolda, który nazywa córkę księżniczką. Dziewczyna pełna jest optymizmu, ciekawa świata i dowcipna (swą niepełnosprawność nazywa... „porożem!"). A wspomina też starszą o 9 lat siostrę, która tańczy w balecie w Operze Narodowej („rodzice uwielbiali tańczyć, może z tego tańczenia Łucja została baletnicą?"). I od tego momentu rozpoczyna się równoległy wątek obu sióstr, jak wspomina bohaterka: „obie siłujemy się ze swoim ciałem".

Choć z różnych pozycji, obie niezwykle ambitne, mają swoje marzenia, każda z nich chce odnieść swój osobisty sukces, ale przecież wysiłek wysiłkowi nierówny. Nastka chce zdać maturę i...zakochać się, Łucja - zdobyć rolę solistki w spektaklu "Święto ognia". Jedna - uwięziona we własnym ciele, dla drugiej „więzieniem" staje się ograniczenie ciała poprzez przypadkowy wypadek podczas przenoszenia siostry z wózka. Diagnoza lekarska dla Łucji jest bezlitosna: „jest obrzęk - ostre zapalenie mięśnia gruszkowatego, z kręgosłupem nie ma żartów, on się na pani zemści". Teraz najważniejsza jest rehabilitacja, toteż dziewczyna musi zapomnieć o jakichkolwiek ćwiczeniach baletowych. Czy uda jej się ukryć przed wymagającą, ale mimo wszystko ludzką instruktorką i surowym dyrektorem opery dolegliwość, stosując blokady, coraz mocniejsze środki bólowe i wystąpić na scenie podczas tytułowego, premierowego przedstawienia? Czy Nastka spełni swoje
marzenie i zda maturę, mimo pozbawionego złudzeń opiekuńczego ojca: „ale to jej do niczego niepotrzebne!"? Reakcją na te okrutne słowa jest szloch Nastki i rozpaczliwe pytanie wystukane na klawiaturze komputera: „To po co ja jestem!?"

Siłą napędową dla Nastki staje się niespodziewanie przebojowa sąsiadka Józefina, która wyprowadzając ją na spacery odkrywa przed nią świat, prowadzi rozmowy o życiu, o mężczyznach, o wszystkim. Podczas gdy wrażliwy ojciec nie zawsze radzi sobie z sytuacją i ucieka do pustego mieszkania po wuju Łukaszu, ten wulkan energii, żywiołowa i ekscentryczna Józefina, codziennie w innej, kolorowej peruce, staje się prawdziwą przyjaciółką niepełnosprawnej dziewczyny, a z czasem również osamotnionego Poldka.

Całość fabuły "Święta ognia" opowiedziana przez Nastkę niesie niezwykle pozytywną energię i dostarcza wielu wzruszeń. Cieszą serdeczne relacje między obiema siostrami, rozczulają przekomarzania się dziewczyny z Józefiną na jej pytania jaki jest ojciec, kiedy ta odpowiada dowcipnie: „Czasem fajny, czasem nudziarz”. Bawi początkowa nieporadność Poldka w relacji z Józefiną, wraz z ojcem i siostrą na widowni, trzymamy kciuki za tańczącą na scenie podczas premiery i walczącą z bólem Łucję („oby jej się udało!"). Świat otaczający Nastkę jest miły, ludzie serdeczni, przystojny sąsiad, bankowiec Mateusz dosiada się na ławkę obok dziewczyny i Józefiny, aby zamienić parę zdań. Także pozorna surowość trenerki Łucji i dyrektora Opery są usprawiedliwione: chodzi im przecież nie o własny interes, a zdrowie tancerki. Natomiast jakoś słabo mi wybrzmiewa, będąca jakby obok i specjalnie nie pasująca do całości dramatyczna historia matki, kiedy wreszcie na koniec ojciec odkrywa przed córkami jej tajemnicę.

Film jest ekranizacją powieści Jakuba Małeckiego z trafnie dobranym aktorstwem: z Tomaszem Saprykiem jako czułym ojcem i wulkanem energii Józefiną czyli Kingą Preis. Prawdziwym odkryciem są zaś dwie młode, debiutujące aktorki: zwłaszcza Paulina Pytlak w trudnej roli Anastazji i tancerka Baletu Narodowego - Joanna Drabik. Całość podana w optymistycznej, pozytywnej formie, bo taką sobie przyszłość wyobraża Nastka: „Przyjdzie całkiem fajna, a może i lepiej", a na swoje 21 urodziny refleksyjnie przekazuje nam: „Nie wszyscy mają tyle szczęścia co ja. Czasem myślę, że to jest za dużo".

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera