MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie interesuje mnie fikcja

Teresa Semik
Z Józefem Ligęzą, katowickim fotografikiem, rozmawia Teresa Semik

Wiek dwudziesty nazywany był erą obrazu. W nowym stuleciu fotografia ustępuje jednak miejsca wideo, technikom laserowym. Dokąd zmierza?

Trudno przewidzieć. Stoimy nieco na rozdrożu, a niektórzy twierdzą, że na bocznym torze. Nie wiemy, w którą stronę pójść.

Może fotografia bardziej skieruje się w stronę własnych korzeni. Nie będzie kreować rzeczywistości, tylko ją przedstawiać?

Póki dotykać będzie problemów człowieka, pokazywać drogi ich rozwiązania, nie zginie. Nie może jednak komputer zastąpić nas w działaniu i odebrać nam osobowości.

Niektórzy fotograficy mówią, że inspiruje ich film, inni, że malarstwo. Gdzie pan szuka inspiracji?

Witold Gombrowicz powiedział, że artysta nie szuka sztuki. Szuka ludzi, a wtedy sztuka sama się znajdzie. Fotografuję człowieka z jego problemami, pięknem i brzydotą, sprawnością i okaleczeniem.

W naturze ludzi jest jednak pragnienie, by na fotografii wyglądali ładniej, lepiej, bogaciej. A pan utrwala ich ze wszystkimi mankamentami. Nie zgłaszają pretensji?

Wielokrotnie osoby portretowane miały zastrzeżenia do swojego wyglądu na fotografii, bo nikt nie chce oglądać w rodzinnym albumie swoich wad i ułomności. Tymczasem ja otrzymywałem nagrody właśnie za te prace, pozbawione sztuczności i wymuszonej pozy. Artystycznie nie zawsze znaczy pięknie.

Często jest pan ze swojej pracy niezadowolony?

Wykonałem ponad 200 tys. zdjęć. Blisko połowa wylądowała w koszu.

Jest pan niebywale aktywny, o czym świadczy udział w 250 konkursach krajowych i zagranicznych. Skąd ta nieustanna chęć rywalizacji?

Człowiek, który nie rywalizuje, zawsze przegrywa. Ten zaś, który rywalizuje, przegrywa tylko czasami. Statystycznie nagrody, medale, wyróżnienia zdobyłem prawie w co drugim konkursie, na które trafiły moje fotografie. Cieszą mnie przygotowania do każdej rywalizacji, dobór prac, a potem oczekiwanie na rezultat. Przypomnę, że to "Dziennik Zachodni" zauważył moje pierwsze sukcesy artystyczne i napisał o nich na swoich łamach.

Mówi pan po 50 latach pracy twórczej, że nie zmieniłby nic w swoim życiu. Jak się dochodzi do takiego zadowolenia?

Wykonuję zawód, który lubię. Mam to szczęście. Ode mnie samego zależy to, jak pięknie i pożytecznie przeżyję każdą chwilę. Rada jest jedna: znajdź sobie taką pracę, która cię będzie pasjonować, a wtedy nigdy nie będziesz pracował.

Przez 20 lat był pan ekonomistą, fotografię uprawiał wtedy amatorsko. To nie był stracony czas?

W żadnym wypadku. Gdybym nie był ekonomistą z wykształcenia, pewnie dotąd bujałbym w obłokach. Ekonomia sprowadziła mnie na ziemię, a z tej perspektywy najlepiej widać człowieka, jego rzeczywiste problemy i dokonania. Fikcja o człowieku nigdy mnie nie interesowała.

Fotograf poluje na temat?

Poluje, ale musi wykazać się większą cierpliwością niż myśliwy. Musi poczekać na finał historii, którą chce przedstawić. Często ta historia jest sumą różnych przypadków. Nie łapie chwili na gorąco, bo one nie zawsze dają podpowiedź, jak żyć, jak się zachować, co dobrego zrobić dla innych.

Rozstaje się pan czasem z aparatem fotograficznym?

Kiedy wyjeżdżam na urlop.

Ma pan swoją fotografię życia?

Ciągle jest przede mną. Dlatego teraz na wszelki wypadek chodzę już bez przerwy z aparatem.

Józef Ligęza (72) pochodzi z Podkarpacia. Od 50 lat mieszka w Katowicach. W Muzeum Śląskim czynna jest wystawa jego fotografii "Life znaczy życie"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!